Rudzik wychylił głowę z legowiska medyków i spojrzał z nostalgią na walający się gdzieniegdzie w obozie śnieg. Ile to było księżyców temu, kiedy zobaczył go po raz pierwszy i prawie dostał zawału? Trochę na pewno. Na dworze nadal było zimno, więc kocur prędko schował swój nos z powrotem i położył się koło Małego, jego ukochanego partnera i drugiego medyka Klanu Lisa. Miał jeszcze chwilkę do świtu i mógł równie dobrze ją przespać.
***
Kiedy wyszedł zawołać Pszczółkę na trening, na jego drodze niespodziewanie pojawił się Szerszeń wraz z Muszką, kroczącą za nim. Rudzik uprzejmie skinął im głową na powitanie i chciał odejść, jednak rudy kocur szybko go zatrzymał. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale brakowało mu odwagi, więc jego partnerka lekko szturchnęła go w bok.
- Rudziku ja... muszę ci coś powiedzieć.
Medyk nerwowo położył po sobie uszy. Nie lubił, kiedy rozmowa zaczynała się w ten sposób, a nie miał pojęcia co takiego mógłby od niego chcieć Szerszeń.
- Jestem twoim ojcem - wydusił w końcu z siebie były wojownik i uśmiechnął się z bólem. - Przepraszam, że nie powiedziałem wam wszystkim o tym wcześniej, w młodości byłem okropnym kotem i raczej nigdy za to nie nadrobię. Nie chcę, żebyś mi wybaczył, bo raczej nie powinieneś. Chciałem tylko żebyś wiedział.
Rudzik wciąż stał z szeroko otwartymi oczyma i mordką, nie mający pojęcia co się dzieje, zanim Muszka otarła się lekko o jego bok i wyminęła dwójkę kocurów, zostawiając ich samych.
***
Więc najwyraźniej nakrapiany uzdrowiciel jednak miał żywego ojca, co więcej znajdował się on w tym samym klanie. Miał również dalszą rodzinę w którymś z leśnych klanów. Kocur oczywiście wybaczył Szerszeniowi po tym jak ten opowiedział mu swoją historię, jednak wiedział że starszy nigdy nie będzie dla niego rodziną. Za co nie chował do niego urazy, w końcu miał bardzo przyjemne dzieciństwo, nawet bez ojca. Reszta jego rodzeństwa przyjęła tą wiadomość jednak bardziej agresywnie i ich ojciec skończył z paroma zadrapaniami na pysku od Wisienki i Krogulca, które szczerze mówiąc należały mu się za okropne potraktowanie Jagódki. Akurat w tym jednym się dogadali.
Resztę dnia Rudzik spędził ze swoim rodzeństwem, Małym i Pszczółką na zbieraniu ziół i ogólnym spacerowaniu po terenach. Odkrycie tożsamości ich ojca zbliżyło do siebie rodzinę jeszcze bardziej niż już była, a trzeba było przyznać że Krogulec, Wiśnia i Rudzik (i zmarła Kora) byli bardzo zgraną paczką, zwłaszcza w dzieciństwie.
***
Następnego dnia otrzymał od Czereśni wiadomość, o zbliżającej się bitwie z Klanem Wilka, którą miał podobno rozpętać ich sojusznik, Lisia Gwiazda. Rudzik nie do końca rozumiał po co to wszystko, ale ufał mądrości Czereśni i nie kwestionował jej poleceń, kiedy powiedziała mu, że będzie pomagał rannym na miejscu jako medyk.
- Proszę wróć cały i zdrowy - westchnął Mały, liżąc partnera po nosie. - Może powinienem pójść z tobą?
- Nie, chociaż bardzo bym chciał - zaśmiał się lekko Rudzik. - M-musisz zostać w obozie. Pilnuj dzieci.
Syn Sarenki uśmiechnął się smutno do niego.
- Naprawdę je kochasz, prawda?
- Ciebie też.
Kiedy obydwa koty skończyły się żegnać, medyk ostatni raz podszedł jeszcze do swoich dzieci i przytulił mocno każdego z osobna, na koniec otulając puchatym ogonem Pszczółkę.
- Niedługo wrócę, bądź grzeczna.
Kotka pociągnęła lekko nosem, i pokiwała głową, kładąc ją na ramieniu mentora i wzdychając cicho. Rudzik ruszył się, aby się podnieść, jednak uczennica powstrzymała go, wtulając się jeszcze mocniej.
- Nie odchodź! - pisnęła ze łzami w oczach. - Nie zostawiaj mnie tak jak mamy!
Futro Rudzika zjeżyło się lekko z zaskoczenia, ale szybko rozluźnił się i polizał vankę.
- O-obiecuję, że wrócę. Poza tym twoi rodzice nigdy cię nie zostawili, pamiętasz? - podniósł pysk w stronę nieba i uśmiechnął się, po czym
wstał i rzucił uczniom jeszcze jedno, przelotne spojrzenie, zanim wyszedł z obozu z resztą wojowników. Nie zdążyli jeszcze nawet dojść daleko, a Mały dogonił ich, kiedy mieli przejść przez drogę grzmotu i mocno docisnął swój nos do tego Rudzika.
- Kocham cię.
Mniejszy medyk lekko się zarumienił, po czym zaśmiał się nerwowo i zasłonił łapami swoje oczy.
- J-ja ci-ciebie też, a-ale może nie przy i-innych - wymamrotał patrząc na resztę kotów które przyglądały im się obok, a Owca nawet teatralnie wywrócił oczyma. - Poza tym cz-czemu wszyscy z-zachowujecie się jakbym szedł na śmierć, n-nie będę walczył tylko leczył.
Ciepły wiatr zawiał mocniej, porywając ze sobą płatki nowo zakwitłych kwiatów, a Rudzik szybko złapał jeden i położył go za uchem Małego.
- Niedługo wrócę - wyszeptał obejmując pysk partnera łapami i zniknął wraz z resztą samotników w promieniach jasnego, wiosennego słońca.
***
Walka nie wyglądała tak, jak Rudzik to sobie wyobrażał. Chociaż w sumie czego się spodziewał po bitwie w której brały udział wszystkie klany.
Krew nigdy nie była dla niego przyjemnym widokiem, a widok tylu martwych ciał i przytłaczający zapach krwi sprawiał, że kręciło mu się w głowie. Miał się trzymać z boku i czekać aż wrzawa ucichnie, jednak szybko nie wytrzymał i poleciał do pierwszego lepszego rannego kota, którego ktoś zostawił pół martwego na polu bitwy i zaczął pośpiesznie opatrywać mu rany. Chciał najpierw spytać nieznajomego z jakiego jest klanu, ale czy to naprawdę miało znaczenie? Poza tym to jeszcze dziecko, pomyślał z żalem, jednak jego mózg nagle zaskoczył i rozpoznał leżący przed nim wzór na futerku.
- P-pająk? - wyszeptał zaskoczony, rozpoznając córkę Małego.
Kotka nieznacznie otworzyła prawe oko, zaraz jednak zamyknęła je z bólem wymalowanym na pyszczku.
- S-spokojnie, nie ruszaj się.
Uczennica mruknęła coś niewyraźnie po czym nagle zaczęła mocno kaszleć. Najwyraźniej ktoś nieźle ją poturbował i złamała sobie żebro, które teraz powoli przebijało jej płuca.
- O n-nie - wyjęczał spanikowany kocur. - Nie, nie, nie, staraj się płytko oddychać
Było już jednak za późno i po chwili Pajęcza Łapa zaczęła się krztusić własną krwią, podczas gdy bezradny Rudzik mógł tylko patrzeć.
- P-poczekaj chwilkę, zaraz będzie l-lepiej.
Nie zdążył jednak nawet pobiec po jakiekolwiek inne lekarstwa, bo poczuł jak ostre pazury wbijają się w jego kark i jakiś ciężar przewraca go na ziemię. Nieznany kocur z furią zaczął kopać Rudzika po ziemi.
- Jakim prawem atakujecie nasz obóz, co?! Nie macie własnych terenów?!
Dużo mniejszy medyk próbował się wybronić, ale nieznajomy szybko przydusił go za gardło do ziemi, nie dając mu dojść do słowa. Syn Jagódki poczuł, jak powietrze przestaje dopływać mu do płuc, a jego wierzgające ruchy tylnych łap powoli zaczynały słabnąć.
- Ej, zostaw go, przecież widzisz, że to medyk! - usłyszał głos jakiejś kotki, która zauważyła co się dzieje.
Zaraz potem dwa koty zaczęły bić się i szarpać, podczas gdy przerażony Rudzik mógł tylko leżeć na ziemi, patrząc, jak szylkretowa zakrwawiona pada na ziemię, a niebieskooki ucieka dalej w wir walki. Z sykiem bólu podniósł się mimo kapiącej z jego ran krwi i podczołgał do ciemnej kotki, która wyglądała na martwą. Nie miał jednak okazji nawet tego dobrze sprawdzić, kiedy ta zaczęła cicho kaszleć i otworzyła oczy.
- T-ty nie umarłaś? - wyszeptał zaskoczony Rudzik.
- Jestem liderem, mam parę żyć - wyjaśniła szybko jeszcze słabym głosem kotka. - Jesteś jednym z tych samotników, co nie? Dlatego nie wiesz, że mamy dziewięć żyć.
Kocur pokiwał głową zdziwiony.
- N-nazywam się Ru-rudzik.
- Miło mi cię poznać Rurudziku - zaśmiała się liderka. - Jestem Żwirowa Gwiazda.
Medyk uśmiechnął się słabo, nie czując się jeszcze zbyt dobrze na żarty, po czym zaczął pośpiesznie opatrywać rany kotki.
- Nie powinieneś raczej zająć się najpierw sobą? W końcu masz tylko jedno życie.
- Ja-jako medyk zawsze stawiam zdrowie innych n-nad własne - odmiauknął spokojnie.
Po chwili kocur odsunął się zadowolony. Pierwsza pomoc nie trwała dłużej niż minutę, a kotka była teraz w dużo lepszym stanie niż była. Żwirowa Gwiazda szybko mu podziękowała i oddaliła się do walczącej w pobliżu trójki kotów. Tymczasem Rudzik poczuł, jak rana na jego brzuchu otworzyła się nieco bardziej pod wpływem ruchu i czerwona ciecz zaczęła rozchlapywać mu się po brzuchu. Nie miał jednak czasu zająć się nią bardziej niż owinąć ją pajęczyną, bo
przypomniał sobie o leżącej dalej przy krzakach uczennicy i prędko do niej pokuśtykał. Gdy jednak był już na miejscu z rozpaczą uświadomił sobie, że jest już za późno. Pająk do ostatniej chwili czekała na nadejście pomocy. "Taka młoda i zdolna, miała przecież jeszcze tyle do przeżycia" uświadomił sobie i zaczął płakać, bo przypominała mu w tej chwili tą jedną białą kotkę którą wiele księżyców temu pochował pod starym drzewem. "Przepraszam cię Mały, naprawdę tak bardzo mi przykro".
***
Rudzik uwijał się po obozie, w pocie czoła lecząc wszystkie ranne koty które były na drodze (był prawie pewien, że conajmniej jeden z nich był z wrogiego klanu), jednak ciągle ich przybywało, a jego rany coraz bardziej go spowalniały. W końcu podczas leczenia kolejnego ucznia samotnik usłyszał jak ktoś skrada się do niego od tyłu. Nie miał już jednak nawet siły zareagować, kiedy został powalony na trawę jednym uderzeniem łapy i ostre kły zatopiły się w jego karku, a pazury przejechały mu po szyi. Zapiszczał słabo, próbując podnieść się, ale wtedy poczuł ostry ból z tyłu głowy, bo szary kocur walnął nim o ziemię i odbiegł. Widocznie zobaczył, że Rudzik nie jest w zbyt dobrym stanie i postanowił go nie dobijać. Jak miło z jego strony.
Jednak wbrew pozorom, uzdrowiciela Klanu Lisa nie było aż tak łatwo zabić, ponieważ miał złożoną rodzinie obietnicę do wypełnienia, poza tym dużo rannych kotów czekało tutaj na jego pomoc. Nie mogąc pozwolić sobie na umieranie, raz jeszcze wstał i postawił jeden, chwiejny krok do przodu, myśląc, że gorzej już być nie może, kiedy nagle usłyszał rozpaczliwy głos swojej siostry.
- Wisienko! - krzyknął, kiedy zobaczył jak ta próbuje rozpaczliwie odeprzeć atak innej kotki.
Biała wojowniczka spojrzała na niego, jednak w tej samej chwili dostała potężniego kopniaka i poleciała parę długości ogona dalej. Rudzik zachłysnął się przerażony, po czym bez wahania skoczył i wpadł na obcą z Klanu Wilka, próbójąc powstrzymać ją przed dobiciem siostry.
- Zostaw ją, zostaw Wisienkę - pisnął. - Błagam, proszę, b..
Nie zdążył jednak dokończyć, bo został z łatwością strzepnięty i wylądował koło białej wojowniczki.
Jego umysł nie do końca rejstrował co się działo dalej, słyszał tylko coraz płytszy oddech i piski kotki, odgłosy bitwy i swoją własną krew szumiącą mu w uszach, aż w końcu wszystkie dźwięki zlały się w jeden.
Kiedy w końcu obudził się, zobaczył nad sobą znajomy pyszczek liderki klanu nocy.
- Rudzik! - krzyknęła z ulgą jak zobaczyła, że ten się budzi.
Rudzik nic jej nie odpowiedział, tępo wpatrując się w ciało siostry leżące obok. Czy ona w ogóle żyje? Ile czasu był nieprzytomny? W ustach poczuł metalowy smak krwi, którą szybko przełknął.
- Wszystko w porządku? Będziesz żył?
Kocur przerzucił powoli wzrok na Żwirową Gwiazdę.
- Muszę - wycharczał cicho, uśmiechając się lekko. - Obiecałem dzieciom. I Małemu. N-no i muszę zająć się Wisienką.
- To ta obok?
- Tak. To moja siostra, chociaż dopiero n-niedawno dowiedzieliśmy się, że możemy być tylko w połowie rodzeństwem. I-i tak t-to nic nie zmienia, ale..
Rudzik zamknął na chwilę oczy, oddychając ciężko. Zaraz powinien przyjść tu jakiś inny medyk i się nim zająć, prawda?
- Na-nasza matka, Jagódka, miała kociaki z dwoma kocurami. Jednego z nich n-nigdy nie poznaliśmy i raczej nie poznamy, ale drugi jest z nami w klanie. Nazywa się Sz-szerszeń.
Kotka zdumiona zastrzygła uszami.
- Szerszeń?
- T-tak? - wyjąkał zaskoczony Rudzik. - znasz go?
- Czy ja go znam? - wycedziła przez zęby przywódczyni. - Też jest moim ojcem.
Rudzik pewnie zareagował by bardziej żywiołowo, gdyby nie to, że był właśnie na skraju wykrwawienia się. Otworzył szeroko oczy i przez chwilę wpatrowali się w siebie z Żwirową Gwiazdą w milczeniu, zanim nie zaczęło mu się znowu mocno kręcić w głowie.
- Żwirowa Gwiazdo ja chyba.. umieram - wyjąkał spanikowany i spróbował szybko wstać, ale jego łapy odmówiły mu posłuszeństwa i upadł na ziemię, otwierając przy okazji szerzej parę ran.
- J-ja nie m-mogę.. muszę wracać do domu..
Jego oddech stawał się coraz szybszy i płytszy, medyk drżał cały z przerażeniem. Bał się tego, co go czeka, ale jeszcze bardziej bał się o swoją rodzinę, przecież im obiecał, że wróci.
Liderka mówiła coś do niego, ale nie był w stanie rozróżnić poszczególnych słów, a obraz przed jego oczyma zaczął się rozmazywać i wirować. Zawzięcie walczył z chęcią poddania się, ale z każdym biciem serca było to coraz bardziej trudne. Zrozpaczony i spanikowany spojrzał na swoją przyrodnią siostrę, jednak zamiast jej pyszczka ujrzał jasne ślepia swojej matki.
- J-jagódka?
Kotka pokiwała głową i bez słowa podeszła do syna, jej rozgwieżdżone futro niemal oślepiająco białe, a piękne, zielone oczy odbijały miliony gwiazd.
- Tęskniłam - powiedziała ciepło.
I nawet to nie pomogło Rudzikowi z bolesnym uciskiem, który czuł w sercu. Zostawił ich i złamał obietnicę.
***
Kiedy wyszedł zawołać Pszczółkę na trening, na jego drodze niespodziewanie pojawił się Szerszeń wraz z Muszką, kroczącą za nim. Rudzik uprzejmie skinął im głową na powitanie i chciał odejść, jednak rudy kocur szybko go zatrzymał. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale brakowało mu odwagi, więc jego partnerka lekko szturchnęła go w bok.
- Rudziku ja... muszę ci coś powiedzieć.
Medyk nerwowo położył po sobie uszy. Nie lubił, kiedy rozmowa zaczynała się w ten sposób, a nie miał pojęcia co takiego mógłby od niego chcieć Szerszeń.
- Jestem twoim ojcem - wydusił w końcu z siebie były wojownik i uśmiechnął się z bólem. - Przepraszam, że nie powiedziałem wam wszystkim o tym wcześniej, w młodości byłem okropnym kotem i raczej nigdy za to nie nadrobię. Nie chcę, żebyś mi wybaczył, bo raczej nie powinieneś. Chciałem tylko żebyś wiedział.
Rudzik wciąż stał z szeroko otwartymi oczyma i mordką, nie mający pojęcia co się dzieje, zanim Muszka otarła się lekko o jego bok i wyminęła dwójkę kocurów, zostawiając ich samych.
***
Więc najwyraźniej nakrapiany uzdrowiciel jednak miał żywego ojca, co więcej znajdował się on w tym samym klanie. Miał również dalszą rodzinę w którymś z leśnych klanów. Kocur oczywiście wybaczył Szerszeniowi po tym jak ten opowiedział mu swoją historię, jednak wiedział że starszy nigdy nie będzie dla niego rodziną. Za co nie chował do niego urazy, w końcu miał bardzo przyjemne dzieciństwo, nawet bez ojca. Reszta jego rodzeństwa przyjęła tą wiadomość jednak bardziej agresywnie i ich ojciec skończył z paroma zadrapaniami na pysku od Wisienki i Krogulca, które szczerze mówiąc należały mu się za okropne potraktowanie Jagódki. Akurat w tym jednym się dogadali.
Resztę dnia Rudzik spędził ze swoim rodzeństwem, Małym i Pszczółką na zbieraniu ziół i ogólnym spacerowaniu po terenach. Odkrycie tożsamości ich ojca zbliżyło do siebie rodzinę jeszcze bardziej niż już była, a trzeba było przyznać że Krogulec, Wiśnia i Rudzik (i zmarła Kora) byli bardzo zgraną paczką, zwłaszcza w dzieciństwie.
***
Następnego dnia otrzymał od Czereśni wiadomość, o zbliżającej się bitwie z Klanem Wilka, którą miał podobno rozpętać ich sojusznik, Lisia Gwiazda. Rudzik nie do końca rozumiał po co to wszystko, ale ufał mądrości Czereśni i nie kwestionował jej poleceń, kiedy powiedziała mu, że będzie pomagał rannym na miejscu jako medyk.
- Proszę wróć cały i zdrowy - westchnął Mały, liżąc partnera po nosie. - Może powinienem pójść z tobą?
- Nie, chociaż bardzo bym chciał - zaśmiał się lekko Rudzik. - M-musisz zostać w obozie. Pilnuj dzieci.
Syn Sarenki uśmiechnął się smutno do niego.
- Naprawdę je kochasz, prawda?
- Ciebie też.
Kiedy obydwa koty skończyły się żegnać, medyk ostatni raz podszedł jeszcze do swoich dzieci i przytulił mocno każdego z osobna, na koniec otulając puchatym ogonem Pszczółkę.
- Niedługo wrócę, bądź grzeczna.
Kotka pociągnęła lekko nosem, i pokiwała głową, kładąc ją na ramieniu mentora i wzdychając cicho. Rudzik ruszył się, aby się podnieść, jednak uczennica powstrzymała go, wtulając się jeszcze mocniej.
- Nie odchodź! - pisnęła ze łzami w oczach. - Nie zostawiaj mnie tak jak mamy!
Futro Rudzika zjeżyło się lekko z zaskoczenia, ale szybko rozluźnił się i polizał vankę.
- O-obiecuję, że wrócę. Poza tym twoi rodzice nigdy cię nie zostawili, pamiętasz? - podniósł pysk w stronę nieba i uśmiechnął się, po czym
wstał i rzucił uczniom jeszcze jedno, przelotne spojrzenie, zanim wyszedł z obozu z resztą wojowników. Nie zdążyli jeszcze nawet dojść daleko, a Mały dogonił ich, kiedy mieli przejść przez drogę grzmotu i mocno docisnął swój nos do tego Rudzika.
- Kocham cię.
Mniejszy medyk lekko się zarumienił, po czym zaśmiał się nerwowo i zasłonił łapami swoje oczy.
- J-ja ci-ciebie też, a-ale może nie przy i-innych - wymamrotał patrząc na resztę kotów które przyglądały im się obok, a Owca nawet teatralnie wywrócił oczyma. - Poza tym cz-czemu wszyscy z-zachowujecie się jakbym szedł na śmierć, n-nie będę walczył tylko leczył.
Ciepły wiatr zawiał mocniej, porywając ze sobą płatki nowo zakwitłych kwiatów, a Rudzik szybko złapał jeden i położył go za uchem Małego.
- Niedługo wrócę - wyszeptał obejmując pysk partnera łapami i zniknął wraz z resztą samotników w promieniach jasnego, wiosennego słońca.
***
Walka nie wyglądała tak, jak Rudzik to sobie wyobrażał. Chociaż w sumie czego się spodziewał po bitwie w której brały udział wszystkie klany.
Krew nigdy nie była dla niego przyjemnym widokiem, a widok tylu martwych ciał i przytłaczający zapach krwi sprawiał, że kręciło mu się w głowie. Miał się trzymać z boku i czekać aż wrzawa ucichnie, jednak szybko nie wytrzymał i poleciał do pierwszego lepszego rannego kota, którego ktoś zostawił pół martwego na polu bitwy i zaczął pośpiesznie opatrywać mu rany. Chciał najpierw spytać nieznajomego z jakiego jest klanu, ale czy to naprawdę miało znaczenie? Poza tym to jeszcze dziecko, pomyślał z żalem, jednak jego mózg nagle zaskoczył i rozpoznał leżący przed nim wzór na futerku.
- P-pająk? - wyszeptał zaskoczony, rozpoznając córkę Małego.
Kotka nieznacznie otworzyła prawe oko, zaraz jednak zamyknęła je z bólem wymalowanym na pyszczku.
- S-spokojnie, nie ruszaj się.
Uczennica mruknęła coś niewyraźnie po czym nagle zaczęła mocno kaszleć. Najwyraźniej ktoś nieźle ją poturbował i złamała sobie żebro, które teraz powoli przebijało jej płuca.
- O n-nie - wyjęczał spanikowany kocur. - Nie, nie, nie, staraj się płytko oddychać
Było już jednak za późno i po chwili Pajęcza Łapa zaczęła się krztusić własną krwią, podczas gdy bezradny Rudzik mógł tylko patrzeć.
- P-poczekaj chwilkę, zaraz będzie l-lepiej.
Nie zdążył jednak nawet pobiec po jakiekolwiek inne lekarstwa, bo poczuł jak ostre pazury wbijają się w jego kark i jakiś ciężar przewraca go na ziemię. Nieznany kocur z furią zaczął kopać Rudzika po ziemi.
- Jakim prawem atakujecie nasz obóz, co?! Nie macie własnych terenów?!
Dużo mniejszy medyk próbował się wybronić, ale nieznajomy szybko przydusił go za gardło do ziemi, nie dając mu dojść do słowa. Syn Jagódki poczuł, jak powietrze przestaje dopływać mu do płuc, a jego wierzgające ruchy tylnych łap powoli zaczynały słabnąć.
- Ej, zostaw go, przecież widzisz, że to medyk! - usłyszał głos jakiejś kotki, która zauważyła co się dzieje.
Zaraz potem dwa koty zaczęły bić się i szarpać, podczas gdy przerażony Rudzik mógł tylko leżeć na ziemi, patrząc, jak szylkretowa zakrwawiona pada na ziemię, a niebieskooki ucieka dalej w wir walki. Z sykiem bólu podniósł się mimo kapiącej z jego ran krwi i podczołgał do ciemnej kotki, która wyglądała na martwą. Nie miał jednak okazji nawet tego dobrze sprawdzić, kiedy ta zaczęła cicho kaszleć i otworzyła oczy.
- T-ty nie umarłaś? - wyszeptał zaskoczony Rudzik.
- Jestem liderem, mam parę żyć - wyjaśniła szybko jeszcze słabym głosem kotka. - Jesteś jednym z tych samotników, co nie? Dlatego nie wiesz, że mamy dziewięć żyć.
Kocur pokiwał głową zdziwiony.
- N-nazywam się Ru-rudzik.
- Miło mi cię poznać Rurudziku - zaśmiała się liderka. - Jestem Żwirowa Gwiazda.
Medyk uśmiechnął się słabo, nie czując się jeszcze zbyt dobrze na żarty, po czym zaczął pośpiesznie opatrywać rany kotki.
- Nie powinieneś raczej zająć się najpierw sobą? W końcu masz tylko jedno życie.
- Ja-jako medyk zawsze stawiam zdrowie innych n-nad własne - odmiauknął spokojnie.
Po chwili kocur odsunął się zadowolony. Pierwsza pomoc nie trwała dłużej niż minutę, a kotka była teraz w dużo lepszym stanie niż była. Żwirowa Gwiazda szybko mu podziękowała i oddaliła się do walczącej w pobliżu trójki kotów. Tymczasem Rudzik poczuł, jak rana na jego brzuchu otworzyła się nieco bardziej pod wpływem ruchu i czerwona ciecz zaczęła rozchlapywać mu się po brzuchu. Nie miał jednak czasu zająć się nią bardziej niż owinąć ją pajęczyną, bo
przypomniał sobie o leżącej dalej przy krzakach uczennicy i prędko do niej pokuśtykał. Gdy jednak był już na miejscu z rozpaczą uświadomił sobie, że jest już za późno. Pająk do ostatniej chwili czekała na nadejście pomocy. "Taka młoda i zdolna, miała przecież jeszcze tyle do przeżycia" uświadomił sobie i zaczął płakać, bo przypominała mu w tej chwili tą jedną białą kotkę którą wiele księżyców temu pochował pod starym drzewem. "Przepraszam cię Mały, naprawdę tak bardzo mi przykro".
***
Rudzik uwijał się po obozie, w pocie czoła lecząc wszystkie ranne koty które były na drodze (był prawie pewien, że conajmniej jeden z nich był z wrogiego klanu), jednak ciągle ich przybywało, a jego rany coraz bardziej go spowalniały. W końcu podczas leczenia kolejnego ucznia samotnik usłyszał jak ktoś skrada się do niego od tyłu. Nie miał już jednak nawet siły zareagować, kiedy został powalony na trawę jednym uderzeniem łapy i ostre kły zatopiły się w jego karku, a pazury przejechały mu po szyi. Zapiszczał słabo, próbując podnieść się, ale wtedy poczuł ostry ból z tyłu głowy, bo szary kocur walnął nim o ziemię i odbiegł. Widocznie zobaczył, że Rudzik nie jest w zbyt dobrym stanie i postanowił go nie dobijać. Jak miło z jego strony.
Jednak wbrew pozorom, uzdrowiciela Klanu Lisa nie było aż tak łatwo zabić, ponieważ miał złożoną rodzinie obietnicę do wypełnienia, poza tym dużo rannych kotów czekało tutaj na jego pomoc. Nie mogąc pozwolić sobie na umieranie, raz jeszcze wstał i postawił jeden, chwiejny krok do przodu, myśląc, że gorzej już być nie może, kiedy nagle usłyszał rozpaczliwy głos swojej siostry.
- Wisienko! - krzyknął, kiedy zobaczył jak ta próbuje rozpaczliwie odeprzeć atak innej kotki.
Biała wojowniczka spojrzała na niego, jednak w tej samej chwili dostała potężniego kopniaka i poleciała parę długości ogona dalej. Rudzik zachłysnął się przerażony, po czym bez wahania skoczył i wpadł na obcą z Klanu Wilka, próbójąc powstrzymać ją przed dobiciem siostry.
- Zostaw ją, zostaw Wisienkę - pisnął. - Błagam, proszę, b..
Nie zdążył jednak dokończyć, bo został z łatwością strzepnięty i wylądował koło białej wojowniczki.
Jego umysł nie do końca rejstrował co się działo dalej, słyszał tylko coraz płytszy oddech i piski kotki, odgłosy bitwy i swoją własną krew szumiącą mu w uszach, aż w końcu wszystkie dźwięki zlały się w jeden.
Kiedy w końcu obudził się, zobaczył nad sobą znajomy pyszczek liderki klanu nocy.
- Rudzik! - krzyknęła z ulgą jak zobaczyła, że ten się budzi.
Rudzik nic jej nie odpowiedział, tępo wpatrując się w ciało siostry leżące obok. Czy ona w ogóle żyje? Ile czasu był nieprzytomny? W ustach poczuł metalowy smak krwi, którą szybko przełknął.
- Wszystko w porządku? Będziesz żył?
Kocur przerzucił powoli wzrok na Żwirową Gwiazdę.
- Muszę - wycharczał cicho, uśmiechając się lekko. - Obiecałem dzieciom. I Małemu. N-no i muszę zająć się Wisienką.
- To ta obok?
- Tak. To moja siostra, chociaż dopiero n-niedawno dowiedzieliśmy się, że możemy być tylko w połowie rodzeństwem. I-i tak t-to nic nie zmienia, ale..
Rudzik zamknął na chwilę oczy, oddychając ciężko. Zaraz powinien przyjść tu jakiś inny medyk i się nim zająć, prawda?
- Na-nasza matka, Jagódka, miała kociaki z dwoma kocurami. Jednego z nich n-nigdy nie poznaliśmy i raczej nie poznamy, ale drugi jest z nami w klanie. Nazywa się Sz-szerszeń.
Kotka zdumiona zastrzygła uszami.
- Szerszeń?
- T-tak? - wyjąkał zaskoczony Rudzik. - znasz go?
- Czy ja go znam? - wycedziła przez zęby przywódczyni. - Też jest moim ojcem.
Rudzik pewnie zareagował by bardziej żywiołowo, gdyby nie to, że był właśnie na skraju wykrwawienia się. Otworzył szeroko oczy i przez chwilę wpatrowali się w siebie z Żwirową Gwiazdą w milczeniu, zanim nie zaczęło mu się znowu mocno kręcić w głowie.
- Żwirowa Gwiazdo ja chyba.. umieram - wyjąkał spanikowany i spróbował szybko wstać, ale jego łapy odmówiły mu posłuszeństwa i upadł na ziemię, otwierając przy okazji szerzej parę ran.
- J-ja nie m-mogę.. muszę wracać do domu..
Jego oddech stawał się coraz szybszy i płytszy, medyk drżał cały z przerażeniem. Bał się tego, co go czeka, ale jeszcze bardziej bał się o swoją rodzinę, przecież im obiecał, że wróci.
Liderka mówiła coś do niego, ale nie był w stanie rozróżnić poszczególnych słów, a obraz przed jego oczyma zaczął się rozmazywać i wirować. Zawzięcie walczył z chęcią poddania się, ale z każdym biciem serca było to coraz bardziej trudne. Zrozpaczony i spanikowany spojrzał na swoją przyrodnią siostrę, jednak zamiast jej pyszczka ujrzał jasne ślepia swojej matki.
- J-jagódka?
Kotka pokiwała głową i bez słowa podeszła do syna, jej rozgwieżdżone futro niemal oślepiająco białe, a piękne, zielone oczy odbijały miliony gwiazd.
- Tęskniłam - powiedziała ciepło.
I nawet to nie pomogło Rudzikowi z bolesnym uciskiem, który czuł w sercu. Zostawił ich i złamał obietnicę.
<<jak ktoś chce to może opisać pogrzeb itp idk>>
Klepię!
OdpowiedzUsuń~Błękit