Kocica pochyliła się i spróbowała dosięgnąć jego łap.
— No już, przestań wierzgać, to szybko będzie po wszystkim — mruknęła do niego, a on jak na komendę zastygnął w bezruchu. No, prawie. Ale nerwowe drgawki nie były jego winą, prawda? — Przestań też się trząść — dodała, z nutą rozbawienia. Zlepek wbił przednie łapy w piasek.
— P-przepraszam! — zawołał, starając się naprawdę pozostać w bezruchu, jednak nie było to wcale takie proste. Koteczce jednak udało się zgrabnie wypuścić liliowego z pułapki, a ten padł brzuchem na piasek, chyba zmęczony dzisiejszymi wrażeniami.
— Fuj, jakie to obślizgłe — mruknęła z obrzydzeniem wojowniczka, wypluwając z pyska wodorost. Kocur uśmiechnął się nieśmiało, powoli podnosząc na równe łapy i starając się chociaż trochę zmężnieć w jej oczach, chociaż jego duma cierpiała.
Uratowała go już dwa razy.
Cóż z niego za partner? Cóż za wojownik?
Żałosny.
Od zawsze uważał, że cętkowana zasługuje na wszystko, co najlepsze. Była tak kochana i pomysłowa, a jej temperament w połączeniu z sakrastycznym językiem tworzyły piękny chaos. A on? Swoim trzęsidupskiem nie mógł jej za wiele zaoferować. Był strachliwy i niepewny siebie, nawet, jeśli się starał. Chciał dla niej góry przenosić, ale gdy nachodziło zagrożenie, ledwo podnosił łapy. Był do niczego. Westchnął ciężko i ruszył przed siebie, ciągnąc ogon po piasku.
— Hej! Co ty wyprawiasz? — burknęła kocica, ruszając za nim. — Jeszcze nie skończyliśmy, wracaj mi tutaj natychmiast! — nakazała. Zlepek powoli odwrócił głowę, kładąc uszy po sobie.
— Je-jestem do ni-niczego, wiesz? Cią-ciągle z tym wa-walczę, ale t-to prawda. Nie umiem być bo-bohaterem — mruknął cicho, ruszając dalej. Jego ukochana z irytacją przewróciła oczami, słysząc to.
— Odszczekaj to! — zawołała, doganiając kocura. Zlepek spuścił łeb, wpatrując się w piasek.
— Kiedy to p-prawda — wymarkotał. W chwilę po tym, coś na niego skoczyło. Nie tyle coś, co ktoś. Sroka po raz kolejny w ich historii przewróciła kocura na ziemię, lądując na nim.
— Chrzanisz. Wcale nie jesteś — stwierdziła, pochylając się nad Zlepkiem i patrząc w jego oczy. — Mówiłam ci już. Mój zastępca musi być zajebisty. I jest. Przestań się zadręczać — liznęła go delikatnie w policzek. Zlepek spojrzał na nią, trochę niepewnie.
— Na-naprawdę tak uważasz? — zapytał, a niebieska pokiwała łbem.
— No jasne, że tak. Ale jak zaraz nie przestaniesz skowytać, uznam cię za mazgaja. Chcesz być mazgaj, Zlepiona Żywico? — rzuciła, przejeżdżając łapą po jego brzuchu. Zlepek zaśmiał się.
— Co? Nie! Chcę być zajebisty! — zawołał, a kocica otworzyła szerzej oczy, zdumiona. Zlepiona Łapa nie do końca rozumiał, co ją tak zdziwiło. Powiedział coś? A może zrobił?
— Niech mnie, przeklnąłeś! — niemalże pisnęła z ekscytacji. Zlepek zaśmiał się wesoło, słysząc to. Chyba faktycznie to zrobił. Uśmiechnął się ciepło i wtulił głowę w szyję kocicy. Lubił, kiedy się tak na niej kładła. Czuł się wtedy taki... Potrzebny. Czuł, że zapewniał jej szczęście i poczucie bezpieczeństwa, a przecież niczego bardziej nie pragnął. Chciał tylko, aby była szczęśliwa.
— Je-jest szansa, ż-że jeszcze naprawię ten wieczór? — zapytał cicho, uśmiechając się.
— Czy ja wiem? Jest całkiem niezły, chociaż jeśli tak ci zależy, możesz go ulepszyć — stwierdziła kotka, uśmiechając się intrygująco. Zlepiona Łapa nie potrzebował kolejnego sygnału.
Zrobił to, o czym pisać nie trzeba.
<Sroczko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz