Szczerze powiedziawszy, to zwyczajnie miała dosyć. Ostatnimi wschodami słońca tylko płakała i płakała. Nie mogła uwierzyć, że to znowu się stało. Że straciła kolejną siostrzyczkę, w dodatku tak młodą! Że straciła Pstrokate Serce i Imbirowy Pazur, którzy byli przy niej od zawsze! Że zginęła ciocia Pianka, która zawsze odwiedzała ich w kociarni i że poległa jej pierwsza uczennica, za którą mimo że nie przepadała, również uroniła wiele łez. Cały czas chodziła ze spuszczonym ogonem, fukała na wszystkich (nawet na Deszczyka!) i od dłuższego czasu nie spotkała się z Horyzontem. Cała jej wesołość i wszędobylstwo ustąpiły miejsca smutnej, ponurej wegetacji, pełnej zmęczenia i cierpień. Właściwie, to nie wiedziała, ile czasu minęło od tej walki. Wschód słońca, kwarta, księżyc? To nie miało znaczenia. Straciła tyle osób, które kochała, że nic nie miało większego znaczenia. Aż w końcu zadecydowała, że nie może, nie potrafi tak żyć. Musi zrobić sobie jakąś przyjemność, zanim oszaleje z żalu! Niczym smuga wymknęła się z obozu, przemykając pomiędzy drzewami. Lwia Łapa miał dzisiaj dzień wolny. Podobnie jak wczoraj i przedwczoraj. Chyba straciła całą motywację do udowodnienia wszystkim, że będzie super mentorką. Cóż, bywa. W każdym razie bywa dla niej, nie dla rudego kocura, ten bowiem wręcz napastował ją o treningi. Wiedziała, że w końcu będzie musiała się ruszyć, ale jeszcze nie dzisiaj. Może jutro.
Dotarła do Drogi Grzmotu i w myślach poprosiła, aby zadeptał ją potwór, by mogła po prostu przestać żyć i zaprzątać sobie głowę problemami. Na próżno, bezpiecznie przeszła przez drogę. Usiadła na "swoim miejscu" z widokiem na płaskie pnie i nie zwracając na siebie zbytniej uwagi, obserwowała dwunogi. Byli tacy zabawni! Uwielbiała wyobrażać sobie, co takiego do siebie mówią, kiedy wykonują te wszystkie nie zrozumiałe dla niej czynności. Nawet kilka razy uśmiechnęła się pod nosem, gdy samica krzyczała na samca.
"Debilu! Chciałam świeże piszczki, nie w skorupach. Czy ty w ogóle umiesz polować?!" takie słowa wykrzyczała mu w jej głowie. Kiedy samiec właśnie miał odpowiedzieć, bura usłyszała ruch koło siebie i obróciła głowę. Tuż przy niej usiadł Horyzont, patrząc miło na kocicę. Łezka drgnęła lekko, zauważając kocura, a w piersi poczuła przyjemne ciepło. Fakt faktem, że sama unikała spotkania, jednak to dlatego, że nie chciała ciągle być smutna na jego oczach. Ostatnio coraz bardziej obchodziło ją, co kocur o niej pomyśli.
— Hej... — mruknęła cicho, patrząc na niego. Niebieski uśmiechnął się delikatnie.
— Dawno cię tutaj nie było — stwierdził. Łzawy Taniec pokiwała głową, trochę zażenowana swoim nagłym zniknięciem.
— Tak. Wiem... Po prostu... Miałam dużo zmartwień — stwierdziła, uśmiechając się ponuro. Kocur spojrzał na nią, przez chwilę milcząc. Bardzo możliwe, że przez myśli przebiegły mu wspomnienia ostatniego starcia. Łzawy Taniec nie brała w nim udziału, co przyjął z pewną ulgą. Pamiętał doskonale, ile ciał wojowników Klanu Nocy leżało na zabarwionej krwią trawie. To równie dobrze mogła być ona.
— Nie wątpię — stwierdził tylko. Łezka kiwnęła głową, po czym przeniosła swoją uwagę na dwunogi. Jej uszy natychmiast stanęły dęba, a ogon zaczął podrygiwać energicznie. Niech to, akcja ruszyła do przodu!
— Spojrz! Kocięta dwunogów walczą ten ten dziwny płaski przedmiot! — oznajmiła z ekscytacją, co zdziwiło kocura. Ona jednak kontynuowała. — Ten mniejszy, wygląda jakby mówił, "Hej, oddawaj to!" a większy jest jak "Upoluj sobie własny!". Mały zaraz go okrzyczy, że przecież jest za młody, aby polować — zaczęła opowiadać. Jej przyjaciel obserwował ją z pewną dozą ciekawości, jak i niezrozumienia. Nie do końca wiedział, czym vanka się tak escytuje, ale uważał to za całkiem urocze.
— Dlaczego mieliby tak mówić? Czy dwunogi w ogóle polują? — zapytał mądrze. Łzawy Taniec przewróciła oczami, z pewnym rozbawieniem.
— Nie wiem! Czy to ważne? Wyglądają zabawnie, to wystarczy — stwierdziła, uśmiechając się szeroko. Kocur pokiwał z wolna głową, po czym niepewnie spojrzał na większe dwunogi. Odchrząknął, obserwując ich.
— N-no dobrze, w takim razie... Samica mówi do samca, aby oddał jej pożywienie, bo inaczej... Pobrudzi mu ogon! Tak!
Łezka zachichotała, słysząc go. Ach, Horyzont i jego ogon. Ileż ona się nie nasłuchała, o tej "wspaniałej" części ciała, zawsze idealnie wylizanej, w doskonałym ładzie. Mimo wszystko, doceniała jego starania spojrzenia na świat z jej perspektywy. Można powiedzieć, że poruszyły jej serce.
— Przecież dwunogi nie mają wcale ogonów — zwróciła mu uwagę rozbawiona koteczka. Horyzont przewrócił oczami, słysząc ją.
— Hej, sama mówiłaś, że to nie ważne — odrzekł, a bura znowu się zaśmiała. Chyba pierwszy raz od czasu tej walki, czuła się naprawdę szczęśliwa. I nagle coś w nią uderzyło, gwałtownie, niespodziewanie. Informacja znalazła mózg z okropnym opóźnieniem, jednak w końcu tam dotarła, sprawiając, że kotka zamarła.
Przecież to było takie oczywiste. Czuła to już wtedy, kiedy zawahała się przed zdradzeniem Gołębiej Łapie swoich uczuć. Jednak... Kiedy już nadeszło, niemal zwaliło ją z łap. Zdała sobie sprawę, że wpatruje się w Horyzonta, jak ostatnia idiotka, najprawdopodobniej prawie nie mrugając, a z tą świadomością miała ochotę walnąć się łapą w pysk. Głupia!
— Łzawy Tańcu? Wszystko dobrze? — zapytał kocur, patrząc na nią zdezorientowany. Łezka otworzyła i zamknęła pysk. Spojrzała na swoje łapy, a następnie na kocura, po czym bez zastanowienia wypaliła.
— Kocham cię.
Od razu, kiedy tylko słowa wypłynęły z jej pyszczka, pożałowała ich. Teraz czuła się jeszcze gorzej, niż zanim tutaj przybyła, bo zrozumiała, że naprawdę, potwornie jej zależało, a na pewno właśnie wszystko zepsuła! W końcu, kim ona była? No właśnie, nikim. Była jakąś narwaną, losową wojowniczką Klanu Nocy ze złą sławą. Nie było szansy, aby czuł cokolwiek w jej kierunku. Zresztą, na pewno była jakaś kocica w Klanie Lisa, którą dażył uczuciem. Och, jak chętnie ukręciłaby jej głowę! Miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Co za kompromitacja!
Tymczasem kocur spojrzał na nią, chyba równie zagubiony, co buraska, po czym powiedział, zupełnie spokojnym i opanowanym głosem.
— W porządku, rozumiem.
Vanka podniosła na niego wzrok i poczuła, że coś w niej pęka. Dokładnie, właśnie tego się spodziewała. Czegoś w tym stylu! Po co ona się odzywała? Co jej strzeliło do tego pustego łba? Co miała tym osiągnąć? Idiotka, tępa kupa durnego futra! Wbiła pazury w ziemię, aby następnie gwałtownie się od niej oderwać i uciec w kierunku swojego klanu, mało nie zostając zdeptana przez potwora. Co ona zrobiła!
<Jak ktoś chce, to może zrobić odpis, w którym spanikowana Łezka na niego wpada, czy coś. Ja ten wątek jeszcze kiedyś dokończę XD>
Klepie Pstrągasem
OdpowiedzUsuń