Przyglądał się zdegustowany jak Skarb ociera się łebkiem o ludzi siedzących na kanapie, co jakiś czas przechadzających się po ich nogach zmieniajac osobę, która miała okazywać mu w danej chwili miłość i zainteresowanie. Odkąd się biały kocurek pojawił miał trochę spokoju ze strony ludzi, gdyż całe show skradł malec. Nie przeszkadzało mu to, a nawet pasowało. Dwunożne kocię częściej brało na ręce Skarba, którego również różnie nazywali, tak jak i Mniszka. Sam kocur określany był różnymi słowami, ale najczęściej królowała właśnie Panna Kicia i Doktorek.
— Braciszku! Braciszku! Chodź do nas! Nie siedź sam! — miauczał do Mniszka, który nie miał zamiaru skorzystać z zaproszenia
Skarb nie znał słowa przestrzeń osobista. Tak też przestrzeń osobista Mniszka była też jego przestrzenią. Która z każdym kolejnym księżycem się zmniejszała. Nie raz kładł się obok niego w legowisku, na dywanie. Nie raz próbował nieudolnie złapać jego ogon. Chodził za nim krok w krok jak cień. Dodatkowo buzia mu się nie zamykała, zawsze jak coś to zaciekawiło to musiał od razu zadać milion pytań.
— Ciebie mama też zostawiła w krzaku? — zapytał się pewnego wieczora kocurek, wykorzystując moment wślizgnął się na poduchę Mniszka i zwinął w kulkę wlepiając swe błękitne oczy w brata
— Nie. — odburknął, po czym zdecydował się coś dodać wiedząc, że ta odpowiedź nie zadowoli dociekliwego Skarba. Malec był jak wrzód na dupie, i dopóki nie otrzymał zadowalającej go odpowiedzi, a to rzadko się zdarzało, to wciąż dociekliwe dopytywał, chcąc jak najwięcej wyciągnąć z vana. W tym właśnie momencie miał otworzyć pyszczek, by zyskać więcej szczegółów na temat życia niebieskiego. — Chociaż mogła to zrobić. Wyszedł bym na tym sto razy lepiej — odparł, nie narzekał by na to, dzięki temu miałby lepsze życie i na pewno byłby lepszym kotem niż jest teraz, a na pewno przyjaźniejszym, z dużą ilością przyjaciół
— Ja czasami za nią tęsknię. Za swoją mamusią. Miała taki miły głos. Jednak, gdy z nią mieszkałem to cały czas byłem głodny. A teraz mam pełny brzuszek. I duży. Tylko spójrz! — przekręcił się na plecy ukazując dość faktycznie duży brzuch, prawodpobnie niebieski sam by wyglądał podobnie, gdyby jadł to świństwo, którym go dwunożni chcieli karmić
— Faktycznie, duży... Jeszcze chwila, a nie będziesz mógł chodzić, bo będziesz nim haczył o podłogę — wyobraził sobie jak kocurek zamiast chodzić to się turla, pasowałoby mu to nawet, dwunożna by była jak nic zachwycona tym widokiem turlającego się białasa u jej stóp
— Skoro mama cię nie zostawiła w krzaku, to gdzie teraz jest? — spytał po chwili, gdy znów przekręcił się — Mieszkała z tobą tu wcześniej? I czy od zawsze mieszkasz z nimi? — skinął w stronę dwunożnych jedzących przy stole
— Jest... — czy był sens opowiadać mu o Owocowym Lesie? Na pewno nic by nie zrozumiał z tego. Zdążył też zauważyć, że Skarb nie był skalany złem tego świata, tak też nie miał zamiaru opowiadać mu o swojej wstrętnej matce, która była najgorszą istotą na świecie — Daleko stąd. I nie, nie mieszkałem zawsze z dwunożnymi. Przedtem żyłem z grupką innych kotów. Byliśmy czymś na kształt... rodziny?
— Czyli miałeś innych braci? I siostry? I wujków i ciocię? Ale super. Duża rodzinka! Ja tylko z mamą mieszkałem! — podniósł się na tych swoich małych łapkach i podskoczył bliżej starszego — I co? Nie chcieli z tobą u dwunożnych mieszkać? — dopytywał
— Nie chcieli. — westchnął ponuro na samo wspomnienie swojego wygnania, jak i wzroku jakim obdarowała go Fretka tamtego dnia, pełnego rozczarowania
— Szkoda... Wiesz co.. musisz się z nimi spotkać! I pogadać żeby z tobą zamieszkali. Ja też muszę. Chce ich poznać! Na pewno są fajni! Duże rodzinki są fajne, tak mi pewna stara kotka mówiła!
— Tak. Są fajne. — uśmiechnął się do małego wypierdka, który jakby nie patrzeć dodawał kolorów swoją obecnością jego smutnemu życiu. Pomimo tylu wyzwisk, którymi Mniszek go obrzucił, jak i wielu ciosach wymierzonych w jego głowę, wciąż był wpatrzony w niego jak w obrazek, jakby to on sam był czymś na kształt tej całej Wszechmatki czconej w Owocowym Lesie — Wiesz co Skarb? Myślę, że wszyscy by cię od razu polubili. Bo ciebie nie da się nie lubić. — mruknął poprawiając się na poduszce i otulając swym ogonem. Oczy kociaka rozszerzyły się, tak samo jak jego pyszczek. Skoczył na Mniszka aka Pannę Kicię śmiejąc się i tuląc się do boku starszego, który zaczynał żałować swoich słów. Z grymasem na pysku zaczął go od siebie odpychać, nie szczędząc wyzwisk w łagodniejszej wersji. Skarb jednak całkowicie je ignorował, w jego głowie wykryło się jedno zdanie jakim było, że go nie da się nie lubić.
Jednak to była prawda, Skarb w przeciwieństwie do niego odnalazłby się świetnie w kulcie Wszechmatki jak i wśród kotów z Owocowego Lasu, odnalazłby się w każdej społeczności o wiele bardziej niż syn zastępczyni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz