— Nie rób takiego wytrzeszczu, bo ci gałki odpadną — oznajmiła prawie wesoło, a kocurek przewrócił oczami, mimo iż przez chwilę przemknęło mu przez myśl, czy jego ślepka naprawdę mogą wypaść.
— Jak będą tam siedzieć, to nigdy żadnego nie złapię — mruknął niezadowolony — nie możemy wyciągnąć ich za uszy?
Tym razem to mentorka przewróciła oczami, mimo iż nadal pozostawała niewzruszona. Kocięca niecierpliwość była jej zdaniem wręcz urocza, jednak nie zamierzała dać po sobie znać, co o tym myśli. Zresztą, Mokry lada moment przestanie być w tym “kocięcym” wieku. Za trzy księżyce może już być wojownikiem, co oznacza, że powinien powoli uczyć się tak prostych rzeczy, jak cierpliwość.
— Wyjdą, jak zgłodnieją. Ty w tym czasie pokaż mi, czego się nauczyłeś — rzuciła, przenosząc swoją uwagę na ucznia. Kocur pokiwał głową, uśmiechając się z satysfakcją. Miał okazję, aby popisać się przed polowaniem, co bardzo mu odpowiadało. Pochylił się tak, że miałem prawie dotykał ziemi. Buraska zamknęła oczy i zaczęła nasłuchiwać, terminator jednak poruszał się zupełnie bezszelestnie. Kiedy otworzyła ślepia, z rozbawieniem zauważyła, że chodzi w ten sposób wokół niej. Nieźle. Kiwnęła łbem z uznaniem. Kocur przeszedł jeszcze chwilę i skoczył, tutaj jednak miał mały problem z wylądowaniem, przy którym lekko stracił równowagę. Odwrócił się i spojrzał pytająco na mentorkę.
— Do dopracowania, acz nie najgorzej — oznajmiła tylko, na co ten złożył uszy po sobie. Błysk w jej oczach mówił jednak o tym, że jestem całkiem zadowolona. Sosnowa Kora przestrzegła go, że Ciernista Gwiazda bardzo rzadko chwali swoich uczniów, dlatego nie spodziewał się usłyszeć od niej niczego szczególnego. — Pamiętaj, mysz cię wyczuje, ptak zobaczy, zająć usłyszy. Musisz dopasować swoją strategię do zwierzyny, na którą polujesz.
Kocurek kiwał powoli głową, dając jej znać, że rozumie, co mówi. Liderka uśmiechnęła się delikatnie, po czym spojrzała w stronę norek.
— Teraz masz okazję.
Niewielka główka gwałtownie się obróciła, patrząc w kierunku dorodnego, szarego króliczka. Córka Białej Sadzawki dojrzała, jak na pysku jej ucznia maluje się pełen determinacji uśmiech. Nie była to pierwsza zwierzyna, na którą polował. Miał za sobą kilka myszek, a nawet jednego gołębia, który akurat przechadzał się po ich terenie, skubiąc ziarenka, jednak ten kicaj wydawał się czymś, czym będzie mógł pochwalić się przed rówieśnikami. “Patrzcie, jaki duży i soczysty! Złapałem go sam!”. Pochylił się i powolnym, skupionym, acz cichym krokiem ruszył w kierunku swojego nowego trofeum. Cierń z dozą dumy obserwowała, jak zając nawet nie zdaje sobie sprawy z nadchodzącego zagrożenia. Jeszcze chwila, a Mokra Łapa skoczy na niego i pochwyci w swoje szczęki, a potem z zadowoleniem przyniesie swojej mentorce. Cóż, wtedy na pewno powie mu kilka miłych słów uznania, co do tego nie miała wątpliwości. Czuła wręcz ekscytację niebieskiego, gdy zbliżał się do stworka, który… położył uszy po sobie i piszcząc gwałtownie, skoczył do norki.
Zarówno starsza kocica, jak i młody kocur stanęli dęba, jednak to ona pierwsza dojrzała przyczynę ucieczki zwierzaka. W kierunku syna terminatora z zawrotną prędkością pędził rozsierdzony do granic możliwości borsuk.
— Uciekaj! — wrzasnęła Ciernista Gwiazda, rzucając się w kierunku, w którym biegł zwierz. Niebieski stanął jakby dęba, nie będąc w stanie poruszyć chociażby ogonem, kiedy o wiele większy stwór skoczył na niego.
Nie, nie, nie, nie!
W oczach buraski stanęły łzy przerażenia, jednak tylko przyśpieszyła, aby wreszcie wbić swoje ostre zęby w ogon oszalałego borsuka, szarpiąc go gwałtownie. Jeszcze bardziej zdenerwowany potrząsnął nią, niczym gałęzią gruszy, odrzucając na bok i spoglądając nań z furią w oczach. Stracił zainteresowanie bezbronnym i mniej irytującym młodziakiem, aby przenieść całą swoją uwagę na buraskę, która kątem oka ujrzała, jak kociak, kulejąc, biegnie w kierunku obozu. Wypuściła z siebie westchnienie ulgi, oceniając, że nie zdążył go znacząco poturbować. Prosiła gwiezdnych, aby zdołała zająć swoją osobą bestię na tak długo, aby ta zapomniała o jej wychowanku. Borsuk skoczył do niej i gwałtownym ruchem szarpnął jej zdrowe ucho. Kocica wbiła pazury obu łap w jego pysk, czując pulsujący ból, rozsadzający jej czaszkę. Przeciwnik zawył i puścił ją, jednak nie zaprzestał ataku. Ciosy nadchodziły jeden za drugim, a ona była zbyt drobna i słaba, aby długo im się opierać. Nie minęło wiele czasu, nim krew zajęła całe jej pole widzenia, a każdy oddech sprawiał ból. Nie zauważyła nawet, gdy straciła pierwsze życie i przestała liczyć niedługo po utracie kolejnego. Uciekały od niej tak, jak liście uciekają z drzew, kiedy nadchodzi pomarańczowa pora, jakiej miała już nigdy nie doświadczyć. Jej świadomość zdawała się odchodzić gdzieś daleko. A może to ból powodował halucynacje? Widziała rzeczy, których nie widziała nigdy dotąd w życiu. Kwiaty, o kolorach, jakich nie znała i koty o niecodziennym umaszczeniu. A może ich głowy znajdowały się w kwiatach? Miała wrażenie, że to wszystko w jakiś sposób się do niej zwraca, ale bez użycia słów. Że te wszystkie dziwne rzeczy… płyną. Zostało jej ostatnie życie, gdy borsuk sobie odpuścił, a jej świadomość powoli wracała na miejsce. Słyszała nad sobą zamieszanie, czuła ruch. Szorstki język Brzoskwiniowej Gałązki liznął ją w polik, a ona jęknęła cicho z bólu. Bura łapa Burzowego Serca oczyściła jej oczy, jednak cały świat był zamazany. Kolorowe plamy, podobne do jej bliskich i niektórych klanowiczów przyglądały się jej, mrucząc coś jedno do drugiego. Nie miały twarzy, nie miały kończyn. Ból sprawiał, że nie mogła się poruszyć, czując się przyszpilona do ziemi i osaczona. W gardle wzbierała się panika. Burzowe Serce skrupulatnie opiekował się jej ranami, czuła jednak drżenie jego łap. Był równie przerażony, co ona, tego była pewna.
— O-odp-odpppuść — wycharczała cicho, ochrypniętym głosem. Zakasłała, a z jej ust wypłynęła krew. — T-t-to kokokoniec. Przprzeprzep… — Urwała, ponownie kaszląc i krztusząc się krwią. Ku jej zdziwieniu, ból i panika ustępowały miejsca spokojowi. Z pewną ulgą zdała sobie sprawę, że umiera, ale tym razem tak naprawdę. Że gaśnie, tak, jak zgasło wcześniej wiele jej bliskich. Że już nigdy, przenigdy się nie podniesie. I wbrew pozorom, nie było to wcale takie okropne, mimo że już teraz czuła okropną tęsknotę za tym, co miała w swoim zwykłym, ziemskim życiu. Za klanem, któremu stała się matką i jej kociętami, w postaci wszystkich jego członków. Za dobrymi i złymi chwilami. Za bliskimi, których kochała nader wszystko.
— Pora wstawać, siostrzyczko. Znowu zaspałaś, głuptasie. — Nad jej uchem zaśmiała się beztrosko Ćmi Trzepot. Kocica podniosła się z dziwną lekkością i ze łzami w oczach wtuliła do swojej ukochanej siostrzyczki. Ją także ktoś przytulił, a gdy się odwróciła, ujrzała Księżycową Łapę. Łzy wzruszenia pociekły po ciemnych policzkach, jednak ona sama roześmiała się wesoło.
— Byłaś bardzo dzielna, Cierniku — powiedział jej braciszek, liżąc kotkę za uchem. — Ale już wystarczy. Musimy iść.
Spojrzała w kierunku, z którego miała odejść, już na zawsze. Na swoją córkę, Fiołkową Bryzę, która ukryła pysk w futerku Zakręconego Ucha. Na przerażonego Mokrą Łapę, trzymanego gdzieś z tyłu przez płaczącą Sosnową Korę. Błętkitną Cętkę i Czapli Potok, podtrzymujących na łapach ich matkę. Orli Trzepot, w bezruchu obserwujący ciało swojej rodzicielki, ze łzami spływającymi po długim futrze. Ziołowy Nos, podrygującego raz za razem, oraz Burzowe Serce, załamującego łapy i klnącego pod nosem. Na Brzoskwiniową Gałązkę, która swoim ciałem zakryła drobne ciało ukochanej i głośno szlochała, wbijając łapki w ziemię. Bura podeszła do niej i liznęła ją w czubek głowy, mimo pewności, że ta i tak tego nie poczuje. Spojrzała po zebranych, czując, że kończy jej się czas.
— Kocham was wszystkich. Proszę, dbajcie o siebie. Jeszcze się spotkamy — szepnęła, z bólem serca ruszając w kierunku, w jakim poprowadziło ją rodzeństwo. Ruszając na Srebrną Skórkę.
<Mokry? Masz, zakończ ładnie sesyjke :P >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz