Przed potopem
Wtedy Trzcinowa Łapa była jeszcze kocięciem.
Wspomnienie o Krzyczącej Makreli
Trzcinka została zaprowadzona razem z siostrą, przez Kotewkowy Powiew do legowiska starszyzny. Miały wysłuchać opowieści od Zimorodkowego Życzenia. Bardzo lubiła starszą kotkę, dlatego w poskokach podążała grzecznie za piastunką.
– Cześć Zimorodkowe Życzenie! – zapiszczały, wbiegając do środka.
Im oczom ukazała się starsza, jednak na posłaniu obok przesiadywał pewien kocur, którego obie jeszcze nie miały okazji poznać. Trzcinka zakłopotana stanęła jak wryta, obserwując uważnie czarnego srebrnego kocura o pręgowaniu tygrysim bicolor. Jego futerko było bardziej zmierzwione na plecach oraz ogonie, a jego zielone oczy mierzyły młode kotki wyczekującym spojrzeniem.
– Dzień dobry… yyy – zaczęła Trzcinka, czując się coraz bardziej niezręcznie.
– Dzień dobry Krzycząca Makrelo! – zawołała zaraz za nimi Borówkowa Łapa. – Mam dla ciebie trochę smakowitego okonia.
Biała uczennica obeszła ich obie, pogładziła je swoim białym ogonem po główkach i przyjacielsko zamrugała.
– Dzień dobry, Krzycząca Makrelo! – stwierdziła, że powtórzy, po czym podeszła do kocura.
Dała Różyczce czas, by mogła zagadać na śmierć Zimorodkowe Życzenie. Ona za to wolała poznać starszego, który właśnie rozmawiał z uczennicą. Kiedy tylko podeszła do niego bliżej, ten się uśmiechnął i przeniósł swój wzrok na nią.
– No i jak tam Trzcinko? Myślałem, że będziesz wiedziała, jak się nazywa, jeden ze starszych twojego klanu.
– Przepraszam cię, jednak nie wiedziałam, jak masz na imię… – Podrapała łapką w ziemi. – Za to, skąd ty znasz moje imię?
– Po klanie bardzo szybko rozchodzą się pogłoski, Trzcinko. Już wiedziałem, jak was matka nazwała, zanim same to zrozumiałyście. – Założył łapę na łapę i nachylił się w jej stronę. – Co sprowadza was do legowiska starszyzny?
– Kotewkowy Powiew nas tu zaprowadziła. Miałyśmy posłuchać opowiadań. Na przykład, jak powstały koty…
– Powiedz mi, po co słuchać takich gniotów, jak można wysłuchać tego w śpiewie?
– Umiesz śpiewać?
Starszy wyprostował się, dumnie unosząc głowę. Jedną łapą złapał się za klatkę piersiową, a drugą przejechał po głowie, odgarniając swoją półdługą sierść.
– Oczywiście, że umiem! Stąd nazwano mnie Krzycząca Makrela!
Rzeczywiście miało to wielki sens. Nawet kocur mówi głośno. Bardzo możliwe, że był trochę przygłuchy. Koteczka całkowicie straciła zainteresowanie Zimorodkowym Życzeniem, a jej siostra, dołączyła do niej i w podskokach znalazła się obok Krzyczącej Makreli, który szykował swoje gardło, do kolejnego występu. Borówkowa Łapa rozsiadła się niedaleko nich, ewidentnie czekając na mały koncert starszego. W końcu kocur donośnym i pięknym głosem zaczął śpiewać balladę o Klanie Gwiazdy. W legowisku starszych zrobiło się całkowicie żywo. Wojownicy z polany odwracali głowy w stronę dźwięku. Borówkowa Łapa klaskała w rytm melodii, a Zimorodkowe Życzenie ciszej nuciła piosenkę śpiewaną przez kocura, przy tym kołysząc się leciutko na boki. Trzcinka zafascynowana wpatrywała się w nich wszystkich. Głos Krzyczącej Makreli zrobił na niej wielkie wrażenie, nie spodziewała się, że starszy będzie miał tyle tchu, by zacząć koncertować, we własnym legowisku. Szylkretka stwierdziła, że przyłączy się do nich i zaczęła podskakiwać w rytm piosenki, tworząc jakiś dziwny taniec, którym zaraziła jeszcze Różyczkę.
***
Wspomnienie o Perlistej Łzie
Trzcinka grzecznie bawiła się w kąciku zabaw, wrzucając kamyczki do wody i patrząc jak toną na płyciźnie. Czekała cierpliwie na obiad, kiedy to do kociarni przychodzi Dryfująca Bulwa. Co jakiś czas wpatrywała się w wyjście z obozu, sprawdzając, czy nie zmierza w jej kierunku kochany ojciec. Zamiast czarnej dziko pręgowanej sierści z akcentami ojca, przykuł jej uwagę liliowy szylkret. Rozpoznała kota, była to właśnie Perlista Łza, która wychodziła z obozu.
“Pewnie wzywa ją polowanie.” – pomyślała Trzcinka, chcąc wrócić do zabawy.
Jednak nie zrobiła tego, gdyż kilka uderzeń serca po tym, jak jej siostra opuściła obóz, za nią wybiegły chichoczące dziko Wężynowa Łapa oraz Rozpędzona Łapa. Trzcince się to nie podobało. Zawsze, gdy znajdowała się gdzieś Wężynowa Łapa, tam były problemy i pomówienia.
“Jeszcze dobierają mi się do starszej siostry!” – wściekle prychnęła i popędziła w stronę kociarni.
Weszła do środka legowiska, zaczaiła się zaraz przy wyjściu, tak by mieć idealny widok na tunel i pozostało jej czekanie. Słońce zaczęło przesuwać się po nieboskłonie coraz niżej, Różyczka starała się ją oderwać od obserwacji, a kiedy przyszedł ojciec z rybą, Trzcinka odmówiła. W końcu wejście do obozu się poruszyło i wpadły do środka dwie uczennice. Ich oczy błyszczały z podekscytowania, a parszywe uśmieszki nie znikały im z pyszczków. Nie zwracały uwagi na koty, w które o mało nie wbiegały. Od razu, udarowane, skierowały się do legowiska uczniów. Koteczka wystartowała, by pobiec za nimi, gdy przytrzymała ja za ogonek Baśniowa Stokrotka.
– Nie idziesz do Wężynowej Łapy i jej przyjaciółeczek – odpowiedziała.
Pewnie kremowa była tak zaciekawiona zachowaniem Trzcinki, że również obserwowała, na czym mała skupia swoje oczy.
– Puść mnie! – wrzasnęła Trzcinka, próbując się uwolnić.
– Trzcinko, nie krzycz. Nie wolno ci się z nimi bawić. Są starsze od ciebie, nie znajdziecie wspólnego języka.
“Tak, bo ja chcę się bawić z tymi pokrakami.” – Przewróciła oczyma, ciągle spazmatycznie wijąc się, aby uwolnić swój ogon.
– Chcę wyjść! Puść mnie! – pisnęła.
Matka w końcu pozwoliła jej wyjść, tylko pod jednym warunkiem, który brzmiał “Nie zbliżać się do dzieci Wężyny”. Trzcinka miała zamiar się zbliżyć, ale nie tak jak sobie wyobrażała jej mama. Wybiegła ze żłobka, jakby się palił i podbiegła do legowiska uczniów. Jak myszka przycisnęła się do ziemi i podeszła cichutko do wejścia legowiska. Wystawiła kawałek mordki, tak że jednym oczkiem widziała wnętrze pomieszczenia. Uczniowie grzecznie siedzieli na posłaniach, a w centrum znajdowały się Wężynowa Łapa oraz Rozpędzona Łapa, które opowiadały, co zauważyły na granicy z Klanem Burzy. Nie kryły, o kogo chodziło, rozmawiały głośno między sobą, a inni zdziwieni uczniowie czerpali z ich rozmowy wszystkie znakomite smaczki. Zadawali co jakiś czas dwóm kotkom pytania, a te ochoczo dolewały oliwy do ognia, sugerując, by to Perlista Łza spotykała się z jakimś rudym kocurem z Klanu Burzy na granicach. W środku Trzcinki się coś gotowało. Była wściekła na Wężynową Łapę oraz Rozpędzoną Łapę. Niech tylko je dorwie, jak stanie się uczennicą i będą siedziały w jednym legowisku. Nagle jej brzuszek zaburczał. Nie jadła przecież obiadu razem z rodziną! W jej stronę odwrócił się Żmijowcowa Łapa razem z bratem Lulkową Łapą.
– “Zauważyli mnie!” – Poczuła jak oprócz złości, to z odkrycia jej podsłuchującej plotek, pali się jej sierść.
Nie zdążyli nawet zareagować. Pobiegła w przeciwnym kierunku od legowiska uczniów. Nie wiedziała, gdzie chciała uciec. Po prostu biegła, aż natrafiła na zdezorientowaną Perlistą Łzę.
– Trzcinko, nic ci nie jest? – Wzięła ją za kark, by pomóc jej stanąć na cztery łapy. – Czemu niektórzy wojownicy mnie ignorują?
Zmartwione oczy Perlistej Łzy ściskały serce Trzcince. Widziała, że jej siostra zaczyna panikować, gdyż jej ogon smagał powietrze niczym bicz. Ta przytuliła się do jej nogi.
– Przecież nie rozmawiałaś z rudym wojownikiem na granicy! Perlista Łzo, przecież, to nie prawda co mówią!
Starsza siostra nic nie odpowiedziała. Trzcinka miała wrażenie, że tamta zaczęła się cała trząść. Chcąc ją uspokoić, mocniej ścisnęła ją w swym uścisku. Kątem oka zauważyła, jak starsza Wężynowa Łapa podchodzi do Mandarynkowego Pióra i coś jej szepta na ucho. Kotki wbiły w nie spojrzenie, które wwiercało się nawet w futerko Trzcinki, a siostra nadal nic nie mówiła.
***
Wspomnienie o Różyczce
Trzcinka wybiegła ze żłobka wściekła. Uszy oraz skóra szczypały ją, jakby zajęły się ogniem. Usiadła na skraju kącika zabaw, chcąc się wyciszyć.
“Gdzie jest to cholerne kumkanie żab, akurat, kiedy potrzebuję się uspokoić!” – pomyślała rozgniewana.
Złapała kamień w łapkę, po czym z całej siły cisnęła nim w wodę, przez przypadek trafiła w jedyną żabę, która czyhała na płyciźnie. Płaz wraz z kamieniem zeszli na dno. Szylkretka głośno westchnęła. Dość, że nie udało jej się uspokoić, to jeszcze ucierpiało na tym zwierze. Za nią zaszeleściły liście wejścia do kociarni i po chwili obok niej znalazła się jej siostra.
– Czego chcesz? Nie wystarcza ci zabawa z Ćmą? Myślałam, że nie jestem wam potrzebna! – warknęła do Różyczki, nawet się na nią nie patrząc. – Przecież jesteś taka super. Wszystko umiesz i wszystko wiesz, nie wystarcza ci to?
– Chciałam z tobą porozmawiać. Nie powinnaś się obrażać, tylko dlatego, że w zabawie nie grasz głównej roli. Tak samo rzucanie mchem i uciekanie nie jest fajne.
– Och, doprawdy? – Spojrzała na Różyczkę z wyrzutem. Łapkę oparła o swoją pierś, a jej brązowe oczka się zaszkliły z negatywnych emocji. – To doprawdy, super zabawa udawanie zaczarowanego drzewa! Za to wy jesteście wojownikami odkrywcami! Nawet moją rangę, którą mi przydzieliłaś, odebrałaś i dałaś sobie oraz Ćmie!
– Nic ci nie odebrałam, a to tylko zabawa…
– Jakbyś była prawdziwą siostrą, to Ćma udawałaby magiczne drzewo, czy coś innego, a nie ja!
– Trzcinko wiesz co, to niemiłe być zazdrosnym. Ćma nas bardzo lubi…
Koteczka nie dała jej dokończyć, tylko pchnęła Różyczkę. Jej sierść się podniosła, a z oczu poleciało kilka łez, których nie zdołała zatrzymać, z powodu buzujących w niej emocji.
– Nie jestem zazdrosna o Ćmę! – krzyknęła w furii. – To ty odpychasz mnie, a wszystko wcześniej robiłyśmy razem! Zaczynasz się wymądrzać, co nie jest fajne! Nie ma z tobą frajdy, a gdy chce się z tobą bawić, a ty znajdujesz chwilę dla wszystkich, ale nie dla mnie!
Tupnęła łapką, chcąc podkreślić wagę swoich słów. Mina Różyczki zrzedła, wyglądała na bardzo poruszoną wybuchem Trzcinki. Starała się położyć łapkę, na jej barku, by ją uspokoić, ale ta się odsunęła.
“Idź sobie! Sama się baw! Nie chcę być najgorsza! Nie pozwalam!”
– Idź ode mnie! Nie chcę się z tobą bawić! – Trzcinka odsunęła się na bok.
Różyczka starała się do niej jeszcze podejść, ale ta złapała kamyczek w łapkę i rzuciła w stronę przemądrzałej siostry. Na szczęście nie trafiła, a Różyczka z napięciem stała w miejscu, analizując, co właśnie się stało.
– Idź stąd! Chcę zostać sama! – Machnęła do niej łapą, przy tym się odwracając.
Nie chciała się dzisiaj już bawić. Odeszła blisko trzcin i zwinęła się tam w kuleczkę. Będąc do tamtej tyłem, nie widziała jej miny, jedynie usłyszała westchnięcie oraz oddalające się delikatne kroki. Trzcinka była bardzo zła na siostrę, która raczej nie zamierzała się zmienić, co tylko podsycało napięcie między nimi. Szczerze miała bardzo wielki żal do kotki, że tamta tak po prostu odstawiła ją na bok. Czuła, że ich ścieżki się rozchodzą, tylko nie była pewna do jakiego stopnia. Teraz wydawało się jej, że są dla siebie obce, a nawet nie ukończyły sześć księżyców. Później może być jeszcze gorzej.
***
Wspomnienie o Bursztynowym Brzasku
Trzcinka została wysłana przez Baśniową Stokrotkę po zwierzynę. Musiała przynieść im jakąś piszczkę na śniadanie. Wyszła na polanę, a koty dopiero zaczęły się budzić. Wojownicy zbierali się przy pniaku, na którym była sterta zwierzyny. Trzcinka spięła się, nie chciała się pchać przez te wygłodniałe koty.
“Ugh… dobra… Trzeba coś wybrać.” – pomyślała i ruszyła do sterty.
Grzecznie poczekała w kolejce, aż w końcu miała przed sobą stertę. Widać było, że Klanu Nocy powodziło się i rzeka była obfita, gdyż praktycznie były tutaj same ryby. Nie miała ochotę na nic rybiego, a matka prosiła ją o piszczkę, dlatego zaczęła obwąchiwać zwierzynę w celu znalezienia jakiejś myszki bądź nornicy. W końcu coś wyłapałam. Brązowe futerko było przykryte pomiędzy okoniami a uklejką.
“Tam jest!”
Problem był tylko jeden, piszczka była poza zasięgiem łap Trzcinki! Znajdowała się prawie że na szczycie sterty, a matka zakazała im wspinać się po pniaku, gdyż stąd koty biorą jedzenie. Czując presję ze strony kotów, które czekały w kolejce za nią, postanowiła wspiąć się, by zdobyć upragnione śniadanie dla matki. Wskoczyła na pniak i miała już dosięgnąć piszczki, gdy nagle złapał ją za kark kremowy pręgowany dziko kocur.
– Puść mnie! – prychnęła zła. Była, prawie że wąs od wyjęcia myszki ze sterty.
– Matka cię nie nauczyła, że nie powinno się wchodzić na pniak? Koty stąd biorą jedzenie. Nikt nie będzie jadł ryby w piasku tylko dlatego, że chciałaś wyjąć sobie coś z wierzchu! – odpowiedział jej równie złym głosem.
Postawił ją na ziemi i zmierzył czujnie swoimi żółtymi oczyma. Zirytowało to kicię. Jakby była starsza i wyższa to wyjęłaby, co chce ze sterty i nie musiałaby się truć z takim starym durniem. Wszystko dlatego, że była głupim kociakiem.
“Klanie Gwiazdy, ile jeszcze będę musiała się męczyć?” – Przewróciła oczyma.
– To chociaż pomóż mi wyjąć tamtą piszczkę z góry! O tamto brązowe futerko, bo mnie Baśniowa Stokrotka prosiła – mruknęła, zastawiając drogę, by ten nie mógł dojść do pniaka.
Nie chciała, by wojownik po prostu wypchnął ją poza kolejkę. Też się nastała i miała takie samo prawo, do wzięcia sobie tego, czego chce, jak i inni. Kocur miał coś odpowiedzieć, kiedy z tyłu rozległo się ponaglające miauknięcia niezadowolenia i zniecierpliwienia.
– Bursztynowy Brzasku, pomóż Trzcince. To kociak, nie dosięgnie tego, co chce – odezwał się Kolcolistne Kwiecie, który stał zaraz za kremowym wojownikiem.
Trzcinka zanotowała sobie w pamięci imię tego jakże pomocnego wojownika, który miał zamiar ją pouczać chłodno, jak to nie wolno się wspinać po jedzeniu. Bursztynowy Brzask bez żadnego zająknięcia pokiwał głową na znak zgody z Kolcolistnym Kwieciem, po czym sięgnął po jej wybraną mysz oraz po swoją płoć. Wręczył jej śniadanie, na co skinęła głową z wdzięcznością.
– Obyś szybko urosła Trzcinko, nie chciałbym cię drugi raz zdejmować z pniaka na zwierzynę – odpowiedział kocur, już z mniejszym chłodem.
Kotce wydawało się, że Bursztynowy Brzask po prostu jest gburem, a ta odpowiedź w jego pysku zabrzmiała bardziej, jak życzenie jej wszystkiego dobrego. Może taki kocur był? Odmachała mu ogonem na pożegnanie, po czym popędziła do kociarni, gdzie z niecierpliwością czekały na nią Baśniowa Stokrotka i Różyczka.
***
Czuwanie
Było już ciemno, minęło dużo czasu od momentu, kiedy zatrzymali się w prowizorycznym obozie Klanu Nocy, który teraz znajdował się, z dala od wody. Koty porobiły sobie szybkie posłania, tak by każdy miał gdzie nocować. Sama miała wrażenie, że teraz nie było podziałów na legowiska, koty były zmęczone i starały się złapać zwierzynę, by nie chodzić głodnym. Przychodziła pora czuwania, a koty zbierały się przy ciałach bliskich, którzy polegli w potopie. Trzcinka usiadła razem z rodziną bliżej namaszczonych zmarłych przez Gąbczastą Łapę i Różaną Woń. Medyczki wraz z pomocą ogrodników, zdołali zdobyć zioła, które zamaskowały zapach śmierci. Trzcinka czuła jak przeszywa ją chłód. Nie umiała oderwać wzroku od poległych. Siedziała tak, przesuwając wzrok po ich futrach. Niektórych znała lepiej, a innych gorzej. Byli tacy, za którymi mniej przepadała oraz tacy, dla których mogła zrobić wszystko. Była jedna, którą najbardziej żałowała i chciałaby być dla niej lepsza za czasów, kiedy żyła.
“Gdybym tylko mogła cofnąć czas… Mogłam być dla ciebie lepszą siostrą Różyczko…” – pomyślała.
***
Po mianowaniu na ucznia
Trzcinowa Łapa właśnie biegła przez las z kwiatem w pyszczku. Oddaliła się od patrolu na dosłownie chwileczkę, by odwiedzić groby. Pewnie Mandarynkowe Pióro, kiedy się zorientuje, będzie wściekła i da jej karę, jednak bycie uczniem było o wiele lepsze od ciągłego siedzenia w kociarni. Była w stanie przetrwać każdą karę, była zauroczona życiem ucznia i nikt nie potrafił zniszczyć jej nowego ducha. Stanęła nad grobem Różyczki oraz Perlistej Łzy. Położyła na nich kwiaty, które amatorsko zebrała po drodze.
– Jak Lulkowe Ziele mnie oprowadzi po fajnych zakątkach terenu Klanu Nocy, to będę wam dawać same najładniejsze kwiaty – obiecała siostrom. – Sama też zacznę ozdabiać swoje posłanie. Zobaczycie.
Uśmiechnęła się, chciała, żeby kotki żyły, mogłaby wtedy z nimi rozmawiać o najróżniejszych sprawach.
– Trzcinowa Łapo! – Rozległo się nawoływanie Mandarynkowego Pióra.
– Ups! Muszę już lecieć! Powiem, że goniłam jakiegoś królika, czy inną jakąś piszczkę. To na razie siostrzyczki!
Odbiegła w stronę nawoływania swojej mentorki.
[2476 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz