Wiedział, że ten dzień nie będzie taki zwyczajny, w końcu miała mieć miejsce wielka bitwa... Ale to? Tego się w ogóle nie spodziewał. Właściwie, to znalazł się tutaj, bo po jakimś czasie walki był już nazbyt przerażony, aby kontynuować. Wojna zdecydowanie nie była jego żywiołem, mimo że wiedział, że jako wojownik powinien walczyć. I obiecał sobie, że wróci do walki. Tylko najpierw... Posiedzi sobie parę uderzeń serca w tych bezpiecznych krzaczkach... Ewentualnie wschód słońca, czy dwa. No, może kwartę.
Jednak zamiast się bezpiecznie ukrywać, leżał pod swoją idealnie odwzorowaną kopią, z szeroko otwartymi oczami. Niezapominajka nawijała podeskcytowana, podczas gdy on próbował sobie to wszystko poukładać w swojej małej główce. A było tyle rzeczy do ułożenia! Najpierw Księżycowy Pył okazał się jego ojcem, a teraz... Teraz pojawiła się ona. Gdzie jest ich mama? Przecież nie mogła żyć w Klanie Burzy, skoro uczennica była adoptowana.
– Hej, hej, słuchasz mnie? No powiedz coś, dalej! Masz minę, jakby jakaś mysz zaczęła tańcować ci w żołądku – ponagliła go kilkadziesiąt uderzeń serca starsza koteczka. Zlepek zaśmiał się cicho, słysząc jej komentarz.
– N-nie wiem, ch-chyba tak, prawda? Z-znaczy... – zatrzymał się na moment, aby wziąć wdech. Był w zbyt dużym szoku, aby się jakoś lepiej wysłowić. –Ja... Nie mam rodziny w Klanie Klifu. Z-znaczy mam ojca, ale on się do mnie nie przyznaje, więc t-to tak, jakbym nie miał. A-ale mam świetnych przyjaciół, w-więc nie jestem sam – zaśmiał się, trochę nerwowo. Nie czuł jakiś większych oporów przed mówieniem jej o sobie. W końcu, mogła być jego siostrą, prawda? A dla niego "mogła" automatycznie oznaczało, że nią była. Nigdy nie miał swojej, własnej rodziny z krwii, takiej, która by z nim gadała dlatego, że chce, a nie dlatego, że musi. Jeśli Niezapominajka była jego siostrą, to chciał zrobić wszystko, aby go polubiła. W końcu, on już teraz ją polubił, nawet, jeśli przygniatała go do ziemi.
– Ojca?! – zawołała z ekscytacją, a liliowy mógł przysiąc, że w jej oczach zalśniły radosne iskierki. Przez chwilę pomyślał, że ona czuła to samo, co on. Że potrzebowała "prawdziwej" rodziny. – Och, ale dlaczego się nie przyznaje? – W jej głosie irytacja i ekscytacja zmieszały się z ciekawością, tworząc zadzwiająco głośną miksturę. – Chcę go spotkać! Wieesz, ja mam też paru przyjaciół, znaczy, to moi bracia, to jest, adoptowani! Ich ojciec to okropny gbur, mówię ci! Nasz pewnie taki nie jest, jeśli mamy jednego, oczywiście, znaczy, pewnie tak, bo wyglądamy... No, wiesz – zaśmiała się. Zlepek pogubił się gdzieś przy braciach i powoli odtwarzał w głowie jej słowa. Wychodziło na to, że miała o wiele lepszą sytuację, niż on. Miała braci. Zlepek od zawsze miał kolegów i koleżanki ze żłobka, ale nigdy nikogo z nich nie nazwałby rodzeństwem. Ciekawe, jak to było mieć braci? Czy ją wkurzali? Bawiła się z nimi? Stawali za nią murem, gdy coś się działo? Chociaż, patrząc na jej energiczne zachowanie, to raczej ona stawała za nimi, każąc całej reszcie trzymać się z daleka. Zlepek westchnął.
– Nasz ojciec ma taką samą pla-plamkę, jak my, a-ale jest czarny i... J-jest trochę g-gburem. – Obiecał sobie, że skłamie tylko raz, więc teraz po prostu załagodził prawdę. Nie chciał mówić wszystkim, jaki cudowny nie jest dla niego Księżyc, kiedy ten nawet nie raczył mu powiedzieć, że jest ich ojcem. Och, właśnie. – I chyba nie wie, że ja w-wiem, że je-jestem jego sy-synem. A-albo po prostu dobrze u-udaje.
Albo jest okropną osobą, przeszło mu przez myśl, z pewnym bólem w sercu.
Jednak zamiast się bezpiecznie ukrywać, leżał pod swoją idealnie odwzorowaną kopią, z szeroko otwartymi oczami. Niezapominajka nawijała podeskcytowana, podczas gdy on próbował sobie to wszystko poukładać w swojej małej główce. A było tyle rzeczy do ułożenia! Najpierw Księżycowy Pył okazał się jego ojcem, a teraz... Teraz pojawiła się ona. Gdzie jest ich mama? Przecież nie mogła żyć w Klanie Burzy, skoro uczennica była adoptowana.
– Hej, hej, słuchasz mnie? No powiedz coś, dalej! Masz minę, jakby jakaś mysz zaczęła tańcować ci w żołądku – ponagliła go kilkadziesiąt uderzeń serca starsza koteczka. Zlepek zaśmiał się cicho, słysząc jej komentarz.
– N-nie wiem, ch-chyba tak, prawda? Z-znaczy... – zatrzymał się na moment, aby wziąć wdech. Był w zbyt dużym szoku, aby się jakoś lepiej wysłowić. –Ja... Nie mam rodziny w Klanie Klifu. Z-znaczy mam ojca, ale on się do mnie nie przyznaje, więc t-to tak, jakbym nie miał. A-ale mam świetnych przyjaciół, w-więc nie jestem sam – zaśmiał się, trochę nerwowo. Nie czuł jakiś większych oporów przed mówieniem jej o sobie. W końcu, mogła być jego siostrą, prawda? A dla niego "mogła" automatycznie oznaczało, że nią była. Nigdy nie miał swojej, własnej rodziny z krwii, takiej, która by z nim gadała dlatego, że chce, a nie dlatego, że musi. Jeśli Niezapominajka była jego siostrą, to chciał zrobić wszystko, aby go polubiła. W końcu, on już teraz ją polubił, nawet, jeśli przygniatała go do ziemi.
– Ojca?! – zawołała z ekscytacją, a liliowy mógł przysiąc, że w jej oczach zalśniły radosne iskierki. Przez chwilę pomyślał, że ona czuła to samo, co on. Że potrzebowała "prawdziwej" rodziny. – Och, ale dlaczego się nie przyznaje? – W jej głosie irytacja i ekscytacja zmieszały się z ciekawością, tworząc zadzwiająco głośną miksturę. – Chcę go spotkać! Wieesz, ja mam też paru przyjaciół, znaczy, to moi bracia, to jest, adoptowani! Ich ojciec to okropny gbur, mówię ci! Nasz pewnie taki nie jest, jeśli mamy jednego, oczywiście, znaczy, pewnie tak, bo wyglądamy... No, wiesz – zaśmiała się. Zlepek pogubił się gdzieś przy braciach i powoli odtwarzał w głowie jej słowa. Wychodziło na to, że miała o wiele lepszą sytuację, niż on. Miała braci. Zlepek od zawsze miał kolegów i koleżanki ze żłobka, ale nigdy nikogo z nich nie nazwałby rodzeństwem. Ciekawe, jak to było mieć braci? Czy ją wkurzali? Bawiła się z nimi? Stawali za nią murem, gdy coś się działo? Chociaż, patrząc na jej energiczne zachowanie, to raczej ona stawała za nimi, każąc całej reszcie trzymać się z daleka. Zlepek westchnął.
– Nasz ojciec ma taką samą pla-plamkę, jak my, a-ale jest czarny i... J-jest trochę g-gburem. – Obiecał sobie, że skłamie tylko raz, więc teraz po prostu załagodził prawdę. Nie chciał mówić wszystkim, jaki cudowny nie jest dla niego Księżyc, kiedy ten nawet nie raczył mu powiedzieć, że jest ich ojcem. Och, właśnie. – I chyba nie wie, że ja w-wiem, że je-jestem jego sy-synem. A-albo po prostu dobrze u-udaje.
Albo jest okropną osobą, przeszło mu przez myśl, z pewnym bólem w sercu.
< Niezapominajeczko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz