– To jest nasz dom. – zaczął ostrożnie Malwowa Łapa, w głowie dobierając powoli słowa, aby nie urazić przez przypadek rudego. – Koty nie mają powodu by nas nie lubić! Stosujemy się do kodeksu wojownika i wykonujemy nasze obowiązki, równie dobrze jak każdy inny członek Klanu Burzy. Dlaczego akurat na nas mieliby krzywo patrzeć?
– To nie jest nasz dom. – powtórzył ponownie Hiacynt. – I nigdy nim nie będzie. – przerwał tu na chwilę, aby wziąć głęboki oddech. – Chciałbym umieć odpowiedzieć Ci na to pytanie, ale nie umiem. Chciałbym znać na nie odpowiedź, znać wyjaśnienie tej sytuacji, ale nie mam zielonego pojęcia, czemu to właśnie my jesteśmy postrzegani jako nieznajomi. Ale tak właśnie jest. Nie potrzebujemy ich ani oni nie potrzebują nas.
Duże oczy Malwowej Łapy błądziły przez moment po zdenerwowanym pysku brata, nadal nie mogąc zrozumieć jak zawiły musiał być jego umysł, aby dojść do konkluzji, że ucieczka z klanu była ich jedyną i najlepszą opcją. Brwi rudego były ściągnięte, ale w głębi ślepi dało się dostrzec fale zmartwień, które zalewały kocura. Malwowa Łapa chciał za wszelką cenę umieć wesprzeć brata, który zdawał się jednak być zamknięty na jego argumenty.
– Ale tutaj się urodziliśmy i to tutaj nas wychowano! Klan Gwiazdy dla każdego ma przyszykowany jakiś los, a skoro urodziliśmy się właśnie w Klanie Burzy, to musi być to nasz dom, ścieżka, jaką wyznaczyli nam przodkowie! Z resztą, gdzie indziej mielibyśmy się podziać? – zapytał, marszcząc nosek.
– I co to zmienia? Ta ścieżka nie jest dobra! Nie jest bezpieczna dla Ciebie! Nie jest dla nas... Może i urodziliśmy się tu i znamy to miejsce od dawna, jednak inni nie uznają nas za swoich. Czy to nie jest już dobry pretekst, aby opuścić to miejsce? Zostawić wszystko złe za nami i zacząć od nowa, z czystą kartą. Bez wzroku na twoich łapach i zmartwień, które nas przerastają. A gdzie? Gdziekolwiek, gdzie czulibyśmy się lepiej.
Cętkowany obdarzył brata pełnym współczucia spojrzeniem, po czym zrobił krok do przodu i przycupając na tylnych łapach, przednimi czule ujął mordkę rudego ucznia. Obawiał się, że jego słowa mogą zranić brata, ale czuł się w obowiązku to powiedzieć:
– Braciszku, ja… Ja czuję się wystarczająco dobrze tutaj, w naszym klanie. – odpowiedział cicho. – Jeśli jest jakiś sposób, abyś… abyś poczuł się lepiej, po prostu mi powiedz! Wiesz, że jesteś moim ukochanym bratem i zrobiłbym dla Ciebie wszystko! – dodał, siląc się na uśmiech.
Rudy kocur zdawał się być zaskoczony słowami brata. Kremowy poczuł, jak ciało Hiacyntowej Łapy napina się pod wpływem nagromadzonych w nim emocji.
– Nie wierzę Ci. Jak możesz się z tym wszystkim czuć dobrze? Jest to niemożliwe. Możemy żyć lepiej niż tu. Ja mogę Ci to wszystko zapewnić jeśli mi dasz szansę. – jego oczy świdrowały kremowego ucznia, szukając czegoś co mogłoby potwierdzić, że on kłamie. Po chwili, jednak westchnął. – Jeśli jednak czujesz się tu naprawdę dobrze, to możemy tu zostać... Jednak nie jestem zbytnio za tym pomysłem.
– Zobaczysz, będzie lepiej! – miauknął uradowany zmianą zdania brata Malwowa Łapa, z wdzięcznością stykając się z nim czołem. – Wystarczy, że zobaczą Ciebie takiego jakiego ja widzę i jestem pewny, że cię polubią!
<Braciszku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz