Słońce powoli znikało za horyzontem, barwiąc wieczorne niebo na pomarańcz i czerwień, gdy Lamentująca Łapa ponownie wstała, rozprostowując swoje zdrętwiałe oraz obolałe kończyny. W obozie na pewno niepokoili się o nią. Nie miała jednak zamiaru wracać z pustymi łapami i burczącym brzuchem. Najpierw musiała coś upolować... I może nieco poćwiczyć.
Tak się kończy bycie darmozjadem i marnowanie czasu — pomyślała, przewracając oczami na własną głupotę, po czym z ponurym wyrazem pyska zbliżyła się jeszcze bardziej do drzewa, pod którym chwilę temu się wylegiwała.
Dalej w pamięci miała wydarzenie, gdy spadła i wyrwała sobie pazur, jednak któż by się tym przejmował? Głupi, nic nieznaczący wypadek. Uczennica spięła mięśnie, uczepiając się kory sosny i powoli, ostrożnie zaczęła pełznąć ku górze. Tym razem musiało jej się udać. Wskoczyła na najbliżej osadzoną niej gałąź i chwyciła się jej mocno, starając się nie zlecieć. Zerknęła nerwowo w dół i poczuła, jak kręci jej się w głowie. Była zdecydowanie zbyt wysoko. Zamrugała kilka razy, potrząsając głową. Nie powinna tak na to reagować. Nawet, gdyby spadła i się zabiła, nikt by się tym nie przejął. Dlaczego więc tak się bała?
Jej wnętrzności wykręcały się na wszystkie strony, serce mimowolnie przyśpieszyło, a oddech się spłycił. Głupi lęk wysokości. Walcząc ze sobą, Lamentująca Łapa zrobiła krok do przodu, ponownie chwytając się kory drzewa i pnąc się wyżej. Gdy uznała, że jest już na odpowiedniej wysokości, chwiejnym krokiem pokonała długość jednej gałęzi i zatrzymała się przed kolejnym odgałęzieniem, tym razem należącym do innego drzewa. Po jej grzbiecie przebiegł lodowaty dreszcz, a łapy ugięły się pod kotką. Wziąwszy głęboki wdech, niebieskooka przeskoczyła na konar, panicznie łapiąc się gruntu. Z walącym sercem podpełzła do pnia, przypierając do niego tułowiem. Po chwili odpoczynku i uspokajania własnego oddechu, niebieskooka chwyciła się pnia, niezdarnie i niepewnie schodząc na dół.
Odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie dotknęła ziemi. Ciągle czuła, jak było jej niedobrze, natomiast w tej chwili nie miała zamiaru się tym przejmować. Musiała jeszcze coś upolować i dopiero wtedy mogła wrócić do obozu. Uchyliła więc pysk i zaczęła truchtać w poszukiwaniu jakiejkolwiek zwierzyny. Wreszcie do jej nozdrzy dopłynął zapach nornicy, a po jakimś czasie i jej niebieskie ślepia dostrzegły małego gryzonia. Wychudłe stworzonko zapewne nie dało rady skryć się przed zimą lub obudziło się na moment, aby się posilić i o to chodziło zagubione oraz zmarznięte. Lamentująca Łapa postanowiła wykorzystać okazję i schyliła się, powoli ruszając ku zwierzątku. Krew szumiała jej w uszach, a mięśnie drgały, co spowodował wysiłek, jakim była wspinaczka. Kotka wysunęła pazury i rzuciła się na ofiarę, błyskawicznie pozbawiając ją życia. Schyliwszy się, dymna chwyciła zdobycz do pyska i zmęczona poszła w kierunku obozu.
Niebieskooka wkroczyła do koczowiska i potruchtała do legowiska starszych, z zamiarem poczęstowania ich jeszcze ciepłą nornicą.
— Witaj, Lamentująca Łapo — miauknęła Płonąca Dusza, wstając z posłania i otrzepując szybko futro. — Co cię tu sprowadza?
Uczennica położyła przed starszą zwierzynę, rzucając krótkie spojrzenie Chryzantemowej Krwi.
— Pomyślałam, że jesteście głodne. Udało mi się upolować nornicę, ale nie wiem, czy to dla was wystarczy. Zawsze mogę przynieść więcej — odparła córka Topielcowego Lamentu, poruszając nieznacznie uszami.
Bura szylkretowa tortie uniosła delikatnie kąciki ust, jednak pokiwała przecząco głową.
— Dziękujemy ci, ale nie potrzebujemy jedzenia. Przed chwilą był u nas Miodowa Łapa, poza tym, same potrafimy o siebie świetnie zadbać.
Niebieskooka przeniosła swój wzrok na drugą starszą. Niebieska tylko wpatrywała się w nią jasnymi ślepiami bez słowa. Najwyraźniej oznaczało to aprobatę ze strony współlokatorki Płonącej Duszy i ona również nie potrzebowała jej nornicy. Mimo wszystko Lament postanowiła się upewnić.
— Na pewno?
— Owszem, dziękujemy ci — mruknęła żółtooka, najwidoczniej zdenerwowana już obecnością młodszej.
— W takim razie cieszę się, ale i tak zostawię wam tę nornicę na wszelki wypadek, jakbyście zgłodniały — odrzekła niebieskooka, zostawiając przed kotkami gryzonia i zmierzając do wyjścia z legowiska. — Do widzenia — rzuciła przez ramię, opuszczając krzew.
Kątem oka dostrzegła, jak Chryzantemowa Krew podchodzi do zdobyczy, biorąc pierwszy kęs mięsa.
── ✧《✩》✧ ──
— Pomóc ci w czymś, mamo? — zapytała, przekręcając odrobinę głowę. Odkąd Skarabeusz przestała pełnić funkcję ucznia medyka, Cisowe Tchnienie na pewno miała o wiele więcej pracy niż przedtem. W końcu leczenie wszystkich członków klanu w pojedynkę z pewnością nie należało do łatwych zadań.
— Nie, nie potrzebuję pomocy, naprawdę. Idź to taty, jestem przekonana, że weźmie cię na jakiś trening.
— Jak wolisz... — burknęła Lamentująca Łapa, z prychnięciem wychodząc z legowiska. Jej strata.
Kotka rozejrzała się, w poszukiwaniu Topielcowego Lamentu. Ojciec musiał być gdzieś niedaleko. Tak jak myślała, tak też było, gdyż mistrz siedział w spokojnym, zacienionym miejscu przy legowisku lidera, pogrążony w zadumie. Uczennica podeszła do niego, zakłócając spokój kocura.
— Coś się stało? — zapytał wojownik, schylając łeb, aby dobrze widzieć córkę.
— Cis kazała mi do ciebie przyjść. Powiedziała, że zabierzesz mnie na trening.
── ✧《✩》✧ ──
Leżała na posłaniu z mchu, czyszcząc sierść, gdy w legowisku pojawiła się czyjaś sylwetka. Oczywiście kolejny irytujący kot musiał przyjść akurat teraz. Lament westchnęła, podnosząc wzrok znad swojego futra i dostrzegła czekoladową kotkę, o wiele od niej starszą.
— Hm? — wydała z siebie nieco agresywny pomruk, unosząc brew.
<Iskrząca Łapo?>
[884 słowa]
[przyznano 18%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz