To co mówiła kotka było straszne. Wilk jej to zrobił? Była kiedyś wojowniczką? Przełknął ślinę. Nie wiedział, że świat zewnętrzny był aż tak niebezpieczny. Sądził, że na wrzosowiskach nie ma żadnych drapieżników, ale najwidoczniej się mylił. Słoneczna Łapa była tego dowodem. Miał nadzieję, że jak już zostanie uczniem, to nie skończy tak jak ona. Nie dałby rady całego życia czołgać się, nie wspominając o byciu medykiem. Nie ciągnęło go do roślin. Zostanie wojownikiem to było jego marzenie. Nie mógł w końcu zawieść rodziny, która wręcz nie mogła się doczekać go w tej roli.
Gdy uczennica zawarczała, drgnął przestraszony, kierując na nią zdezorientowane spojrzenie. Nie rozumiał dlaczego to zrobiła. Przez ten wypadek nabawiła się wilczych zdolności? Czy to było w ogóle możliwe? Z racjonalnego punktu widzenia nie, ale przecież wierzył w Klan Gwiazdy, a oni przecież istnieli.
— Nie strasz go, Słoneczna Łapo. To nieprofesjonalne. — miauknęła Wiśniowa Iskra, która buszowała w magazynie ziół.
Prawda. To było bardzo nieprofesjonalne. Gdyby on tak się zachowywał to jak nic dostałby bure od mamy, że robił z siebie mysiego móżdżka.
Słoneczna Łapa wywróciła ślepiami słysząc słowa swojej mentorki.
— Jest trochę drętwa. Nie zna się na żartach. A ty się znasz? — miauknęła wesoło do kocięcia.
Pokręcił łebkiem, nie wiedząc jak na to pytanie odpowiedzieć. Chyba się nie znał? Wtedy raczej zaśmiałby się na ten cały żart z wilkiem, a nie brał go do siebie. Ktoś o takiej profesji powinien mieć więcej powagi. W końcu... leczenie chorych to była poważna sprawa.
— Chyba nie... Przepraszam. — Położył po sobie uszka, szurając łapką po ziemi.
Nie chciał smucić kotki, ale wolał powiedzieć prawdę, że nie czuł tego humoru. Wymagano w końcu od niego bycia idealnym. Ktoś taki nie powinien robić z siebie idioty, aby rozbawić innych. To dopiero byłaby hańba.
— Nie? — jej entuzjazm jakby opadł. — Wiele tracisz. Sztywność w twoim wieku to już jak choroba — uświadomiła go.
Zrobił wielkie oczka. Był chory, bo nie zachowywał się jak typowe kocię? No... Może nie odczuwał już potrzeby na zabawy z rówieśnikami, a wolał po prostu z nimi porozmawiać, bo przyzwyczaił się, że nie mógł być taki jak inni. Według mamy był wyjątkowy i o tą jego wyjątkowość dbała cała jego rodzina.
— Grzeczne koty nie śmieją się z innych — podzielił się z nią wrytymi mu w umysł naukami. — Ja przynajmniej nie zamierzam. To, że ten wilk cię zaatakował to straszne. Podziwiam, że się nie załamałaś, a potrafisz obrócić to w żart, przestrzegając tak innych przed uchronieniem się przed takim samym losem. — Podszedł do czarno-białej i położył łapkę na jej łapie, uśmiechając się lekko. — Dziękuje, że podzieliłaś się tym ze mną. Też przestrzegę rodzinę przed wilkami. Nie chciałbym, aby coś złego im się stało. Jak dorosnę, będę ich bronił. I każdego słabego. Chcę być wspaniałym wojownikiem, który kieruje się wolą Klanu Gwiazdy.
<Słoneczna Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz