Liderka odesłała mnie na odpoczynek, ale jej zapowiedź naszego treningu po ciemku aż nie dawała mi spokoju! To najlepsza okazja na trening, w nocy, gdy widać na niebie Srebrną Skórkę i piękny księżyc, mijać wszystkie legowiska i rozmyślać o tym, że to jest twój trening, podczas gdy inni w spokoju śnią.
Ruszałem ucieszony wąsami, biorąc niedużą mysz ze stosu i konsumując ją w legowisku. Nieduża ilość mechu, który zdążył się spłaszczyć dawała niewiele ciepła czy wygody, ale starczało. Cały czas mówiłem sobie "przecież nie zawsze będę miał cudowne leże". Mijały kolejne długie bicia serca, słońce zdążyło przewędrować już na zachodnią stronę nieba. W pewnej chwili do legowiska uczniów zawitał Deszczowy Poranek. Poczułem go, nim się do mnie zbliżył, więc nie otwierałem oczu.
- Słyszałem, że masz dziś nocny trening. - Zaczął, sadowiąc się obok.
- Słyszałeś? Gdzie? - Od razu cała senność sobie poszła.
- Tajemnica - mruknął, ruszając ogonem.
- Na pewno będzie fajnie, noc, cisza, ja i las wraz z liderką! - Machałem zaintrygowany ogonem.
- Wiesz, że jest taki rytuał, który odprawiają mówi wojownicy? - Moje oczy błysnęły na jego słowa. - Muszą spędzić noc strzegąc obozu, w kompletnej ciszy.
Wydałem z siebie pisk podniecenia. Ah, nie mogę się doczekać!
- Hej, spokojnie. Musisz pamiętać o wyostrzeniu zmysłów. - Podsunął mu jego ojciec. - W nocy jest dużo więcej niebezpieczeństw. Zawsze może czaić się gdzieś wąż lub inny drapieżnik, chcący zjeść na kolację takiego kociaka jak ty. Równie dobrze mogłoby cię coś zabrać, na przykład taki jastrząb, albo jakieś drzewo się zawali i co wtedy?
Deszczowy Poranek wymieniał kolejne scenariusze, a moja mina bledła z każdym jego słowem.
Po jeszcze paru zdaniach ojciec życzył mi powodzenia, po czym machając ogonem wyszedł. Przez resztę czasu, aż do wieczora siedziałem praktycznie w bezruchu. Gdy liderka po mnie przybyła, wylizywałem swoje futro, które cały czas się jeżyło na myśl o dzisiejszej nocy.
- Chodź, już pora. - Bura kiwnęła głową, bym za nią poszedł.
Wyszedłem za nią, a inne koty mijały nas, życząc udanego treningu. Następnie szły na dzielenie się językami, a ja byłem na granicy obozu.
Czułem stąd zwierzynę, którą starszyzna konsumowała pod Srebrną Skórką, leżąc na skraju swojego legowiska. Zaburczało mi w brzuchu, ugh.
- Jesteś głodny? - Podskoczyłem na dźwięk jej głosu.
- Umm...nie. - Miauknąłem.
- Przecież nie jestem jeszcze głucha - przewróciła oczami - później coś upolujesz, to będzie dobry trening.
Kiwnąłem głową. Szliśmy w kierunku Złotych Traw. Stawiałem krok za krokiem po części rozkoszując się ciszą i nocą, a po części się bojąc o własne futro. Wiatr wiał wprost na nas. Podczas treningu dowiedziałem się wielu rzeczy, Ciernista pokazała mi również, w jaki sposób odnaleźć drogę, gdy jej nie widzę, po zapachu, dźwiękach. Mimo, że całkiem okej widziałem, to jednak drzewa zlewały się w jedność.
W środku nocy poszliśmy na polowanie, musiałem wejść do nory myszy by jedną złapać, aż mnie liderka za ogon wyciągała, bo się zaklinowałem. Następnie usiedliśmy na trawie, spojrzałem w niebo, tysiące dusz wojowników lśniło na Srebrnej Skórze.
- Na otwartym terenie jest lepiej, prawda? - Zapytała, przerywając ciszę.
- Wiatr rozwiewa sierść, czuć wszystkie zapachy i widać teren. Prawda, mentorko. - Mruknąłem, kładąc się.
Bura również to zrobiła, po odpoczynku kazała mi trenować skradanie się, później znów szukanie jej bez patrzenia.
Gdy w końcu słońce wzeszło, poczułem się wyczerpany. Mimo, iż miło minął mi trening, to byłem padnięty. Wróciliśmy, a ja z miejsca pobiegłem do swojego leża.
Ruszałem ucieszony wąsami, biorąc niedużą mysz ze stosu i konsumując ją w legowisku. Nieduża ilość mechu, który zdążył się spłaszczyć dawała niewiele ciepła czy wygody, ale starczało. Cały czas mówiłem sobie "przecież nie zawsze będę miał cudowne leże". Mijały kolejne długie bicia serca, słońce zdążyło przewędrować już na zachodnią stronę nieba. W pewnej chwili do legowiska uczniów zawitał Deszczowy Poranek. Poczułem go, nim się do mnie zbliżył, więc nie otwierałem oczu.
- Słyszałem, że masz dziś nocny trening. - Zaczął, sadowiąc się obok.
- Słyszałeś? Gdzie? - Od razu cała senność sobie poszła.
- Tajemnica - mruknął, ruszając ogonem.
- Na pewno będzie fajnie, noc, cisza, ja i las wraz z liderką! - Machałem zaintrygowany ogonem.
- Wiesz, że jest taki rytuał, który odprawiają mówi wojownicy? - Moje oczy błysnęły na jego słowa. - Muszą spędzić noc strzegąc obozu, w kompletnej ciszy.
Wydałem z siebie pisk podniecenia. Ah, nie mogę się doczekać!
- Hej, spokojnie. Musisz pamiętać o wyostrzeniu zmysłów. - Podsunął mu jego ojciec. - W nocy jest dużo więcej niebezpieczeństw. Zawsze może czaić się gdzieś wąż lub inny drapieżnik, chcący zjeść na kolację takiego kociaka jak ty. Równie dobrze mogłoby cię coś zabrać, na przykład taki jastrząb, albo jakieś drzewo się zawali i co wtedy?
Deszczowy Poranek wymieniał kolejne scenariusze, a moja mina bledła z każdym jego słowem.
Po jeszcze paru zdaniach ojciec życzył mi powodzenia, po czym machając ogonem wyszedł. Przez resztę czasu, aż do wieczora siedziałem praktycznie w bezruchu. Gdy liderka po mnie przybyła, wylizywałem swoje futro, które cały czas się jeżyło na myśl o dzisiejszej nocy.
- Chodź, już pora. - Bura kiwnęła głową, bym za nią poszedł.
Wyszedłem za nią, a inne koty mijały nas, życząc udanego treningu. Następnie szły na dzielenie się językami, a ja byłem na granicy obozu.
Czułem stąd zwierzynę, którą starszyzna konsumowała pod Srebrną Skórką, leżąc na skraju swojego legowiska. Zaburczało mi w brzuchu, ugh.
- Jesteś głodny? - Podskoczyłem na dźwięk jej głosu.
- Umm...nie. - Miauknąłem.
- Przecież nie jestem jeszcze głucha - przewróciła oczami - później coś upolujesz, to będzie dobry trening.
Kiwnąłem głową. Szliśmy w kierunku Złotych Traw. Stawiałem krok za krokiem po części rozkoszując się ciszą i nocą, a po części się bojąc o własne futro. Wiatr wiał wprost na nas. Podczas treningu dowiedziałem się wielu rzeczy, Ciernista pokazała mi również, w jaki sposób odnaleźć drogę, gdy jej nie widzę, po zapachu, dźwiękach. Mimo, że całkiem okej widziałem, to jednak drzewa zlewały się w jedność.
W środku nocy poszliśmy na polowanie, musiałem wejść do nory myszy by jedną złapać, aż mnie liderka za ogon wyciągała, bo się zaklinowałem. Następnie usiedliśmy na trawie, spojrzałem w niebo, tysiące dusz wojowników lśniło na Srebrnej Skórze.
- Na otwartym terenie jest lepiej, prawda? - Zapytała, przerywając ciszę.
- Wiatr rozwiewa sierść, czuć wszystkie zapachy i widać teren. Prawda, mentorko. - Mruknąłem, kładąc się.
Bura również to zrobiła, po odpoczynku kazała mi trenować skradanie się, później znów szukanie jej bez patrzenia.
Gdy w końcu słońce wzeszło, poczułem się wyczerpany. Mimo, iż miło minął mi trening, to byłem padnięty. Wróciliśmy, a ja z miejsca pobiegłem do swojego leża.
*dwa wschody słońca później*
Lizałem swój bok, a następnie brzuszek, by był piękny i czysty. Jakiś czas rozmawiałem z ojcem, którego dorwałem gdy szedł na patrol, a następnie siedziałem i czyściłem sobie futro. W południe, po jedzeniu przyszła Ciernista. Myślałem, że dziś nie będę trenować, w końcu nie widziałem liderki cały dzień.
- Dobry! - Przywitałem się.
- Wstawaj, idziemy na polowanie. - Oznajmiła mi.
- Chętnie! A na co tym razem? Na węże? A może jastrzębie? - Wymieniałem po kolei.
- Nie, dziś króliki. - Machnęła ogonem, nakazując mi śledzić ją, po czym oboje oddaliliśmy się od obozu.
- Dobry! - Przywitałem się.
- Wstawaj, idziemy na polowanie. - Oznajmiła mi.
- Chętnie! A na co tym razem? Na węże? A może jastrzębie? - Wymieniałem po kolei.
- Nie, dziś króliki. - Machnęła ogonem, nakazując mi śledzić ją, po czym oboje oddaliliśmy się od obozu.
<Cierniu? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz