Najdłuższą rozmowę jaką przeprowadziła z Różaną Przełęczą miała przyjemność przeprowadzić za czasów żłobkowych, gdy jako trzymiesięczne kocię z zaciekawieniem przyglądała się nowym mieszkańcom kociarni, zasypując karmicielke różnymi pytaniami. Z biegiem księżyców szylkretka przestawała ciekawić Lew. A ciekawość zaczęła zmieniać się w nienawiść. W końcu młoda zaczęła wyczuwać jakaś taka niechęć względem swojej osoby od szylkretki, co z biegiem księżyców się tylko pogłębiało. Przynajmniej była to niechęć obustronna.
Lwia Łapa nie mogła zrozumieć, dlaczego ktoś taki jak Roża, związała się z kimś takim jak liliowy kocur, który nie miał za grosz w sobie elegancji. Mogła się związać z jakimś rudym i mieć rude dzieci, z którymi Lew z chęcią spędzałaby czas. A wolała zostać stuprocentową zdrajczynią krwi.
Ilekroć im się przyglądała, jak i ich dzieciom, czuła złość. Chciała mieć z nimi jak najmniej wspólnego, a było to niezwykle trudne — nawet jeśli nie siedzieli w tym samym legowisku, to wciąż byli przecież w jednym klanie. A teraz córka Wilczej Zamieci, która swoją drogą w końcu zwolniła innym kotom miejsce w starszyźnie, została liderką. Przy każdym ogłoszeniu, starała się zajmować swe myśli czymś innym, ewentualne przypominała bratu, że to on za parę księżyców będzie tak wygłaszał przemowy. A pierwszą zmianą jaka będzie miał sprowadzić będzie to, że przywróci zwyczaje jakie miały miejsce za czasów ich prababki.
Nikomu się nie narażając, co było dość dziwne jak na Lwią Łapę, siedziała na uboczu obozowiska i zajmowała się pielęgnacja swojej sierści. Zirytowana raz za razem wygłaszała językiem rudą kitę, której to włosy na czubku ogona sterczały w przeróżne storny. A wszystko to przez ostatnie ulewy. I przez to, że w trakcie nich musiała ćwiczyć. Miała ochotę udusić Gepardzi Mróz i zakopać gdzieś na wrzosowisku, mając nadzieję, że przynajmniej po śmieci wojowniczka jakoś się przysłuży klanowi, użyźniając glebę, dzięki czemu szaraki miałyby co jeść. Ale nie była co do tego przekonana. W końcu to była Gepard.
— Lwia Łapo. — Podirytowna uniosła spojrzenie na białego kocura, który nie raz, nie dwa miał okazję zakłócić jej spokój. Niewzruszona jego obecnością kontynuowała lizanie swojej łapki, całkowicie ignorując Owczą Pierś. Liczyła na to, że w końcu sobie pójdzie, ale nie. On wciąż stał nad nią, nie racząc powiedzieć, czego od niej chce.
— Nie uważasz, że to dziwne?
— Hę? Co takiego?
— To, że się na mnie patrzysz jak się myje. To naprawdę dziwne. Idź sobie, bo powiem mamie. Na pewno nie będzie zadowolona, że jakiś staruch nachodzi jej córkę... — prychnęła, będąc pewna, że tymi słowami uda jej się przegonić w tę pędy syna Kamiennej Gwiazdy — Ugh, co chcesz?
Może i przez chwilę na pysku Owcy pojawiło się zakłopotanie, jednak tak jak szybko się pojawiło, tak też szybko znikło.
— Wybacz. — miauknął, po czym pokręciła głową. — Chodzi o to, że Różana Przełęcz chce z tobą porozmawiać. Mówi, że to sprawa niecierpiąca zwłoki. Udaj się do legowiska lidera.
Sprawa niecierpiąca zwłoki, tak? Była ciekawa czegoż to sama liderka od niej chce. Nikogo nie pobiła, nikomu nie mówiła wprost, żeby przepadł i nigdy się więcej jej nie pokazywał na oczy, tak też nie bardzo rozumiała dlaczego Róża chce tracić na nią czas. Kiedy trzeba było pyskował publicznie, ale tylko wtedy, gdy wymagała tego sytuacja i ktoś do niej pyskował. Nie pozwoli sobie wejść na głowę jakiemuś śmierdzielowi, który nie potrafił zaakceptować swojego miejsca w hierarchii.
— Oh. Naprawdę? — miauknęła łagodnie podnosząc się z trawy. — A mówiła coś więcej? Czego ta rozmowa ma dotyczyć?
Owcza Pierś pokręcił głową. Przekazał jej wiadomość, tak też oddalił się w swoją stronę. A ruda skupiła wzrok na legowisku, w którym to jeszcze niedawno pomieszkiwała sobie Tygrysia Gwiazda. Przełknęła ślinę zaczynając się martwić czegoż to będzie dotyczyć rozmowa. Chyba nie spełni się najgorszy scenariusz dotyczący tego, że ona i jej rodzina zostaną wyrzuceni, bo...? No właśnie, bo co? Bo byli rudzi i oddawali cześć przodkini?
Wzięła głęboki wdech. Uniosła wysoko głowę będąc gotowa stawić czoła Róży i temu czym raczy ją zaskoczyć. A ona nie mogła po sobie dać poznać, że coś ją zakłopotało. Pewnym krokiem wstąpiła w skromne progi liderki. Z wymuszoną grzecznością przywitała się, nie śmieląc się na złośliwie uwagi. Nie chciała jej podpadać jeszcze bardziej.
— Owcza Pierś przekazał mi, że chciałaś ze mną porozmawiać Różana Przełęczo. Czy coś się stało? — spytała, przez myśl przeszło jej, że może ta rozmowa będzie dotyczyła ceremonii wojownika, ale do niej było jeszcze czasu, a czasu. A gdyby to jej miała dotyczyć to najpewniej w rozmowie miała by jeszcze uczestniczy szynszylowa.
<Róża? Co złego to nie ja ;3>
[725 słów]
[Przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz