- No, dalej! Poddajesz się? - zawarczała przez ściśnięte wargi.
Rudek nie chciał jej krzywdzić, naprawdę, tylko... czy miał jakiś wybór?
- Przepraszam - wyszeptał ze skruchą, zamachnął się łapą i wbił pazury wprost w czoło córki Pszczelego Żądła.
Po kremowej sierści pociekła strużka krwi. Była cienka, bardzo cienka, a jednak kocur poczuł wyrzuty sumienia. Wytężył mięśnie, po czym ruszył do przodu w chwili, gdy Pszczółka go puściła. W konsekwencji tych czynności potknął się i wychylił do przodu, gdzie zadziałała grawitacja. Z głośnym jękiem upadł na pyszczek, ale niemal natychmiast się pozbierał. Wstał i lękliwie obejrzał się do tyłu gdzie jego siostra, usiłowała zetrzeć krew z rany. Nie czekał na reakcję vanki. Po prostu rzucił się pędem przez zarośla, byle dalej od legowiska medyków. Za sobą słyszał złowieszcze syczenie kremowej. Uciekł. Jak najgorszy tchórz.
***
- N-no dalej, boisz s-się? - zapytał Rudek, przestępując z nogi na nogę. Zamachał złośliwie ogonem, czując, że dygocą mu łapy. Nie mógł okazać strachu, do pułapki zostało tylko kilka króliczych skoków.
- A jak myślisz, kto boi się bardziej? - zapytała retorycznie Pszczółka i zamachnęła się łapą. Wnuk Potokowej Gwiazdy zrobił unik. Nie mógł pozwolić, by siostra go złapała, jeszcze kilka długości i będzie bezpieczny! Milczał przezornie, nie chcąc jeszcze bardziej rozsierdzić kocicy. Uczennica prychnęła i zrobiła szybki wypad do przodu, na który Rudek omal nie dostał zawału. Pszczółka poruszała się jak wojowniczka, mimo iż była terminatorką medyka. Była niska, ale i tak przewyższała go wzrostem. Rudek sapnął cicho i zrobił kolejny krok w tył. Wszystko musiało się udać. Pora Nowych Liści ociepliła ziemię, a nad pułapką pracował przez kilka wschodów słońca, raz czy dwa opuszczając opuszczając treningi z Horyzontem, z czego sam niebieski mentor nie był zadowolony. Jeszcze trzy! Przesunął łapę. Już tylko dwa! Kolejny krok i... teraz! Rudek wyskoczył, dokładnie w chwili, gdy vanka rzuciła się w jego kierunku, wrzeszcząc dziko. Przeskoczył nad nią, z trudem. Zaskoczona Pszczółka wpadła w lekki poślizg i po chwili siedziała już w dole, który jak dotąd był przykryty gałęziami i liśćmi. Rudek mlasnął cicho i rozejrzał się dookoła. Znajdowali się przy bagnach koło obozu, ale i tak nie mógł mieć pewności czy nikt ich nie słyszy.
- Podejdź tu! Ty pędraku, mysi bobku, szczurzy móżdżku! - Córka Rudzika wywrzaskiwała coraz to nowe obelgi, których biało-rudy jeszcze nie miał okazji usłyszeć. Stulił uszy i zbliżył się do dołu. Nie był zbyt głęboki i dorosły wojownik nie miałby problemów z wyjściem. Sam Rudek do wyjścia wykorzystał dwie gałęzie i było tylko kwestią czasu zanim odkryje i wykorzysta to Pszczółka. Tymczasem kremowa wbiła oczy koloru trawy w kocura i prychnęła lekceważąco.
- To ma być "pułapka wielkiego, ooo, Rudka"? Och, jak się boję! - przewróciła oczami i kopnęła niewielki kamyk pod swoja łapą. - Czego chcesz?
- Po-oo-orozma-awiać - zająknął się przybrany Syn Leśnego Strumienia i bezradnie rozłożył łapy. Kremowa warknęła złowieszczo i otworzyła pyszczek, by coś powiedzieć, ale biało-rudy przerwał jej natychmiast.
- Pszczółko, dlaczego mi to robisz? Ja... ja przecież cię k-kocham - wyjąkał, a jego zielone oczy zabłysły smutno.
<Pszczółka? :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz