- Za niedługo pełnia - wyszeptała Błękit. - Może tym razem odbędzie się zgromadzenie...
Poczuła ukłucie żalu w sercu. Jak mogła o tym myśleć teraz, gdy zdradzała klan? Wściekła na siebie odwróciła głowę i westchnęła ciężko. Hiacynt, widząc jej smutek mruknął uspokajająco i uniósł wyżej jej podbródek. Wskazał łapą małe świecące punkciki na niebie, a potem ten najjaśniejszy.
- Nauczono mnie, że to najważniejsza gwiazda. Zwą ją Gwiazda Polarna.
Przez moment oboje podziwiali jaśniejący punkt. Kocica chciała otulić się ogonem, jednak udaremnił jej to Hiacynt, zaplatając ich kity w warkocz.
- Starszyzna mówi inaczej - stwierdziła zastępczyni, ogarniając spojrzeniem Srebrną Skórkę. - Każda gwiazda jest tak samo ważna. To nasi przodkowie. Każda jest jednym dzielnym wojownikiem, nie ważne czy kocięciem, czy starszym, rozumiesz?
Kocur pokiwał głową w zamyśleniu.
- To od nich liderzy otrzymują końcowy człon imienia. "Gwiazda"...
- Wspominałaś, ze jesteś zastępcą, więc... kiedyś staniesz się przywódczynią, tak?
Niebieska westchnęła i uciekła wzrokiem, przed spojrzeniem złocistych oczu.
- Tak... niby tak, ale wolałaby o tym nie myśleć. Nie teraz...
Hiacynt zrozumiał i otulił partnerkę. Może i dnie były upalne, za to noce stawały się coraz chłodniejsze.
- Nawet nie zapytałeś, czy kogoś mam - wyszeptała Błękitna Cętka. - No wiesz... może w klanie czeka na mnie... hm... partner?
Psotnie wywróciła oczami i mrugnęła do czarnego. Hiacynt ułożył głowę na łebku córki Białej Sadzawki.
- Nie masz - zamruczał, sennie.
- Skąd wiesz?!
- Bo tak całują tylko amatorki.
Za swój "niewinny" żarcik zarobił uderzenie w pysk. Cofnął się, udając zdumienie i oburzenie, goniony przez cichy śmiech cętkowanej.
- A może właśnie mam, hę?! Mój ukochany ma na imię Rumiankowa Łodyga! I mamy... dwoje kociąt! Kota i... tak, Suchego!
- Suchego jak twoje żarty? - zakpił Hiacynt, rzuci się do ucieczki, zanim Błękitna Cętka zdążyła rozpocząć pościg.
- Jesteś skończonym głupkiem. I dupkiem. Ale i tak cię kocham - wymruczała cicho zastępczyni, truchtając by zrównać krok z partnerem. Hiacynt trącił ją przyjacielsko.
- Ty też nie zapytałaś o moją ukochaną - zwrócił jej uwagę kocur.
- Nie zapytałam, bo wiem, że ty byś mnie nigdy nie oszukał! - wymruczała cicho dawna wojowniczka i przymknęła oczy. Cisza przedłużyła się nieznośnie i Błękit musiała uchylić powieki.
- Coś nie tak?
Hiacynt zacisnął drżące wargi. Uniósł głowę i zerknął w błękitne oczy burzowiczki.
- W sumie to... ech, trochę głupio wyszło. To nie tak miało być i...
Przez głowę zastępczyni przemykało tysiąc myśli na jedno uderzenie serca. Okłamał ją? CZY. ON. JĄ. OKŁAMAŁ?!
- Jest jakaś inna, prawda? Jakaś inna kotka! A ja głupia, myślałam, ze jestem ta JEDYNĄ! Tą WYJĄTKOWĄ! Tak jasne, jak zwykle byłam naiwna! Że też dałam się oszukać...
- Błękit, nie chodzi o to.
Ulżyło jej, ale tylko na chwilę.
- Czyli to... hm... kocur? Zakochałeś się w innym kocurze?
- Nie, nie - końcówki dużych uszu Hiacynta poczerwieniały delikatnie.
- Masz dzieci z poprzedniego związku? - na pyszczek kotki wszedł delikatny, pełen rozczulenia uśmiech. - Z tym to sobie spokojnie poradzimy. Kocham kociaki!
- Nie, nie miałem dzieci... chodzi o...
- Zechcesz mi powiedzieć o co ci chodzi?! Bo jak ja mam być spokojna, jeżeli ty mi nic nie mówisz?! Dlaczego tylko milczysz, co?
- Bo nie dajesz mi dojść do głosu - mruknął cicho Hiacynt.
Błękitna Cętka odliczyła wolno do dziesięciu, starając się opanować oddech. Miał całkowitą rację. Co prawda rzadko zdarzało jej się tak nakręcić, ale gdy już do tego doszło, to rzeczywiście ciężko było jej przerwać. Nieczęsto ogarniała ją aż taka wściekłość i irytacja.
- Tu nie chodzi o nas - zaczął kocur, korzystając z tego, że jego partnerka w końcu zamilkła. - Raczej o moją przeszłość, którą przed tobą zataiłem i powiedziałem, że jest nieistotna. A jest. I to nawet bardzo.
Błękitną Cętkę zatkało. Gapiła się na swojego partnera, mrugając powoli. Hiacynt uśmiechnął się delikatnie.
- Lepiej usiądź. To długa historia.
Posłusznie wykonała polecenie, opadając na wyschniętą trawę. Kocur westchnął głośno.
- Nie urodziłem się u Dwunożnych, chociaż tak to przedstawiłem. Na świat przyszedłem w bardzo, bardzo, bardzo odległym Klanie Mrozu, w Porze Oszronionych Kwiatów.
Błękit postanowiła nie przerywać ukochanemu.
- Moi rodzice bardzo mnie kochali - wymruczał Hiacynt gardłowo. - I tak. Miałem rodzeństwo. Właściwie to dwie siostry Różyczkę i Stokrotkę. Miałbym również brata, gdyby nie to, że zginął on przy porodzie. Jak miałem sześć... jak ty to nazywasz? Ach tak, księżyców, to dostałem mentora. Miał na imię Jasny Płomyk. Był cudownym kocurem, dbał i troszczył się o mój trening. Miał tylko dwie zasady. Pierwsza: zawsze wypełniaj polecenia mentora i druga - kocur uśmiechnął się gorzko. - Nigdy nie zbliżaj się do ludzi. Ale ja... Błękit, ja go nie posłuchałem!
Zastępczyni siedziała w milczeniu, obserwując partnera spod przymrużonych powiek. Nie miała pojęcia, ba, nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że na świecie istnieją inne klany. Czy też mają lidera i zastępcę? Medyka? Rzesze wojowników, gotowych ruszyć w bój na śmierć i życie?
- Któregoś pięknego ranka, jak miałem dziesięć księżyców, wymknąłem się z obozu - ciągnął Hiacynt. - I podszedłem do... - zamilkł i nerwowo oblizał wargi.
- Drogi Grzmotu? - ze współczuciem zakończyła Błękitna Cętka.
- Tak. Chciałem wszystkim pokazać, jak bardzo jestem odważny, że dam radę upolować wytwór ludzi. Oczywiście, nie udało mi się i wpadłem pod hałaskrzynię. Dwunożni wyszli z jej brzucha i podnieśli mnie z drogi, po czym zabrali do hałaskrzyni. Zabrali mnie ze sobą. Już nigdy nie widziałem mamy, taty, Różyczki, Stokrotki, nawet Jasnego Płomyka. No a... dalszą część już znasz.
Niebieska zbliżyła się do partnera i otarła jego łzy swoją łapą.
- Dziękuję, że mi powiedziałeś - wyszeptała cicho. - T-to... na serio wiele dla mnie znaczy.
Walcząc ze łzami, Hiacynt uśmiechnął się delikatnie i dotknął barku kocicy. Błękitna Cętka odwzajemniła uścisk. Siedzieli tak przez kilkadziesiąt uderzeń serca. Zamknęła powieki, czekając aż Hiacynt się uspokoi. Ku jej zdumieniu to samotnik pierwszy przerwał ciszę.
- Ej, Błękit. Spójrz!
Zastępczyni uniosła wzrok i otworzyła pyszczek, w geście skrajnego zdumienia. Wydawać by się mogło, że to sam Klan Gwiazd zszedł do ich lasu, by przyjrzeć się bliżej sprawom klanowych kotów. Niewielkie światełka tańczyły wokół nich, zataczając kręgi nad ich głowami.
- Świetliki - wymruczał kocur, do ucha niebieskiej.
- Złapmy je! - pisnęła Błękit w odpowiedzi i rzuciła się do przodu. Zaczęła podskakiwać, usiłując dosięgnąć robaczków, jednak te wzleciały jeszcze wyżej. Hiacynt z cichym śmiechem pozbierał się z ziemi, usiłując pomóc partnerce. Zastępczyni podskoczyła i dosięgnęła światełko, w tej samej chwili, gdy zrobił to samotnik. Upadli na trawę. Kocica nakryła swoją łapką łapkę samotnika i wbiła w nie wzrok. Hiacynt podążył za jej spojrzeniem.
- Złapaliśmy go? - wyszeptała cicho cętkowana.
- Nie wiem - odpowiedział kocur. - Na trzy! Raz, dwa...
Gdy doszli do trzech Błękit uniosła łapę. Świetlik wzleciał ponad nich, a jego światełko zgasło.
- Zepsuliśmy go? - zapytała niepewnie córka Boćka, wpatrując się w mrugający punkcik. Jej obawy okazały się zbyteczne. Po chwili świetlik rozbłysł na nowo i wzleciał wyżej, ku Srebrnej Skórce. Błękitna Cętka zaśmiała się uszczęśliwiona i spojrzała w żółte oczy partnera. Hiacynt patrzył na nią uważnie, bez mrugnięcia, tak samo szczęśliwy jak ona. Serce biło jej tak mocno, że miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Zbliżyła się do czarnego i przesunęła troskliwie ogonem po jego boku. Wiedziała, że to co za chwilę zrobią będzie bardzo, bardzo nieodpowiedzialne. Była zastępczynią, nie powinna kochać samotnika!
- Lubisz kociaki? - wyszeptała do Hiacynta, czując że końcówki jej uszu stają się czerwone. Kocur wyszczerzył się w jej kierunku, przyciągając niebieską do siebie.
- Tak cudowne geny nie mogą się przecież zmarnować, co nie?
Uniósł złociste spojrzenie i zerknął w niebieskie ślepia Błękit. Nie musiał o nic pytać. Zgodziła się.
CDN. ♥️
Najprawdopodobniej po raz ostatni XDD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz