Ucieszył się, gdy mama go odwiedziła i dała posiłek. Kiedyś nienawidził jej za to, że porzuciła go w Klanie Wilka, skazując na głód, samotność i przeogromny ból. Teraz jednak cieszył się za każdym razem, gdy widział jej pyszczek. I chociaż nie mógł jej dotknąć, ponieważ znajdowała się poza jego zasięgiem, tak te krótkie chwilę były dla niego bardzo cenne. Pokazywały mu, że kocica o nim nie zapomniała, że tu była i starała się mu zapewnić spokojne życie.
Oblizał się ze smakiem, gdy skonsumował całą wiewiórkę. Takie dary były pyszne. Już przyzwyczaił się, że koty, które przychodziły do niego w odwiedziny zawsze coś dla niego miały. To było bardzo miłe. Nigdy tak dobrze nie jadał jak teraz. Powoli jego ciało wracało do normalnego wyglądu, a ostre kości i żebra, zaczynały na powrót obrastać w tkankę.
— Tak! Kochać Pożał! On spać ze mną w dziuła! — powiadomił mamę, ocierając się o ścianę dołu, w geście podziękowania za pokarm.
— Śpi z tobą? — zapytała zdumiona.
Pokiwał głową, uśmiechając się szeroko. Tak! Jego partner przychodził do niego często. Dużo rozmawiali, dzięki czemu coraz lepiej otwierał się na innych, porozumiewając z nimi tak jak dawniej. Chociaż wciąż miał pewne problemy ze składaniem zdań, to szybko o nich zapominał, gdy czuł pyszczek partnera tuż obok swojego.
— Opowiesz jak się sprawuje? — dopytywała.
— Pożał uczy. Uczy mowa. I tuli, i kocha i ja kochać go. Cała noc ze mną, co dzień. On też nie mieć oko! — powiadomił ją, nabierając więcej powietrza w pysk, ponieważ wciąż to było dla niego dziwne, że rudy je stracił. Przypominał teraz tak bardzo Jelonka, co było z jednej strony smutne, a z drugiej uważał, że najwidoczniej byli sobie pisani.
— A mama? Mama szczęście? — zwrócił się do kocicy, która posłała mu lekki uśmiech.
— Tak, Jelonku. Jestem szczęśliwa, ale dlatego, że cię widzę. Cieszę się, że z każdym dniem jest lepiej — wyszeptała.
Po chwili zawahania ruda skierowała w jego stronę łapę. Zaciekawiony podszedł, opierając się o ścianę dołu, aby dosięgnąć kończynę. Nie ugryzł jej jednak jak to miał w zwyczaju, a dał się dotknąć. Chciał poczuć mamę. Chciał wiedzieć, że była tu żywa i prawdziwa, a to nie był żaden sen. Tygrysiej Gwieździe łza zakręciła się w oku, że oto po długich księżycach jej syn wracał do swojej kociej wersji, a potwór w nim umierał. On także się z tego cieszył. Cieszył się, że na powrót był z rodziną.
***
Mama przestała przychodzić. Martwił się i przez to chodził poddenerwowany. Coś się stało? To była jego wina? Nie wiedział. Dość długo czekał na jakieś informację z klanu. Różana Przełęcz przyszła do jego dziury i przekazała mu smutne wieści. Tygrysia Gwiazda... Nie żyła. Łza zakręciła mu się w oku, a całe ciało opadło mu bezsilnie na ziemię. Odeszła... Zostawiła go. Na zawsze. Ale... Ale wyglądała na zdrową. Nigdy nie przypuszczał, że ruda była aż taka stara, że Klan Gwiazdy już wyciąga po nią swoje łapy. Liczył na to, że ta wróci, że zastępczyni kłamała. Ale nie pojawiła się... Już nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz