W końcu nadeszła Pora Nowych Liści, co oznaczało lepsze warunki do nauki pod okiem Jarzębinowego Żaru – w końcu mogły częściej wyruszać w teren, by razem pozbierać zioła i uzupełnić zapas po Porze Nagich Drzew. Piołunowy Dym nie miał nic przeciwko, ciesząc się nawet, że ktoś inny się pomęczy z rudą uczennicą, która ostatnio dała mu w kość, gdy ćwiczyli wspinaczkę na drzewa oraz nawigację w tunelach – przy pierwszym to spadła z drzewa idealnie na niego, a przy drugim to musiał się specjalnie po nią fatygować, bo nie dawała znaku życia. Kocur już powoli tracił do niej cierpliwość, więc starał się już ukierunkować treningi pod test wojownika, by Zaćmiona Łapa wygrała i została w końcu wojowniczką. Liliowy po kryjomu będzie jej kibicować, tylko po to, by pozbyć się tej nieznośnej znajdki, mając wrażenie, że odwala coraz większe akcje, by tylko zrobić mu na złość.Wojownik właśnie zmierzał do legowiska uczniów, by wyciągnąć z niego rudą kotkę, jednak gdy tylko stanął w wejściu, nigdzie nie dostrzegł charakterystycznej kulki futra zwiniętej na jednym z posłań. Zdenerwowany, machnął ogonem, by żwawym krokiem przemierzyć polanę do czarnego kocurka, który siedział przy wyjściu z obozu, zapewne czekając na mentorkę.
– Gdzie jest Zaćmiona Łapa? – spytał na wstępie, mając gdzieś jakiekolwiek grzeczności.
– Poszła z Jarzębinowym Żarem – odpowiedział Sen, na co Piołunowy Dym momentalnie wybył z obozu.
W tym samym czasie Horyzont szła u boku szylkretki, słuchając z uwagą jej słów z lekkim uśmiechem na pyszczku. Asystentka medyka właśnie opowiadała młodszej o kolejnych ziołach, co jakiś czas odpowiadając na pytania uczennicy, która z pasją pochłaniała każdą dawkę wiedzy ze strony starszej. Zaćmiona Łapa korzystała w pełni z każdej chwili obok Jarzębinowego Żaru, nie chcąc zbyt szybko wracać do rzeczywistości, jaką był Piołunowy Dym w roli jej mentora – czemu nie mogła dostać Jarzębiny lub jakiegoś innego wojownika? Jedynym pocieszeniem były wypady z szylkretką oraz wspólne treningi z bratem, choć i tego powoli było coraz mniej z racji, iż ten także powoli przygotowywał się do zostania wojownikiem, a na jego drodze stała tylko walka z innym kotem – całe rodzeństwo miało nadzieję, że nie będą musieli ze sobą walczyć, jednak gdyby do tego doszło to mało prawdopodobne, by którekolwiek z nich wykonało jakikolwiek ruch, rozpoczynając walkę. Nawet jeśli mieliby się tylko siłować tak dla zasady, że w ogóle walczą.
Spokojny wiatr poruszał gałęziami drzew i krzewów przy ziemi, mierzwiąc futra kotek, gdy przemierzały las powoli budzący się do życia po Porze Nagich Drzew. Cichy świst wiatru oraz śpiew ptaków zagłuszały jedynie ich głosy, który dotyczył jak zwykle leczniczych roślin, po które właśnie zmierzały. Ich kroki były ciche i miarowe, a przy każdym postawieniu łapy na ściółce leśnej towarzyszył im chrzęst suchych liści, które przetrwały Porę Nagich Drzew. Czasem także dało się wyczuć bądź usłyszeć zwierzynę przemykającą w zaroślach niedaleko nich, lecz żadna kotka nie zwracała na to uwagi, nie czując potrzeby zapolowania – ich cel był jasny: pozbieranie ziół, by uzupełnić zapasy. Zaćmiona Łapa po jakimś czasie miała już w zębach liść buku zwyczajnego, gdzie były zawiniątka liści dębu szypułkowego, które później będą suszone. Do tego kilka owoców maliny kamionki, liści mięty polnej oraz wodnej – szły taką trasą, by pozbierać lekarstwa, które rosły jedynie w określonych miejscach. Po drodze oczywiście wzięły kilka patyków i pajęczyn, na których było nadal widać skrzące się w słońcu krople porannej rosy.
Ruda kotka nie wiedziała, ile czasu spędziła razem z Jarzębinowym Żarem, jednak na pewno było to przyjemny moment dnia. W końcu szylkretka zarządziła powrót, przejmując od młodszej liść buku z medykamentami, dając jasny znak, by ta ruszył przodem i po drodze zapolowała na zwierzynę, aby nie było, że wróci z pustymi łapami oraz nie wzbudzała podejrzeń, samą pomocą medyczce. Poza tym trzeba także było uzupełnić stos zwierzyny, nawet jeśli ta jeszcze była nieco zmizerniała po Porze Nagich Drzew, to jednak każda zdobycz się liczyła.
Właśnie po cichu skradała się do kolejnej nornicy, gdy nagle widok na gryzonia zasłoniły jej łapy w dobrze znanym liliowym kolorze. Najpierw skierowała oczy ku górze, a następnie zadarła głowę, by ujrzeć niezadowolony wyraz na pysku Piołunowego Dym. Zaćmiona Łapa jedynie się niewinnie uśmiechnęła i zastrzygła przeciętym uchem, gdy tylko dotarł do niej szelest za kocurem, oznajmiający, że zwierzę zdążyło się ulotnić z dotychczasowego miejsca.
– Piołunowy Dym, czeeeść – zaczęła, podnosząc się na proste łapy. – Co cię tu sprowadza? – spytała, udając, że nie wie, o co może chodzić starszemu.
– Doskonale wiesz, co mnie sprawdza, więc nie udawaj niewiniątka.
– Zaćmiona Łapo? – Nagle za plecami rudej rozległ się głos Jarzębinowego Żaru, która na ten moment odłożyła liść buku na ziemię, by nie utrudniał jej mówienia.
– Witaj Jarzębinowy Żarze.
– Piołunowy Dymie, co za niespodzianka tak na siebie trafić – odparła szylkretka.
– Podobnie jak nie zastać swojej uczennicy w legowisku i dowiedzieć się od innego ucznia, że została zabrana przez ciebie poza obóz bez mojej wiedzy.
– Potrzebowałam jej pomocy, a ona jako jedna z nielicznych nie kręci nosem, by pomóc przy zbieraniu ziół. – Na te słowa kocur zmrużył podejrzliwie oczy, jednak po chwili odpuścił, jakby nie chcąc marnować swojej cierpliwość.
– Następnym razem mnie uprzedź – rzucił jedynie, by jeszcze zmierzyć Horyzont swym wzrokiem.
– Oczywiście – przytaknęła kotka, na co wojownik powoli zniknął w zaroślach w stronę obozu Klanu Wilka. Zaćmiona Łapa odczekała dłuższą chwilę, aby podjąć pewien temat z medyczką.
– Myślisz, że coś podejrzewa?
– Oprócz twojej niechęci do niego i dobrowolnego spędzania czasu na pomocy mi to wątpię, jednak dobrze, by było, byś na razie mu nie podpadła – wyjaśniła na spokojnie, następnie biorąc w zęby liść z medykamentami.
– Ale tak nic nic? – mruknęła z małą nadzieją w żółtych ślepiach. Na to jedynie została lekko pacnięta ogonem szylkretki w głowę, jakby to miało jej wybić z głowy wszystkie głupie pomysły. – No dobrze dobrze, będę się starać. – Ta odpowiedź w miarę usatysfakcjonowała Jarzębinę, ponieważ już bez zbędnego ociągania ruszyła w dalszą drogę do obozu. Horyzont na to szybko wzięła wcześniej upolowaną nornice w zęby i ruszyła za starszą, po chwili równając z nią krok, a dalszy spacer minął im w kojącej ciszy z dźwiękami lasu w tle.
Zaćmiona Łapa w obozie od razu dodała swoją piszczkę na stertę upolowanych ofiar innych wojowników, by po chwili samej sobie wybrać coś do skonsumowania. Padło na niewielkiego drozda – wolała się trochę pomęczyć z piórami już brać bardziej sycącą zwierzynę, która powinna zostać przeznaczona dla kotów w żłobku oraz legowisku starszyzny.
W czasie dokładnego przeżywania pierwszego kęsa zauważyła na polanie Senną oraz Koniczynową Łapę. Już od jakiegoś czasu kotka zauważyła, że jej brat ma jakąś relację z orientalem. Podejrzliwie zmrużyła oczy, wgryzając się w ptaka, by od martwego ciała oderwać kolejny kawałek, który długo trzymała w pysku, rozdrabniając go zębami jak najdrobniej. Miała nadzieję, że Koniczynowa Łapa nic nie zrobi jej młodszemu braciszkowi, inaczej mu łapy pourywa! Na samą myśl tej wizji, wysunęła pazury w prawej łapie, które zatopiły się między piórami drozda. Bardzo dbała o swoje rodzeństwo, jako ta najstarsza, dlatego była w stanie posunąć się do niemal każdej opcji, tylko po to, by chronić najbliższych.
– Cześć Koniczynowa Łapo, jak się miewasz? – zagaiła, gdy tylko Senna Łapa ulotnił się z towarzystwa łaciatego, a sama Horyzont zjadła wybranego dla siebie ptaka. – Jak treningi z Kruczym Piórem?
Cudem się powstrzymała przed bezpośrednim zapytaniem, co kocura łączy z jej bratem i oznajmieniem, że jeśli choćby go urazi, to mu łapy z ogonem pourywa.
<Koniczynowa Łapo?>
[1195 słów] – trening medyka
Damn, Horyzont dziękuję za troskę. Pozdrowienia od Sennej Łapy :3
OdpowiedzUsuń