*niedługo po przyjęciu Bucka do Klanu Wilka*
Tak jak miał, pojawił się po następnym wschodzie słońca przed legowiskiem Borsuczej Gwiazdy.
Miał co do niego mieszane uczucia… Nie powinien pozwolić sobie na słabość. Zaufanie oznaczało cierpienie. Kolejne ciało do opłakania.
A jednak, tak bardzo chciał wyrzucić z siebie to wszystko…
Zacisnął zęby.
Nie. Może szanować ich zwyczaje, zebrać trochę informacji o tym, jak żyją, wiedza zawsze się przyda. Ale nie jest jednym z nich.
- Jesteś - powitał go uśmiech lidera, wyglądającego z nory. - Wejdź.
Posłuchał, siląc się na standardowy, krzywy uśmiech.
- Wszyscy już wiedzą. Jeśli nie masz nic przeciwko, pasowanie odbędzie się za dwa wschody słońca, w porze szczytowania słońca. Coś nie tak? - w jego oczach dostrzegł cień autentycznego niepokoju.
Pokręcił głową.
- A tak swoją drogą, ty naprawdę uważasz, że nie jesteś kotem? - lider wyglądał jak kociak szykujący się do zabawy.
Bucka zamurowało. Jak to ,,naprawdę uważa”? Przecież jest…
- Czyli to prawda! - Jego mina musiała powiedzieć wszystko. - I nigdy nie zastanowiło cię, że wyglądasz jak kot?
Milczał.
- Wybacz, po prostu… - Borsucza Gwiazda starał się pohamować wesołość.
- Wychowały mnie, traktując jak jednego z nich. Nigdy nawet nie pomyślałem, że mógłbym być kimś innym. - umilkł. - Kiedyś, gdy zapytałem, dlaczego jeden z dorosłych dziwnie na mnie patrzy, matka dotknęła mojego czoła swoim mówiąc, że to nie ma znaczenia, bo jestem częścią Rodziny - mówił niemal szeptem.
Nie wiedział, dlaczego to mówi. Nie powinien, nie powinien przychodzić, nie powinien był zostawać w tym przeklętym klanie!
- W porządku? - głos lider był całkowicie poważny.
- Oni… Oni nie żyją. Wszyscy. A ja, z jakiegoś powodu... Nazywali mnie wtedy Buck.
Podniósł wzrok na lidera.
- Wiesz, jak to jest stracić wszystko?
W niebieskich oczach czaił się lód.
- Wiem.
Milczeli.
Minęła chwila, zanim czarny kocur spojrzał na lidera. W jego oczach płonął złoty płomień.
- To jak wygląda ten rytuał?
Uśmiechnęli się słabo do siebie.
- Ceremonia. Cóż… Odbywa się wielkie zebranie, podczas którego lider, czyli ja - wyszczerzył zęby - nadaję ci nowe imię i wyznaczam mentora. Potem nowy uczeń i jego mentor dotykają się nosami - spojrzał na niego karcąco, widząc niebezpieczny błysk w oku - i cały klan się cieszy. Po wszystkim będziesz mógł spotkać się z mentorem. On powie ci więcej.
Zapadła cisza.
- Wiesz, podczas ceremonii będę musiał użyć twojego poprzedniego imienia…
- Nie krępuj się. - zamilkł. - Borsucza Gwiazdo?
- Hmm?
- Zabiję cię, jeśli wymyślisz mi jakieś głupie imię.
Obaj wybuchnęli śmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz