BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

doszło do ataku na książęta, podczas którego Sterletowa Łapa utracił jedną z kończyn. Od tamtej pory między samotnikami a Klanem Nocy, trwa zawzięta walka. Zgodnie z zeznaniami przesłuchiwanych kotów, atakujący ich klan samotnicy nie są zwykłymi włóczęgami, a zorganizowaną grupą, która za cel obrała sobie sam ród władców. Wojownicy dzień w dzień wyruszają na nieznane tereny, przeszukując je z nadzieją znalezienia wskazówek, które doprowadzą ich do swych przeciwników. Spieniona Gwiazda, która władzę objęła po swej niedawno zmarłej matce, pracuje ciężko każdego wschodu słońca, wraz z zastępczyniami analizując dostarczane im wieści z granicy.
Niestety, w ostatnich spotkaniach uczestniczyć mogła jedynie jedna z jej zastępczyń - Mandarynkowe Pióro, która tymczasowo przejęła obowiązki po swej siostrze, aktualnie zajmującej się odchowaniem kociąt zrodzonych z sojuszu Klanu Nocy oraz Klanu Wilka.

W Klanie Wilka

Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot Samotników!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Klifu!
(trzy wolne miejsca!)

Na blogu zawitał nowy event walentynkowy! || Zmiana pory roku już 20 kwietnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

29 sierpnia 2023

Od Agresta

— Kanalie! — wrzasnęła Fretka, z całej siły kopiąc patyk leżący na podłożu legowiska lidera.
Agrest tylko pokręcił głową, mając już dość wszystkiego, co ostatnio się działo. Miał ochotę po prostu paść na ziemię, okryć głowę łapami, zamknąć oczy i już nigdy ich nie otwierać.
Nie dość, że ostatnio niemal zostało mu publicznie poderżnięte gardło przez osobę, której ufał; nie dość, iż szóstka kotów z jego klanu okazała się nie mieć żadnych oporów przed rzuceniem się jak zwierzęta na swoich pobratymców i musiał ich wygnać; nie dość, że przez to teraz martwił się o bezpieczeństwo każdego kota w Owocowym Lesie, nie dość, iż w tym czasie jedna członkini klanu poszła sobie do Wilczaków mimo restrykcji i nikt nie wiedział, czy żyła – to teraz jeszcze to. Daglezjowa Igła została porwana.
Na początku nie było jeszcze pewności, że to z właśnie taką sprawą mają do czynienia, ale po tym, jak wykryto zapach Klifiaka na ich terenie, mieszającego się z tym pointki i Lśniąca Tęcza dodał, że widział na zgromadzeniu burego kocura kręcącego się wokół niej, wszystko stało się jasne. Aksamitna Gwiazdeczka musiała wysłać tego swojego pachołka, aby przyniósł jej siostrę, bo jak zwykle obchodziło ją tylko własne szczęście. Dobrze wiedział, że oboje cierpią na dysfunkcjonalność mózgu, ale nie spodziewał się, że są na tyle bezczelni, by aż takie coś odwalić.
— Trzeba coś z tym zrobić. Nie możemy dłużej pozwalać na plucie nam prosto w twarz — syknęła liliowa do wszystkich zgromadzonych w legowisku lidera.
— Co proponujesz? — Ważka przechyliła głowę.
— Coś, co im w końcu pokaże, gdzie ich miejsce — Wyszczerzyła zęby. — Ktoś wreszcie powinien dać nauczkę tym bachorom u władzy, że nie należy sobie z nami pogrywać.
— I niby jak to mamy zrobić? — wyburczał Agrest, czując się już wykończony tą dyskusją, mimo że dopiero co się zaczęła. — Cokolwiek nie powiemy tej szczerzącej się mordzie, do niej to nie dotrze.
— A może wystarczy po prostu poczekać? — Głos szylkretki z kolei przybrał na optymizmie. — Aksamitka wydawała się martwić o swoją siostrę, a jak teraz zobaczy, że wszystko z nią w porządku i spędzą razem trochę czasu, to niedługo puści ją wolno?
— Czy ty siebie słyszysz? — parsknęła Fretka. — Nie bądź głupia, już samo nadanie swoim wojownikom takich żałosnych imion, pokazuje, że pomylona nie potrafi odpuścić, nawet jeśli wszyscy nienawidzą jej zmian.
— Nadal myślę, że powinniśmy mieć bardziej pozytywne nastawienie. W końcu na tym etapie jeszcze nie wiemy, czy…
— Możesz się zamknąć?! — druga kotka ryknęła na nią nagle. — Ostatnio nic nie jest dobrze, więc powinniśmy być przygotowani na najgorsze. A ty to zresztą nawet nie powinnaś się odzywać w tej dyskusji. — Uderzyła ogonem o ziemię. — Twój niedawny pomysł to przyniósł dosłownie odwrotne skutki niż miał! Jeszcze bardziej wszystko zepsuł!
Zaskoczona Ważka przełknęła ślinę, nieznacznie kuląc się pod ostrym wzrokiem drugiej zastępczyni.
Bicolor przerzucił zaniepokojony wzrok na Jaskółkę, która powoli zbliżyła się do obu kotek.
— Fretko, nie ma potrzeby, byś się tak unosiła — oznajmiła spokojnie. — Myślę, że każdy z nas stara się podjąć jak najlepszą decyzję w tej sytuacji.
Liliowa w reakcji położyła po sobie uszy, jednak nie zamierzała się wykłócać. Przywódca z ufnością spojrzał na szamankę.
— A jak według ciebie powinniśmy postąpić, Jaskółko? — zapytał, chętny do natychmiastowego przyjęcia jej opinii, zamiast samodzielnego myślenia nad rozwiązaniem.
— Według mnie? Cóż, ostatnio niestety mocno przeliczam się w swoich nadziejach co do innych. — Uśmiechnęła się przepraszająco. — Chyba lepiej będzie, jeśli zostawię tę decyzję w waszych łapach.
Czekoladowy jedynie westchnął, ponieważ czuł się dokładnie w ten sam sposób. Coraz bardziej tracił wiarę w to, iż potrafi zarządzać ich społecznością. Miał wrażenie, że cokolwiek nie postanowi, to zawsze pojawi się w tym jakieś niedopatrzenie i wszystko ostatecznie skończy się fiaskiem.
Zrezygnowany zerknął na Fretkę, na co ta zmarszczyła brwi w determinacji.
— Wiem. Wiem, co powinniśmy zrobić. — Wyprostowała się. — Pójdziemy do Klanu Klifu i powiemy, że jeśli nie oddadzą nam Daglezji w przeciągu jakiegoś czasu, to wypowiemy im wojnę.
— Wojnę? — Źrenice trójki pozostałych kotów się rozszerzyły.
Agrest nie miał przyjemnego doświadczenia z wojnami. Jedyna, w jakiej brał udział to wojna, którą sam wywołał. Wojna, na jakiej zginęło mnóstwo kotów, w tym jego brat.
Darzył sympatią Daglezjową Igłę, jednak taki krok uważał za zbyt ryzykowny. Szczególnie biorąc pod uwagę, że Klifiacy mieszkali tak daleko stąd i musieliby przechodzić całą armią przez Klan Burzy. Co mocno wątpił, iż przydałoby do gustu Tygrysiej Gwieździe.
— Tak. Nie chodzi o to, żeby od razu się na nich rzucać, choć muszę przyznać, że to też niebywale kusząca opcja — prychnęła zirytowana. — Chodzi o to, żeby ich przestraszyć.
— Wciąż to niebezpieczne, Aksamitkę i tak nie obchodzi nic oprócz własnych pragnień. — Lider się skrzywił. — Nie chcę tracić jeszcze większej ilości wojowników. Zwłaszcza ze względu na obecne warunki powinniśmy się wyjątkowo troszczyć o każdego z nich.
— Ale nie możemy pozwalać z siebie kpić w tak bezczelny sposób. — Zwiadowczyni tupnęła łapą. — Jeśli jakiemukolwiek Klifiakowi zależy na swoich bliskich i klanie, sam znajdzie sposób, żeby przyprowadzić Daglezje do domu.
— A jeśli nie…? — dopytała cicho Ważka.
— Wątpię, żeby byli aż tacy durni, ale wtedy tym bardziej skopanie im tyłków nie będzie trudne, szczególnie pod przywództwem kogoś takiego.
Widząc jednak, że reszta zgromadzonych nadal jest skonfliktowana, postąpiła krok bliżej do przywódcy.
— Proszę, przecież jeśli ktoś się dowie o tym, iż przyzwalamy na porywanie naszych wojowników bez żadnych konsekwencji, myślicie, że też nie postanowią skorzystać okazji? Znamy zresztą już taki klan, który uwielbia tego typu metody.
Agrest zacisnął szczękę. Fretka mogła mieć dużo racji. Przerażająco dużo.
Oczywiście od razu musiał mu się pojawić w głowie obraz jednego ze swoich dzieci, porwanego przez te przeklęte Wilczaki. Zbyt dobrze widział na przykładzie Źródlanego Dzwonka, jak niewola u nich na nią wpłynęła. Zbyt dużo słyszał pogłosek na temat stanu porwanego przez nich Burzaka. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby takie coś spotkało jego dziecko.
Poczuł, jak lęk spina całe jego ciało.
— Dobrze, zróbmy tak — powiedział na jednym oddechu, myślami już gdzieś odległy. Pragnął jak najszybciej zakończyć ten temat.
Jedyną dobrą obroną, jaka aktualnie mu pozostała, był atak. Pomysł Fretki był odważny, lecz wcale nie głupi. Takie słowa powtarzał sobie w kółko, starając się zmiażdżyć wątpliwości, krzyczące w jego wnętrzu.

***

Następnego ranka niestety nie czuł się już tak zdecydowany. Na szczęście w porę ich tereny odwiedziła Różana Przełęcz, chcąc z nim porozmawiać. Agrest słysząc, jak zastanawia się nad sojuszem z Aksamitką, omal nie wyszedł z własnej skóry. Sama myśl o tym, sprawiła, że miał ochotę się zwymiotować, a potem wybuchnąć histerycznym śmiechem tuż przed przywódczynią Klanu Burzy. Naraz ponownie był pewien swojego wczorajszego wyboru.
Szylkretka dowiadując się jednak o ostatnich działaniach Klifiaków, wycofała się ze swojej propozycji i zezwoliła im na przejście przez ich tereny, co lider przyjął z ulgą. Trochę żałował, że nie podał wcześniejszego terminu odwiedzin w Klanie Klifu niż następny wschód słońca, ale nie chciał jej przestraszyć.
Mieli wyruszyć późnym rankiem, a w drodze powrotnej zdać raport z wizyty Różanej Przełęczy.

***

Rozzłoszczony szukał strażnika, który obecnie powinien pilnować wyjścia do żłobka. Gdzie on nagle zniknął? Przemierzał kolejne pola, a nadal nigdzie nie było widać żywej duszy. Miał wrażenie, że cały czas kręci się w kółko. Pył wpadający mu do oczu, przez nasilający się wiar, tylko pogarszał jego orientację w terenie. Serce szybciej zabiło mu w klatce piersiowej.
Nim się obejrzał, zdążył już przejść przez granicę z Klanem Burzy. Może tutaj przypadkiem wywiało wojownika? Zgubienie drogi podczas takiej pogody, wydawało się prawdopodobne.
— Agrest? — zawołał z tyłu znajomy głos, na co czekoladowy natychmiast się odwrócił.
— Róża! Wiesz może, gdzie jest nasz strażnik?
Zdezorientowana szylkretka zmarszczyła brwi.
— Puszysty Niedźwiadek? Wydawało mi się, że cały czas jest u was.
Bicolor stanął jak wryty.
Niemożliwe. Jak to Puszysty Niedźwiadek?! On przecież nie mógł pilnować jego dzieci! Kto powierzył mu taką rolę, kto do tego dopuścił? To nie mogła być prawda!
Pognał w stronę obozu Owocowego Lasu, czując, jak przechodzą go ciarki. Musi znaleźć swoje kocięta, musi znaleźć je jak najszybciej!
— Tato! — Wtem rozległ się przeraźliwy krzyk.
Agrest natychmiast się zatrzymał, rozglądając wokoło. Nie potrafił jednak zlokalizować źródła dźwięku. Nie ważne, w którą stronę się obrócił – wciąż na rozległej polanie nie dostrzegał nikogo poza sobą. Nikogo, dopóki wreszcie nie spojrzał w górę.
Na niebie widniała ogromna głowa Aksamitnej Gwiazdeczki, która złowieszczo wyszczerzyła się, kiedy ją zauważył. Na obu swoich barkach miała dzieci przywódcy, po dwóch na każdym. Żadne z nich nie miało otwartych oczu.
— O hejka Motylku! — przywitała się złowieszczym tonem, na co każdy włosek w czekoladowej sierści stanął dęba. Podłoże drżało pod wpływem jej głosu. — Tak sobie zabrałam twoje kociaczki — zaśmiała się szyderczo. — Jesteś zbyt niemilusi, nie zasługujesz na bycie ojcem!
Podniósł się gwałtownie, naraz wyrwany ze snu. Wielkimi źrenicami, rozejrzał się po nocnym otoczeniu, dysząc. Miał nagłą ochotę, aby natychmiast udać do żłobka i sprawdzić, czy z kociętami wszystko w porządku.
— Agrest? Coś się dzieje? — mruknął senny Kuklik, ogonem jeszcze bardziej przytulając go do siebie.
— Już nic. Idę spać.
Zakłócanie spokoju Kruchej o takiej porze, tylko ze względu na ten głupi sen byłoby absurdalne. Nadal nie mógł uwierzyć, że ze wszystkich rzeczy, jakie mogłyby mu się przyśnić, jego umysł wybrał właśnie to. Wielka i straszna Aksamitka na niebie? Jakim cudem od razu nie zorientował się, że to nie jest rzeczywiste?
Położył po sobie uszy. To nie było sprawiedliwie. To nie on powinien się bać, to nie on powinien zrywać się w środku nocy. To Aksamitka oraz Niedźwiedź, zasłużyli sobie na takie problemy, nie Agrest. Porwali Daglezję, a jakby tego było mało, dogadali się z wygnańcami, by odciągnąć od pointki towarzyszące jej koty. A więc skrajnie narazili bezpieczeństwo Owocowego Lasu i doprowadzili do poharatania dwójki wojowników.
I jutro to właśnie oni powinni tego gorzko pożałować.

***

Obudził się zmęczony, zestresowany i zły. Miał wrażenie, jakby ledwo co zmrużył oko, odkąd przyśnił mu się ten koszmar.
— N-na pewno musicie iść? — pisnął do niego Kuklik.
— Niestety — westchnął w odpowiedzi, kładąc głowę na jego ramieniu. To przynajmniej pomogło mu się odrobinę rozluźnić. Po dłuższej chwili jednak odsunął się i spojrzał w ślepia ukochanego. — Postaram się wrócić jak najszybciej, obiecuję.
Zeskoczył z topoli, nie dbając o ułożenie swojej sierści, która była cała potargana się przez to jak wiercił się w nocy. Zgromadził wokół siebie koty i spośród nich zaczął wybierać te, które pójdą z nim do Klanu Klifu. Na początku wyznaczył Fretkę, jako główną pomysłodawczynię planu. Później przywołał do siebie jeszcze Gęgawę, Sówkę, Nikogo oraz Traszkę, czyli darzone przez niego większym zaufaniem koty. Ważka miała w tym czasie pilnować obozu.
Gdy wszyscy byli gotowi, wydał rozkaz do wyjścia, podrygując niespokojnie ogonem. Chciał mieć to już za sobą.

***

Droga przez Klan Burzy przebiegła spokojnie. Obie strony oczekiwały swojej obecności, więc wszystko odbyło się bez problemów. Przejście przez tereny Klifiaków natomiast… było dziwne. Spodziewał się, że zaraz spotka ich jakiś patrol i zacznie wypytywać o powód przybycia, ale szli coraz dalej, a wciąż jeszcze nikt ich nie zaczepił. Gdzie ich wszystkich wsiąkło? Pospadali z tych klifów wreszcie?
— Może mają jakiś dzień odpoczyneczku i relaksacjusi — prychnęła Fretka z pogardą, jakby odczytując jego myśli.
Agrest sam zamierzał się odciąć sarkastycznym żartem, jednak wtedy jakimś cudem na horyzoncie w końcu pojawił się kot. Niejaka Słodziutka Krewetka wyglądała na zaskoczoną ich obecnością, ale uśmiechnęła się przyjaźnie, jak wspomnieli, że chcą porozmawiać i z bez żadnego zawahania, a wręcz z entuzjazmem, zaprowadziła ich do samego obozu Klanu Klifu.
Trzymając się na baczności, bicolor wszedł do wielkiej jaskini, w której sąsiedzi Burzaków okazali się ulokować. Nigdy by nie przypuszczał, iż ktoś taki jak Aksamitna Gwiazdeczka będzie dobrowolnie mieszkać w tak chłodnym i ciemnym miejscu.
— Grubas czekoladowy? — zapytała zdziwiona liderka w pierwszej reakcji na jego widok.
Kocur momentalnie wbił pazury w podłoże. Dopiero co tutaj się pojawił, a już marzył, żeby wydrapać jej oczy.
— Witaj Aksamitko — warknął na nią od razu, bo nie miał już cierpliwości, by stosować techniki oddechowe Jaskółki. W tłumie kotów udało mu się jednak dostrzec uprowadzoną Owocniaczkę, uśmiechającą się do niego z uniesionym ogon. To dodało mu determinacji. Omiótł wzrokiem zgromadzonych, starając się przykuć uwagę każdego z nich. — Członkowie Klanu Klifu, nasza wojowniczka, Daglezjowa Igła, została przez was haniebnie porwana! — zagrzmiał bez ogródek.
Grotę wypełniły pełne szoku sapnięcia, przerywane szeptanymi debatami pomiędzy współklanowiczami.
— A to oni jej nie porwali? — udało mu się usłyszeć fragment jednej z nich.
— Nie wiem. Może myśmy też, skoro nieprzytomną ją tu przynieśli?
Zirytowany strzepnął na to uchem i kontynuował swoją przemowę:
— Takie działania ze strony któregokolwiek z klanów nie są dopuszczalne i nie zamierzamy ich tolerować. — Piorunował przekrwionymi ślepiami każdego, kto tylko wyglądał, jakby chciał mu przerwać. — Sprawa więc jest bardzo prosta. Albo pozwalacie Daglezji wrócić do swojego domu, albo jesteście na tyle irracjonalni i przesiąknięci hipokryzją, że ignorujecie nasze zdanie. W takim przypadku rozpętuje się wojna.
— Jego groźba rozeszła się po całym wnętrzu pieczary, odbijając się złowrogim echem. Przez moment nikt nie odważył się odezwać. Jedynie odgłosy kropel spadających ze stropu jamy przerywały nagle nastałą ciszę. — Radziłbym jednak wybrać tę pierwszą opcję jeśli zależy wam na swoim klanie. Macie równo trzy wschody słońca, żeby podjąć decyzje. Jeśli Daglezja nie pojawi się na naszych terenach do tego czasu, obawiam się, iż będziemy musieli się spotkać ponownie.
Nie chcąc czekać na reakcję ich rąbniętej przywódczyni, a już tym bardziej jej puszącego się przydupasa, natychmiast się odwrócił i skierował swe kroki ku wyjściu z jaskini, ogonem wskazując pozostałym delegatom Owocowego Lasu, aby za nim podążyli.
Niedługo potem cała grupa ponownie znalazła się w świetle słonecznym. Mimo to atmosfera pomiędzy jej członkami wcale nie była radosna. Powiedzieli to, co konieczne, jednak czy aby na pewno zostali usłyszani? Obecnie pozostawało im tylko czekać.
Już mieli zacząć dzielić się swoimi przemyśleniami, kiedy usłyszeli za sobą pospiesznie zbliżające się kroki. Okazały się one należeć do kocura, którego bicolor kojarzył ze skały na zgromadzeniach, aczkolwiek nigdy nie miał okazji z nim dłużej pogadać – Srokoszowej Wzgardy.
— Agreście! Zaczekaj — miauknął zastępca, podchodząc do Owocniaków. — Aksamitka Gwiazda jest obłąkana. Jej rządy zaraz się zakończą. Nie bierz jej słów do serca. Daglezjowa Igła niedługo będzie mogła do was wrócić.
Przywódca zmierzył go wnikliwym spojrzeniem. Czyli jednak znalazł się tutaj ktoś normalny?
Dobrze było wiedzieć, że rzeczywiście planowali bunt, jednak zajmowało im to sporo czasu. Nie chciał, aby podobnie wyszło w przypadku Daglezji.
— Niedługo, czyli kiedy dokładnie? Wolałbym mieć pewność, że to, co mówisz, faktycznie dojdzie do skutku i nie będę musiał was już więcej odwiedzać.
— Parę wschodów słońca.
— Dobrze, trzymamy cię za słowo więc. — Kiwnął na niego z wdzięcznością i ponownie ruszył przed siebie.
Gdy odeszli od kocura na dłuższy dystans, Agrest nareszcie pozwolił sobie odetchnąć z ulgą. Nawet uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją, nie mogąc się już powstrzymać. W końcu miał jakieś dobre wieści dla Owocowego Lasu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz