- Nie jestem gówniarą!- wydarła się kocica, machając wściekle ogonem. Duże, zielone oczy Pszczółki zamieniły się w szparki. Kątem oka widziała niebieskiego wojownika, można powiedzieć, że go nienawidziła.- Oni mnie nie docenią!- krzyknęła czując, że jest za późno, za późno, by Rudek i Dymek byli jej kochanymi braćmi. Chciała zmylić Łzę, przypadła więc do ziemi i zaczęła skradać się w jej kierunku, sprawiając wrażenie, że zaatakuje. Grube kupy śniegu chwiały się na pobliskich drzewach. Jej serce skute lodem teraz waliło żywo w jej piersi.
***
Minęło kilka księżyców od spotkania z Łzą, była ciepła Pora Zielonych Liści. Kilka wschodów słońca temu jej ojciec- Rudzik zakończył życie. Zmarł w bitwie, płakała za nim długo, jednak teraz się otrząsnęła. Jej głównym planem było ukończenie treningu na uzdrowiciela oraz przeproszenie braci. Żałowała, szczerze żałowała, że pokaleczyła Rudka. Gdzieś w głębi jej serduszka przez cały ten czas ich kochała, w końcu byli jej braćmi. Brat to brat. Została sama, sama. Na jej pecha wdychając powietrze do nozdrzy, poczuła rybi zapach Łzy. Podeszła bliżej myśląc, że to żarty, ale tak bura vanka tam siedziała, wpatrując się w bagna. Podeszła do kocicy.
- Witaj Łzo- powiedziała.
< Łzawy Taniec? Przepraszam, że tak długo :C >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz