Porą Opadających Liści
Zimny wiatr dął w pysk Nimfiego Zwierciadła. Kotka czuła, jak wraz z nim, do jej nozdrzy dolatuje woń zbliżającej się Pory Nagich Drzew. Na łąkach widywała coraz mniej zwierzyny, kryjącej się w swych ciepłych norkach, natomiast rzeczne ryby spływały ku głębszym partiom wody. Ostatnia żaba przeskoczyła jej drogę już wiele wschodów słońca temu.Łapą odgarnęła pył, który usiadł na wysuszonym już tropie. W stwardniałej ziemi odbiła się racica, o dwóch, podłużnych, przypominających kształtem zaokrąglony pazur, “palcach”. Mimo należenia do saren, najmniejszych kopytnych jakie dane było jej widzieć, po przyłożeniu własnej łapy do odcisku zauważyła znaczącą różnicę. Nie chciałaby nigdy dostać takim tworem w głowę.
– Na co patrzysz? – spytała Syreni Lament, podchodząc do wojowniczki.
Czarna nie odwróciła wzroku, nadal wpatrując się w odbitkę.
– To nic ważnego – rzuciła od razu, opuszkami muskając wgłębienie – sprawdzałam tylko co to za trop. – Wyjaśniła, unosząc spojrzenie, by móc ujrzeć gdzie prowadził.
Błękitne oczy powędrowały w ślad za towarzyszką. Z każdym krokiem trop był coraz mniej widoczny, aż w końcu zniknął pośród traw i gęstych mgieł, spowijających okolice rzeki. Cichy świst uciekł z nosa pointki. Nimfa słyszała, jak kotka rusza przed siebie, kierując się wzdłuż wydeptanego przez rogacze szlaku. Podniosła głowę.
– Nie idziesz? – Syreni Lament odwróciła łeb w stronę towarzyszki, przekrzywiając jedno z uszu.
Czarno-biała uśmiechnęła się, bez słowa doganiając srebrną. Znały się praktycznie od żłobka. Syrenka była znajdką, podobnie jak jej trójka rodzeństwa, z czego zaledwie jedno było jej biologicznym bratem. Kotka nigdy nie lubiła mówić o swojej przeszłości, nawet przy koleżance, jaką była Nimfie Zwierciadło. Wiedziała jedynie, że coś złego stało się z rodzicami jej i Dryfującej Bulwy, przez co ich rodzina została na zawsze rozdzielona. Zmierzchająca Zatoka i Bursztynowe Brzask zostali przez nią odnalezieni niedługo przed dołączeniem do Klanu Nocy. Nimfa wiedziała, że kotce bardzo na nich zależało. Od zawsze była wobec nich wręcz nadopiekuńcza. Jej uszom nie umykała żadna obelga czy krytyka wobec jej rodzeństwa, a gdy ktoś zaszedł jej za skórę – była niczym rozsierdzona klępa, broniąca swego łoszaka. Mało kto jednak znał ją bliżej. Bardziej niż kota, Syrenka przypominała mistyczny cień, przemykający w mrokach obozu, o którego obecności łatwo dało się zapomnieć. Nimfie Zwierciadło widziała, jak nienamacalnymi pazurami srebrna wojowniczka próbuje zatrzymać swych bliskich przy sobie, jednak z każdym mijającym księżycem, rodzina była coraz odleglejsza. Dryfująca Bulwa doczekał się trójki pociech i partnerki, Zmierzchająca Zatoka odnalazła swe miejsce we własnym gronie znajomych, zaś Bursztynowy Brzask, z tego co mówiły plotki, spotykał się z samą księżniczką Klanu Nocy, Mandarynkowym Piórem. Z całej czwórki znajdek, wychowanych przez Bratkowe Futro, wszyscy poza Syrenim Lamentem odnaleźli swe miejsce w klanie.
– Nimfko! – pisnął jakiś głos, a po chwili łaciata poczuła, jak cudzy ciężar uderza w jej bok.
Przeturlała się po zwilżonej poranną rosą trawie, gdzieś za sobą słysząc zaskoczone syknięcie drugiej wojowniczki. Czując, jak mokry chłód rozchodzi się po jej grzbiecie, otworzyła spokojnie ślepia. Przywitała ją ziejąca pustką szczerba między wyszczerzonymi w uśmiechu zębami, a także para złocistych oczu, których okrągłe źrenice wpatrywały się radośnie w orientalną.
– Witaj, Nenufaro – przywitała się z leżącą na jej brzuchu przyjaciółką.
Słysząc swoje imię, bura rozkosznie wyciągnęła łapy przed siebie, dotykając nosa większej kocicy. Nimfa odgięła nieco łeb do tyłu, by zobaczyć, czy podczas nagłego ataku tego groźnego zwierzęcia, nie ucierpiała Syreni Lament. Srebrzysta stała jedynie parę lisich długości dalej, chłodnym błękitem oczu wpatrując się w parkę. Futro na jej grzbiecie było jeszcze zmierzwione, jednak poza tym wydawała się być cała i zdrowa.
– Czy coś się stało? – spytała, odgarniając ze swego pyska parę dłuższych kosmyków futra.
– Oh, nie, niezupełnie! – wyjaśniła speszona Nenufarowy Kielich, łapą poprawiając rozczochrane przez ziemię włoski na czubku głowy leżącej pod niej kotki – Byłam na patrolu, całkiem niedaleko stąd. I wtedy cię wyczułam! Jaką byłabym koleżanką, gdybym nie przyszła się przywitać? – roześmiała się, kończąc układanie sierści towarzyszki – Co tu robicie? – dodała, machając łapą do zbliżającej się do nich Syrenki.
– Patrolujemy – rzuciła nieco sucho Syreni Lament, zatrzymując się kilka kroków od kotek.
Dwubarwny nos nieznacznie się zmarszczył, a sama wojowniczka wyprostowała. Jej pysk był niczym płytka kałuża – od razu zdradzał wszystkie myśli, które przebiegały przez łebek kotki. Nimfie Zwierciadło mogłaby nawet posunąć się o stwierdzenie, iż widziała, jak mniejsza wersja Nenufary kica po spływającej wraz z nurtem kłodzie, napędzając zachodzące w jej móżdżku procesy myślowe.
– To dziwne – stwierdziła, zgniatając przy okazji swym zadkiem wnętrzności Nimfy – Dzisiaj to ja z moją grupą mieliśmy patrolować ten skrawek terenu – wyjaśniła – Nie wyglądacie mi też na polujące… – dopowiedziała, węsząc w poszukiwaniu śladów po zwierzynie.
Nimfie Zwierciadło cicho parsknęła.
– Masz nas – miauknęła, poruszając z rozbawieniem wąsami – Miałyśmy na coś zapolować w okolicy rzeki, ale rozproszył nas trop saren.
Nenufarowy Kielich zeszła w końcu z kotki, figlarnie machając czubkiem ogona. Syreni Lament obdarzyła Nimfę nieco gorzkim spojrzeniem, niezadowolona z faktu, iż wojowniczka tak ochoczo podzieliła się ich planami z burą.
– Pff, miałyście zamiar na nie zapolować? – zaśmiała się perliście pręguska, jednak nie otrzymując odpowiedzi, pospiesznie dodała: – Nimfo, mogę cię na chwilę ukraść? Chcę o czymś porozmawiać… Na osobności.
Srebrna zastrzygła uszami, wyczekując odpowiedzi czarno-białej. Po mowie ciała Syrenki widać było, że nie do końca spodobał się jej ten pomysł.
– Tak, ale nie za długo. Muszę dokończyć polowanie – odpowiedziała orientalka, ruszając w kierunku, w jaki udała się ucieszona burka.
Gdy tylko znalazły się poza zasięgiem zmysłów niebieskiej, Nenufarowy Kielich odetchnęła, ogonem strącając kilka kropelek wody, osadzonych na jeżynowych gałązkach.
– Chodzi o Piórolotkowy Trzepot – miauknęła dość bezpośrednio – Od kiedy wyszedł z legowiska medyka… Jest dziwny. I to nie w swój normalny, dziwny sposób. On… – kotka przerwała, z trudem zbierając myśli – Już parę razy słyszałam, jak rozmawia ze zmarłymi. Pyta innych o Skaczącą Cyrankę. Nie chce wychodzić z obozu. Martwię się o niego… Boję się, że to ma coś wspólnego z klątwą brązowych. Czapli Taniec… Podobno on także majaczył. Słyszałam plotki, że powoli zatracał się w sobie, gadał sam do siebie. Ale przecież Piórolotek się z nią lubił! Dlaczego miałaby go nawiedzać? Przecież nie mogłaby być tak zawistna, racja? – zapytała, wbijając błagalne spojrzenie w Nimfę.
– Na pewno nie. Czy Różana Woń o tym wie? Jestem pewna, że jako medyczka będzie bardziej zaznajomiona z… Duchowymi sprawami. – zapewniła burą – Sądząc jednak po twoim pysku, to nie jedyne co ci leży na sercu.
Wojowniczka uśmiechnęła się krzywo.
– Aż tak to po mnie widać? – zapytała, niezręcznie wiercąc łapą – Mam do ciebie prośbę, związaną właśnie z Lotkiem. Boję się, co może mu się przytrafić, jeśli za długo zostanie sam. Ja dzisiaj spędzę cały dzień w terenie, więc… Czy mogłabyś z nim porozmawiać, kiedy wrócisz do obozu? Słyszałam, że przydałoby się parę pomocnych łap przy budowie zielarni. Moglibyście razem pójść, taka odskocznia powinna mu choć trochę pomóc.
– Myślę, że nie powinno być z tym problemu – odpowiedziała spokojnie Nimfa, kładąc swój ogon na grzbiecie czarnej.
***
Zgodnie z obietnicą, tuż po powrocie z polowania i odłożeniem zdobyczy na stos, udała się w poszukiwaniu kocura o turkusowych oczach. Nie było to szczególnie ciężkie – Piórolotkowy Trzepot siedział niedaleko kącika zabaw, drapiąc coś w kawałku kory. Nie znali się za dobrze, jednak Nimfa nie miała większego problemu z namówieniem uległego wojownika do wyjścia z nią na niewielką wysepkę, mającą stać się ich przyszłą zielarnią. Pomogła mu przepłynąć krótki odcinek rzeki, a także rozsunęła przed nim trzciny otaczające wyspę, by nie stracił swej koncentracji na zadaniu. Kiedy weszli na wydeptany i częściowo oczyszczony już tereny, nie zastali za wielu kotów. Rozejrzała się, w poszukiwaniu czegoś, w czym mogłaby pomóc. Jej oczy natrafiły na zamszony konar, niefortunnie leżący obok niedawno przegrzebanej ziemi.– Piórolotkowy Trzepocie, mógłbyś mi z tym pomóc? – spytała, pyskiem wskazując na pozieleniały kawał drewna.
<Lotek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz