- W-wiesz, Zlepiona Łapo... - zaczął Kozia Łapa, śmiejąc się nerwowo. - Mógłbyś mówić trochę wolniej?
- J-jasne! - zawołał zawstydzony Zlepek, wciąż przeskakują z nóżki na nóżkę. Więc liliowy powtórzył cały swój wywód, tylko że wolniej.
- Nie, jak na razie nic nie potrzebuję. - uśmiechnął się ciepło do zielonookiego kocurka.
- Na pewno? - upewnił się Zlepek, nieco przysuwając się do Koziej Łapy. Syn Głuszcowej Łapy skinął głową, po czym delikatnie się poruszył. Chciał wstać na chwilę, by przejść się chociaż po legowisku i rozprostować zesztywniałe kości. Jednak gdy tylko próbował wspiąć się na łapy, jego bok przeszył okropny ból. Kozia łapa syknął cicho i wykrzywił pysk w grymasie bólu, co najwyraźniej przestraszyło Zlepka, gdyż jego oczy zwęziły się, a futerko na grzbiecie uniosło się ku górze.
- C-co się dzieje? - zawołał wystraszony, oglądając dookoła Kozę.
- Nie, nic... po prostu, ciągle zapominam, że mam tą... pamiątkę po bitwie. - mruknął starszy, zwracając swoje spojrzenie na ranę ciągnącą się od barku do biodra. Aktualnie była opatrzona pajęczyną, mimo wszystko wciąż bolało.
- J-jesteś pewien, że nie powinienem zawołać Sokolego Skrzydła? - dopytał się Zlepek, spoglądając na zraniony bok Kózki. Na jego pyszczku bicolor mógł wyczytać zmartwienie. Kozia Łapa chciał jakoś poprawić humor kolegi i zapewnić go, że nic mu nie jest, jednak żadne słowa nie przychodziły mu do głowy.
< Zlepiona Łapo? Eh, moja wena leży i kwiczy na ziemi ;; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz