*bardzo dawno temu*
– Fajnie – odparła krótko, ciesząc się bardziej z tego, że przyjaciółce nic poważnego się nie stało, niż ze znaczącej jej bark szramy. Wciąż lekko kręciło jej się w głowie, a ciało reagowało z lekkim opóźnieniem na wolę nie do końca przytomnego mózgu, który w takim stanie nie radził już sobie z przetwarzaniem tak dużych ilości nowych informacji (słodziutka kuleczka? że niby ona? w-w jaki sposób?...). Potarła pysk łapą, próbując przywrócić się do stanu używalności, po czym raz jeszcze omiotła spojrzeniem legowisko i znajdujące się w nim koty, kończąc oględziny na Błękitnej Cętce. Kotka wyglądała pogodnie, z czego szylkretka wywnioskowała, że nie doszło do jakiejś większej tragedii.
– Czy ktoś jeszcze został ranny?...
– Tylko lis. Na długo to sobie popamięta! – odparła wesoło niebieska. Światełko uśmiechnęła się cierpko. Bezproblemowe odparcie ataku drapieżnika przez klan samo w sobie stanowiło oczywiście źródło ulgi i radości, jednak w oczach calico tylko podkreślało ono jej własną nieudolność. Zostać rannym wraz z innymi a odnieść obrażenia podczas zadania, które reszta wykonała z łatwością, to w końcu dwie zupełnie różne sprawy.
– Długo byłam nieprzytomna? – spytała, odganiając od siebie nieprzyjemne myśli.
– Hmmm, ile to już będzie, Burzowe Serce? Pół księżyca? Chyba trochę więcej… – Na widok śmiertelnie przerażonej miny kotki z jej głosu uleciała cała powaga i po raz kolejny parsknęła śmiechem.
– Nie strasz mnie – jęknęła szylkretka, notując sobie w myślach, żeby następnym razem nie wierzyć bezwarunkowo siedzącej obok niej kupie futra.
– Około pół wschodu słońca. Teraz zbliża się noc – usłużnie poinformował ją medyk. Kiwnęła głową w podziękowaniu za szczerość, ale on kontynuował: – I tak będziesz musiała tu zostać jeszcze przez jakiś czas, dopóki rana się nie podgoi.
Rana…
Przekrzywiła głowę, by spojrzeć na sporej wielkości opatrunek, oplatający jej klatkę piersiową z obu stron tam, gdzie skórę przebiły lisie kły. Jak na zawołanie zranione miejsce zapulsowało bólem, a kotka zakaszlała, z trudem łapiąc oddech.
– Wszystko dobrze? – spytała z niepokojem Błękit, odsuwając się nieco od przyjaciółki, by dać jej więcej przestrzeni.
– Ta...tak. Nic mi nie jest. – Spróbowała się uśmiechnąć, ale wzmożony nagłym ruchem ból wygiął jej wargi w drugą stronę. – Przepraszam, Burzowe Serce. Chyba musiałeś zużyć na mnie całą pajęczynę.
– Pajęczyna jest po to, żeby jej używać – odparł krótko. – Jak bardzo to boli? Chcesz trochę nasion maku?
– Nie trzeba. Dam sobie radę. – Nie chciała powodować więcej problemów, niż było to konieczne. Już i tak na kilka najbliższych dni miała się stać bezużyteczna, a bycie nieprzydatną było jedną z rzeczy, których nienawidziła najbardziej.
– Na pewno? – Kocur nie wyglądał na przekonanego. – Ból może utrzymywać się długo, nawet wtedy, kiedy rana już się wygoi. Nawet kiedy już opuścisz to legowisko, przez pewien czas nie będziesz mogła w pełni wrócić do obowiązków, żeby nie otworzyć rany i nie nadwyrężyć uszkodzonych mięśni.
– Jest aż tak źle? – szepnęła, wbijając spojrzenie w ziemię przed sobą. Mechanicznie pokręciła głową w odpowiedzi na gest medyka, który raz jeszcze zaproponował jej mak. O ile już wcześniej jej samopoczucie nie było najlepsze, teraz poczuła się wręcz potwornie. “Nienadwyrężanie się” oznaczało w praktyce niemożność wykonywania zadań wojownika – polowania i obrony klanu – przez najbliższy czas. Jak w takim stanie miała się przysłużyć tym wszystkim kotom, które od małego otaczały ją opieką? Pozostawało jej chodzenie spacerkiem po obozie. Doprawdy, pożyteczne zajęcie. Prychnęła z żalu, frustracji i złości na samą siebie i własną niekompetencję.
– Nie martw się, będę codziennie przychodzić, żebyś nie czuła się samotna – obiecała jej przyjaciółka, delikatnymi liźnięciami starając się podnieść ją na duchu.
– Dzięki – mruknęła w odpowiedzi. Doceniała gest, ale do samotności zdążyła już przywyknąć – w mniejszym lub większym natężeniu towarzyszyła jej niemal od chwili narodzin; tymczasem na perspektywę życia jako pasożyt kotka nie mogła przecież nic poradzić. Poczucie, że jest tutaj zupełnie niepotrzebna, wróciło do niej ze zdwojoną siłą.
***
Powoli wstała ze swojego miejsca na uboczu i skierowała się w stronę Błękitnej Cętki, by pogratulować jej nowej rangi.
Od incydentu z lisem minęło już… licho wie, ile czasu. Ostatnie księżyce stały się dla niej pasmem cierpień, jedna strata ciągnęła za sobą następne – po co miałaby je liczyć? Choć szramy na jej ciele zdążyły się już dawno zagoić, pozostawiając po sobie tylko kilka szkaradnych blizn, to ból nie ustał. Wciąż trwał przy niej, choć w złagodzonej postaci, kiedy tylko odważyła się wykonać jakiś gwałtowny ruch. Przyzwyczaiła się do niego.
Jednak co jej po zabliźnionych ranach, jeżeli chwilę po wygojeniu się jednych otwierały się nowe? Tak właśnie czuła się szylkretka – jakby ktoś wbił pazury w jej umęczone serce, pozostawiając w nim pustki, których nie dało się już niczym zapełnić. Najpierw odebrano jej Klan Gwiazdy – bo jakże miała czcić swoich przodków, gdy zabijali oni bezbronne koty w czasie świętego pokoju? – a kiedy zaczęła poddawać w wątpliwość wszystko, czemu do tamtej pory ufała, zupełnie zdewastowana tą stratą, kiedy zdawało jej się, że stoczyła się na samo dno tego życiowego padołu i gorzej już być nie może... dostała kolejnego ucznia do wytrenowania. Ale kij z nim. Był tylko dodatkową, maleńką porcyjką utrapienia w porównaniu z okropieństwem, jakie stanowiło zniknięcie jej siostry.
Nigdy nie były ze sobą blisko, charakter Świetlistego Potoku skutecznie utrudniał jej nawiązanie więzi z rodzeństwem. Jeśli jednak ktoś myślał, że z tego powodu kotce nie zależało na szylkretowej zastępczyni, to był w błędzie tak ogromnym jak Miejsce, gdzie Zachodzi Słońce. Migoczące Niebo była w jej życiu od zawsze. Nie tuż obok, tylko dalej, jakby gdzieś w tle, ale jej obecność calico uważała za oczywistą. Tak, chociaż stała się zimna i niedostępna, była też silna. Od kiedy awansowała, wraz z Ciernistą Gwiazdą stały na czele Klanu Burzy, nawet wtedy, kiedy nadchodziły ciężkie czasy, nawet wtedy, kiedy musiały sobie radzić z własnymi przytłaczającymi problemami – żadna z nich nie zrezygnowała, nie poddała się, tylko wciąż sumiennie wypełniały swoje obowiązki, dowodząc, że w pełni zasługują na zaufanie, którym je obdarzono. Tę właśnie siłę podziwiała Świetlista, tym bardziej, że jej samej jej brakowało, i tym bardziej zdruzgotana była stratą obydwu kotek, którą odczuł przecież cały klan.
Dlaczego? – pytała z wściekłością, nie mogła jednak znaleźć odpowiedzi. Och, jeżeli na tym lub na innym świecie istnieje coś takiego jak sprawiedliwość – bo na pewno nie była nią ta zgraja, która zwykła zwać się Klanem Gwiazdy – to szylkretka chciała jej to pytanie wykrzyczeć prosto w plugawą twarz.
Na razie jednak musiała się ograniczyć do… no właśnie. Nie mogła niczego zrobić.
– Hej, Błękit – zaczepiła przyjaciółkę po tym, jak Mokra Łapa otrzymał nowego mentora. – Gratuluję.
Zabrzmiało to sucho i nieszczerze, ale tylko na to potrafiła się zdobyć. To nie powinno tak wyglądać. Nie tak miało być. Powinny teraz cieszyć się i świętować awans Błękitnej, a zamiast tego z każdego kąta wyzierały smutek i cierpienie; ich cierpko-gorzki zapach było czuć w powietrzu, gościły w sercach kotów zebranych na polanie, błyszczały w ich oczach. Świetlista poczuła, że ma już tego dosyć. Najchętniej wywróciłaby cały ten obóz na lewą stronę, obróciłaby cały ten zły świat w pył, żeby tylko pozbyć się tej okropnej rozpaczy, przygniatającego ciężaru spoczywającego na sercu. Ale nie mogła. Nie potrafiła porządnie pogratulować przyjaciółce, choć w pełni się jej to należało, ba! nie mogła nawet na nią spojrzeć bez bolesnej myśli, że jakkolwiek niebieska w pełni sobie zasłużyła na ten zaszczyt, na jej miejscu powinien stać ktoś inny.
– Dlaczego… Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje? – zamiast spróbować ponownie, zapytała cicho, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. Pięknie. Rób tak dalej, Świetlista, Błękit na pewno potrzebuje teraz twoich żalów. Sama sobie możesz pogratulować. Nie była w stanie powstrzymać słów wypływających powoli z jej pyszczka. – Dlaczego ci najlepsi umierają? One… zrobiły tyle dobrego dla klanu. Dlaczego Klan Gwiazdy zabrał je ot, tak...
...i zostawił takiego śmiecia, jak ja? – dokończyła w myślach, czując, jak jej oczy zachodzą łzami. Szybko zacisnęła powieki, by nie dać im popłynąć. Bynajmniej nie oczekiwała odpowiedzi, ale kotłujący się w niej ból był zbyt duży, by mogła zachować to pytanie dla siebie.
Ostatnio Klanowi Burzy przytrafiały się niemal same nieszczęścia. Jak długo jeszcze będą w stanie tak żyć?...
<Błękit? Chyba ostatnio nie idzie mi odpisywanie na czas, wybacz ;-;>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?W Klanie Nocy
Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.
W Klanie Wilka
Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).
W Owocowym Lesie
Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Burzy!
(Brak wolnych miejsc!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz