Lew był dość pojętnym młodym kocurem, a przynajmniej tak uznała po ich zwiedzaniu terenów. Zadawał dużo pytań i tryskał entuzjazmem, jednak Łzawy Taniec dojrzała, że chciał się wiele nauczyć. Po dotarciu do obozu puściła go wolno, po czym przysiadła gdzieś z boku. Wydarzenia dnia wczorajszego cały czas buzowały w niej, jakby działy się na bieżąco. Wciąż nie dochodziło do niej, że czarno-biały kocur nigdy już nie weźmie ryby ze stosu, po to, aby zaraz przysiąść się do niej i opowiedzieć, jak mija mu dzień. Bura z niechęcią kończyła rybę, gdy przysiadła się do niej inna dusza. Karłowata szylkretka, której sama nie wiedziała, czy nie znosiła do końca, czy tylko trochę. Jeszcze nie dawno powiedziałaby, że Szron to jej wróg numer jeden, ale teraz... Ta durna wywłoka okazała jej wiele serca, a mimo wszystko Łezka nie była bezduszna. Była bardzo wrażliwą istotką, umiejącą docenić gesty innych w jej kierunku. To był jeden z powodów, czemu z jednej strony była o nią chorobliwie zazdrosna i nie chciała nawet na nią patrzeć... A z drugiej jakaś jej część nie narzekała na towarzystwo córki Zawilca.
– He-hej, jak się czu-czujesz? I... I czy Go-Gołąbek mówił, dla-dlaczego to zrobił? – zapytała. Łezka miała ochotę głęboko westchnąć. W jej głowie tańczyło tornado, a ona nie była pewna, czy rozmowa z rudo-czarną to w ogóle dobra myśl.
– Skąd wniosek, że w ogóle go znalazłam? – rzuciła z lekkim znużeniem, raz po raz uderzając łapami w ziemię. Nie była pewna, czy chciała w ogóle rozmawiać z kimkolwiek na temat jej ostatniego spotkania z byłym terminatorem, a obecnym samotnikiem. Jednak jeśli komuś należała się ta wiedza, to były to Żmija, Pianka, bądź Szron i kocica miała świadomość, że nie mogła zawłaszczyć sobie tamtej rozmowy tylko dla siebie, nawet, jeśli bardzo, bardzo by chciała. A aktualnie chciała właśnie bardzo, bardzo.
Szron przesunęła ogonem po śniegu.
– N-nie wiem, tak pomyślałam… a zna-znalazłaś? – Łzawy Taniec z wolna pokiwała głową, potwierdzając słowa Oszronionej. Powie jej, co powiedział, a ona może wyręczy ją w mówieniu tego dalej. To też brzmiało, jak plan, prawda?
– Nie mówił nic, czemu. Powiedział, że tak będzie lepiej, że to już nie ma znaczenia. W ogóle, mało mówił. Zupełnie tak, jakby ukrywał coś, co trawiło go od środka – powiedziała cicho, wpatrując się w swoje łapy o dwóch różnych kolorach. Biała kocica sprawiała wrażenie okropnie zmęczonej, melancholijnej istoty, która po prostu zgubiła się gdzieś po drodze, gdy wczoraj wracała wraz z Klanem Nocy. Jedyne, czego chciała, to się obudzić. W świecie, gdzie wszystko było dobrze. Gdzie nie gwałcili, nie wypowiadali wojen, a bliscy nie znikali z twojego życia w kilka uderzeń serca. Ale nie mogła. Powoli jej idealne, sielankowe życie się waliło, uciekając jej przez łapy, między palcami.
– M-masz pomysł, c-co? Albo g-gdzie poszedł?
– Nie wiem – mruknęła cicho – może czegoś nie zauważyłyśmy? Może to to samo, przez co ci parszywi Gwiezdni zabili Toń? Może o czymś nie wiemy? – zarzuciła teorią, patrząc na nią bez żadnego konkretnego wyrazu.
<Oszroniona?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz