Liliowy zagryzł wargę, czując na sobie wzrok kotki. To było oczywiste, że bał się swojego mentora, ale bardzo nie chciał, aby ona tak myślała! W końcu, hej, jest nieustraszony, prawda? Wielki, nieustraszony Zlepek, tylko taki mały i zdygany! Uśmiechnął się nieśmiało i trochę nerwowo, zanim odpowiedział.
— Pfff! Nie wiem, skąd ci to w ogóle przyszło do głowy! J-ja się wcale nie nie boję, a już szczególnie jego! Pójdę tam w t-tej chwili i sama zobaczysz! — wypiął się, aby nadać swoim słowom pewności. Wówczas nastąpiło kilka długich uderzeń serca ciszy, kiedy to Sroczka patrzyła na niego, a on na nią i nic nie mówili. W końcu kotka przewróciła swoimi ślicznymi oczami.
— No, to idź, co tak stoisz — pospieszyła go uczennica. Kocur wyprostował się jak strzała, rozumiejąc, że faktycznie ma to zrobić. Kiwnął sztywno głową i mechanicznym krokiem odtuptał w kierunku Księżycowego Pyłu, który jeszcze go nie zauważył. Im był bliżej, tym bardziej czuł, jak całe jego ciało się spina, a szczęka drży. Gwiezdni! Ile by dał, aby Srocza Łapa faktycznie z nim jutro poszła. Przecież on zwinie się ze strachu, zostając z kocurem sam na sam. W końcu stanął obok niego i przez moment po prostu stał. Odwrócił głowę w kierunku niebieskiej, która uśmiechnęła się wesoło i puściła mu oczko. Kocurek głośno przełknął ślinę. Tak głośno, że syn Czereśni odwrócił się, a dojrzewając jego małą, mizerną postać, prychnął z pogardą.
— Czego chcesz? — burknął ciemny. Jego głos wyrażał wszystko, a już zdecydowanie fakt, że miał nadzieję nie widzieć swojego pożal się Gwiezdni ucznia aż do jutra. Zlepiona Łapa zadrżał nieznacznie, wbijając pazurki w ziemię, aby chociaż trochę zawładnąć swoim stresem. Wziął głęboki wdech, najwidoczniej nazbyt długi, bo kocur ponownie się odezwał. — No, gadaj, nie mamy całego dnia.
Otworzył pyszczek i powoli, ważąc każde słowo tak, jakby od tego zależało jego życie, począł mówić.
— J-ja i Srocza Łapa zastanawialiśmy się, czy czy byłaby taka mo-możliwość, jeśli to oczywiście nie problem, aby może, tak tylko może... — zaczął plątać się we własnych słowach, raz po raz spuszczając wzrok na łapy. Może to i dobrze, bo nie miał ciągłego wglądu na coraz to bardziej nadąsaną minę Księżycowego Pyłku, która teraz wyglądała tak, jakby zamierzał przy pomocy pyska Zlepka odkurzyć plażę.
— No mów, póki jeszcze cię słucham — syknął podirytowany. Zlepiona Łapa wziął głęboki wdech. Weź się w garść.
— Sroczka chciała na... Trening jutro iść... Z nami — wypowiedział mało ładne zdanie, kuląc się, jakby miał zaraz oberwać niczym pociskiem. Nic takiego się jednak nie stało, kocur tylko prychnął z pogardą.
— Treningi to nie randki, Zlepiona Łapo. Nie potrzebujemy dodatkowego bagażu, który zresztą cię zdekoncentruje. A teraz złaź mi z oczu — wyraził swoją dezaprobatą, po czym powrócił do swojego poprzedniego, wątpliwie ciekawego zajęcia. Zlepek położył uszka po sobie, ale nic nie mówiąc, wrócił do podeskcytowanej Sroczej Łapy.
— I co? Co powiedział? — zapytała, podbiegając wręcz do przyjaciela. Zlepek wzruszył ogonem.
— Że treningi to nie randki i że mnie zdekoncentrujesz — przytoczył słowa kocura, po czym spojrzał na przyjaciółkę. — Nic z tego — mruknął.
— Pfff! Nie wiem, skąd ci to w ogóle przyszło do głowy! J-ja się wcale nie nie boję, a już szczególnie jego! Pójdę tam w t-tej chwili i sama zobaczysz! — wypiął się, aby nadać swoim słowom pewności. Wówczas nastąpiło kilka długich uderzeń serca ciszy, kiedy to Sroczka patrzyła na niego, a on na nią i nic nie mówili. W końcu kotka przewróciła swoimi ślicznymi oczami.
— No, to idź, co tak stoisz — pospieszyła go uczennica. Kocur wyprostował się jak strzała, rozumiejąc, że faktycznie ma to zrobić. Kiwnął sztywno głową i mechanicznym krokiem odtuptał w kierunku Księżycowego Pyłu, który jeszcze go nie zauważył. Im był bliżej, tym bardziej czuł, jak całe jego ciało się spina, a szczęka drży. Gwiezdni! Ile by dał, aby Srocza Łapa faktycznie z nim jutro poszła. Przecież on zwinie się ze strachu, zostając z kocurem sam na sam. W końcu stanął obok niego i przez moment po prostu stał. Odwrócił głowę w kierunku niebieskiej, która uśmiechnęła się wesoło i puściła mu oczko. Kocurek głośno przełknął ślinę. Tak głośno, że syn Czereśni odwrócił się, a dojrzewając jego małą, mizerną postać, prychnął z pogardą.
— Czego chcesz? — burknął ciemny. Jego głos wyrażał wszystko, a już zdecydowanie fakt, że miał nadzieję nie widzieć swojego pożal się Gwiezdni ucznia aż do jutra. Zlepiona Łapa zadrżał nieznacznie, wbijając pazurki w ziemię, aby chociaż trochę zawładnąć swoim stresem. Wziął głęboki wdech, najwidoczniej nazbyt długi, bo kocur ponownie się odezwał. — No, gadaj, nie mamy całego dnia.
Otworzył pyszczek i powoli, ważąc każde słowo tak, jakby od tego zależało jego życie, począł mówić.
— J-ja i Srocza Łapa zastanawialiśmy się, czy czy byłaby taka mo-możliwość, jeśli to oczywiście nie problem, aby może, tak tylko może... — zaczął plątać się we własnych słowach, raz po raz spuszczając wzrok na łapy. Może to i dobrze, bo nie miał ciągłego wglądu na coraz to bardziej nadąsaną minę Księżycowego Pyłku, która teraz wyglądała tak, jakby zamierzał przy pomocy pyska Zlepka odkurzyć plażę.
— No mów, póki jeszcze cię słucham — syknął podirytowany. Zlepiona Łapa wziął głęboki wdech. Weź się w garść.
— Sroczka chciała na... Trening jutro iść... Z nami — wypowiedział mało ładne zdanie, kuląc się, jakby miał zaraz oberwać niczym pociskiem. Nic takiego się jednak nie stało, kocur tylko prychnął z pogardą.
— Treningi to nie randki, Zlepiona Łapo. Nie potrzebujemy dodatkowego bagażu, który zresztą cię zdekoncentruje. A teraz złaź mi z oczu — wyraził swoją dezaprobatą, po czym powrócił do swojego poprzedniego, wątpliwie ciekawego zajęcia. Zlepek położył uszka po sobie, ale nic nie mówiąc, wrócił do podeskcytowanej Sroczej Łapy.
— I co? Co powiedział? — zapytała, podbiegając wręcz do przyjaciela. Zlepek wzruszył ogonem.
— Że treningi to nie randki i że mnie zdekoncentrujesz — przytoczył słowa kocura, po czym spojrzał na przyjaciółkę. — Nic z tego — mruknął.
< Srocza Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz