Rzuciła krótkie spojrzenie mistrzowi. Kocur szedł skulony, prowadząc ją nie wiadomo dokąd. Mu też pewnie nie było łatwo. Zapewne bał się, iż przestanie go kochać. Że ich drogi rozwiodą się, prowadząc ich w różne kierunki. Nie powinna go od siebie odsuwać, ale to nie było łatwe. Po tym wszystkim... Po tylu kłamstwach. Skuliwszy uszy otwarła pysk, przerywając ciszę:
— Co... Co będziemy dzisiaj ćwiczyć?
Nie spodziewała się takiej reakcji na jej słowa. Wojownik podskoczył na nieoczekiwany dźwięk, jeżąc futro na karku.
— M-może nawigację w tunelach — zasugerował.
Lament widziała, jak stara się opanować drżenie głosu. Nie była jednak w stanie pojąć, dlaczego. Czemu tak bardzo się denerwował? Czyżby... bał się? Tylko czego?
— Wszystko... W porządku? — wyszeptała, odwracając głowę ku ojcu.
Ten łypnął na nią okiem ze zdenerwowaniem.
— Tak — odparł szybko.
Uczennica spuściła wzrok. Czuła, jak cała ta sytuacja zaczynała ją przytłaczać. Ojciec jak zwykle był z nią nieszczery, tuszując wszystko pod tą jego głupią maską obojętności i siły. Chciał sprawiać wrażenie spokojnego, opanowanego i pewnego siebie. Lamentująca Łapa nie potrafiła się już na to nabrać. Wszystko to było tylko złudzeniem, iluzją.
— Zachowujesz się jakoś dziwnie... — stwierdziła, poruszając wąsami.
Topielcowy Lament odezwał się po chwili milczenia:
— Naprawdę? — zapytał z udawanym sarkazmem. — Nie zauważyłem.
— Przestań! — Z gardła kotki wydobył się cichy krzyk.
Skąd miała wiedzieć, że tak zareaguje? Była tylko smutnym, okłamywanym dzieckiem, które chciało poczuć się kochane i chciane. Te całe łgarstwa zaczynały ją brzydzić. Nawet po tym, jak się przed nią otwarł, musiał udawać nieczułego. Starał się być silniejszy, niż jest w rzeczywistości...
Ciszę przerwał jego suchy, pedantyczny śmiech.
— Krzycz do woli, i tak nic nie zrobisz wołaniem.
Po tych słowach poczuła się dziwnie. Zamilkła, zwieszając głowę. Traktował ją jak wronią karmę. Jak bezwartościowego kociaka, którego jedynym zadaniem było niszczenie i utrudnianie mu życia. Te głupie, puste słowa, jakie wypowiedział w jej kierunku podczas minionej rozmowy były niczym więcej jak kłamstwem. Nic nie znaczącym przyrzeczeniem, zapewnieniem, które rzekomo miało dodać jej otuchy, zdaniem niedbale rzuconym na wiatr.
— Gdzie idziemy? — wyszeptała po dłuższym czasie milczenia.
Tak bardzo chciała, żeby ojciec ją cenił. Żeby ją kochał, żeby był z niej dumny. Zamiast tego przynosiła mu same rozczarowania. Inaczej może okazał by jej choć trochę przywiązania.
— Już mówiłem. Do dogodnego tunelu — rzucił przez ramię.
— A gdzie jest ten dogodny tunel?
Mistrz przewrócił oczami, wzdychając cicho.
— Kilka długości lisa przed nami.
— Jesteśmy — oznajmił Topielcowy Lament, stając przed wejściem do tunelu i posyłając krótkie spojrzenie kotce.
Lamentująca Łapa spojrzała na spowity mrokiem otwór i otrząsnęła się szybko. Miała nadzieję, że nie zginie gdzieś pod ziemią.
— Więc... Od czego zaczniemy?
— Najpierw trzeba sprawdzić, czy sklepienie się zapada. Tu akurat sprawdzałem wczoraj i wiem, że tak nie jest. Gdy znajdziesz się w ciemnościach możesz zapomnieć o wzroku. W ruch idą pozostałe zmysły— mruknął jej ojciec bez większych emocji.
Dymna rzuciła mistrzowi zdenerwowane spojrzenie. Nie podobało jej się to.
— Czyli... mam po prostu wejść do tego tunelu? Jest jakieś wyjście po drugiej stronie? — dopytywała, nerwowo poruszając wąsami.
— Tak. Będę tam na ciebie czekać.
— Mam wejść sama?
Na samą myśl o samotnej przeprawie przez podkop miała dreszcze...
— Każdy uczniak przez to przeszedł. Nie przesadzaj, dasz radę!
Westchnęła. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie ojcu, schyliła łeb i powoli wkroczyła do spowitego mrokiem tunelu. Cała spięta, zagłębiła sie w ciemnościach, już po chwili oddalając się od jedynego źródła światła. Cisza dudniła jej w uszach. Słyszała tylko swój cichy, przerywany oddech, który co jakiś czas zakłócał ten podziemny spokój. Uczennica niepewnie parła przed siebie, pokonując kolejne odległości. Nie widziała nawet własnych łap. Tylko ciemność. Starała się nasłuchiwać różnych odgłosów, jednak nic nie słyszała, ani nawet nie czuła. Ziemia, ciemność, cisza. Jedyną pomocą były jej długie wąsy, które ocierały się o boki tunelu, informując Lamentującą Łapę, kiedy wchodziła w zakręt. Nie było to jednak wystarczające, aby uniknąć potykania się. W pewnej chwili dymna przewróciła się o jakąś nierówność, upadając wprost na swój pysk. Szybko jednak wstała i otrzepując swoje futro ruszyła dalej. Droga dłużyła jej się niemiłosiernie, a łapy, nie wiedząc czemu, zaczęły ją boleć. Wreszcie niebieskooka dostrzegła słabe światło. Przyśpieszyła, świadoma tego, iż zbliża się do wyjścia i opuściła mroczne, podziemne komnaty, mrużąc oczy pod wpływem nagłego przypływu światła.
Kotka przeniosła wzrok na ojca, gdy przyzwyczaiła się już do słońca. Mistrz siedział przed zagłębieniem, spoglądając na Lament.
— O, jesteś — stwierdził dość niemrawo.
Lament poruszyła uszami.
— O dziwo przejście tego tunelu nie należało do najcięższych zadań... Może i miałeś rację.
— Gratulacje — rzucił. — Wracamy.
Kocur wstał, z zamiarem pójścia z powrotem do obozu.
— Czemu musisz być taki oschły?
— Nie jestem oschły! — warknął mistrz, najwidoczniej zbyt późno orientując się, że rzeczywiście taki jest. — Przepraszam.
— Wreszcie to dostrzegłeś! Mówisz, że tak bardzo mnie kochasz, ale nic na to nie wskazuje! Cały czas zachowujesz się, jakbym była bezwartościowym śmieciem..
Zobaczyła, jak ojciec na moment wstrzymuje oddech. Najwidoczniej go to zabolało... I dobrze. Zasłużył na to.
— Naprawdę cię kocham, ja po prostu... Uh! O co ci chodzi?
— O to, jak mnie traktujesz... Cały czas się usprawiedliwiasz! — miauknęła z wyrzutem uczennica, poruszając łapą.
— Wcale nie traktuję cię źle! — zaprzeczył mistrz.
— Jesteś dla mnie oschły i wredny! Zachowujesz się, jakbym nic dla ciebie nie znaczyła...
Mentor odetchnął głęboko.
— Okej, zachowuję się okropnie. Przelewam na ciebie swoje emocje i gorzkie przeżycia. Powstrzymam to, dobrze?
Pokiwała powoli głową i poruszyła uszami.
— Tak... Myślę... Myślę, że tak.
— Dobrze... Co... Co robię źle?
Z trudem powstrzymała się od stwierdzenia "wszystko".
— Źle mnie traktujesz... Tak ogólnie.
Mistrz z trudem wstał i podszedł do kotki, delikatnie, niepewnie ją obejmując.
— Tak lepiej? — zapytał cicho.
Spięła lekko mięśnie w odpowiedzi na ten nieoczekiwany gest. Tak rzadko ją przytulał… Po chwili jednak rozluźniła się nieco, wtulając w futro ojca. Powoli pokiwała głową, powstrzymując łzy wzruszenia.
Skąd miała wiedzieć, że tak zareaguje? Była tylko smutnym, okłamywanym dzieckiem, które chciało poczuć się kochane i chciane. Te całe łgarstwa zaczynały ją brzydzić. Nawet po tym, jak się przed nią otwarł, musiał udawać nieczułego. Starał się być silniejszy, niż jest w rzeczywistości...
Ciszę przerwał jego suchy, pedantyczny śmiech.
— Krzycz do woli, i tak nic nie zrobisz wołaniem.
Po tych słowach poczuła się dziwnie. Zamilkła, zwieszając głowę. Traktował ją jak wronią karmę. Jak bezwartościowego kociaka, którego jedynym zadaniem było niszczenie i utrudnianie mu życia. Te głupie, puste słowa, jakie wypowiedział w jej kierunku podczas minionej rozmowy były niczym więcej jak kłamstwem. Nic nie znaczącym przyrzeczeniem, zapewnieniem, które rzekomo miało dodać jej otuchy, zdaniem niedbale rzuconym na wiatr.
— Gdzie idziemy? — wyszeptała po dłuższym czasie milczenia.
Tak bardzo chciała, żeby ojciec ją cenił. Żeby ją kochał, żeby był z niej dumny. Zamiast tego przynosiła mu same rozczarowania. Inaczej może okazał by jej choć trochę przywiązania.
— Już mówiłem. Do dogodnego tunelu — rzucił przez ramię.
— A gdzie jest ten dogodny tunel?
Mistrz przewrócił oczami, wzdychając cicho.
— Kilka długości lisa przed nami.
── ✧《✩》✧ ──
— Jesteśmy — oznajmił Topielcowy Lament, stając przed wejściem do tunelu i posyłając krótkie spojrzenie kotce.
Lamentująca Łapa spojrzała na spowity mrokiem otwór i otrząsnęła się szybko. Miała nadzieję, że nie zginie gdzieś pod ziemią.
— Więc... Od czego zaczniemy?
— Najpierw trzeba sprawdzić, czy sklepienie się zapada. Tu akurat sprawdzałem wczoraj i wiem, że tak nie jest. Gdy znajdziesz się w ciemnościach możesz zapomnieć o wzroku. W ruch idą pozostałe zmysły— mruknął jej ojciec bez większych emocji.
Dymna rzuciła mistrzowi zdenerwowane spojrzenie. Nie podobało jej się to.
— Czyli... mam po prostu wejść do tego tunelu? Jest jakieś wyjście po drugiej stronie? — dopytywała, nerwowo poruszając wąsami.
— Tak. Będę tam na ciebie czekać.
— Mam wejść sama?
Na samą myśl o samotnej przeprawie przez podkop miała dreszcze...
— Każdy uczniak przez to przeszedł. Nie przesadzaj, dasz radę!
Westchnęła. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie ojcu, schyliła łeb i powoli wkroczyła do spowitego mrokiem tunelu. Cała spięta, zagłębiła sie w ciemnościach, już po chwili oddalając się od jedynego źródła światła. Cisza dudniła jej w uszach. Słyszała tylko swój cichy, przerywany oddech, który co jakiś czas zakłócał ten podziemny spokój. Uczennica niepewnie parła przed siebie, pokonując kolejne odległości. Nie widziała nawet własnych łap. Tylko ciemność. Starała się nasłuchiwać różnych odgłosów, jednak nic nie słyszała, ani nawet nie czuła. Ziemia, ciemność, cisza. Jedyną pomocą były jej długie wąsy, które ocierały się o boki tunelu, informując Lamentującą Łapę, kiedy wchodziła w zakręt. Nie było to jednak wystarczające, aby uniknąć potykania się. W pewnej chwili dymna przewróciła się o jakąś nierówność, upadając wprost na swój pysk. Szybko jednak wstała i otrzepując swoje futro ruszyła dalej. Droga dłużyła jej się niemiłosiernie, a łapy, nie wiedząc czemu, zaczęły ją boleć. Wreszcie niebieskooka dostrzegła słabe światło. Przyśpieszyła, świadoma tego, iż zbliża się do wyjścia i opuściła mroczne, podziemne komnaty, mrużąc oczy pod wpływem nagłego przypływu światła.
Kotka przeniosła wzrok na ojca, gdy przyzwyczaiła się już do słońca. Mistrz siedział przed zagłębieniem, spoglądając na Lament.
— O, jesteś — stwierdził dość niemrawo.
Lament poruszyła uszami.
— O dziwo przejście tego tunelu nie należało do najcięższych zadań... Może i miałeś rację.
— Gratulacje — rzucił. — Wracamy.
Kocur wstał, z zamiarem pójścia z powrotem do obozu.
— Czemu musisz być taki oschły?
— Nie jestem oschły! — warknął mistrz, najwidoczniej zbyt późno orientując się, że rzeczywiście taki jest. — Przepraszam.
— Wreszcie to dostrzegłeś! Mówisz, że tak bardzo mnie kochasz, ale nic na to nie wskazuje! Cały czas zachowujesz się, jakbym była bezwartościowym śmieciem..
Zobaczyła, jak ojciec na moment wstrzymuje oddech. Najwidoczniej go to zabolało... I dobrze. Zasłużył na to.
— Naprawdę cię kocham, ja po prostu... Uh! O co ci chodzi?
— O to, jak mnie traktujesz... Cały czas się usprawiedliwiasz! — miauknęła z wyrzutem uczennica, poruszając łapą.
— Wcale nie traktuję cię źle! — zaprzeczył mistrz.
— Jesteś dla mnie oschły i wredny! Zachowujesz się, jakbym nic dla ciebie nie znaczyła...
Mentor odetchnął głęboko.
— Okej, zachowuję się okropnie. Przelewam na ciebie swoje emocje i gorzkie przeżycia. Powstrzymam to, dobrze?
Pokiwała powoli głową i poruszyła uszami.
— Tak... Myślę... Myślę, że tak.
— Dobrze... Co... Co robię źle?
Z trudem powstrzymała się od stwierdzenia "wszystko".
— Źle mnie traktujesz... Tak ogólnie.
Mistrz z trudem wstał i podszedł do kotki, delikatnie, niepewnie ją obejmując.
— Tak lepiej? — zapytał cicho.
Spięła lekko mięśnie w odpowiedzi na ten nieoczekiwany gest. Tak rzadko ją przytulał… Po chwili jednak rozluźniła się nieco, wtulając w futro ojca. Powoli pokiwała głową, powstrzymując łzy wzruszenia.
<Tato?...>
[1084 słów + nawigacja w tunelach]
[przyznano 22% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz