— No siemka. Słyszałem, że macie żarcie i się nim ze mną podzielicie...
Van wściekłym spojrzeniem piorunował białego kocurka, który zadowolony polecił samotnikowi udać się cały czas prosto przed siebie, aż znajdzie tam na lewo miskę z jedzeniem.
— Skarb, kto to jest? Mówiłem ci żebyś nie sprowadzał żadnych obcych kotów do naszego domu... Tym bardziej nie takich jak on!
— Ale on nie jest obcy. To mój wujek. Jeden z pięciu, którzy mieszkają koło nas. O tam, w tym potworze, co się nie rusza, na tyłach domu — miauknął pogodnie Skarb chcąc udobruchać rozgniewanego Mniszka — Jest naprawdę w porządku. Reszta tez. Mówili mi, że mam fajny medalion. A on powiedział mi nawet, że jestem taki uroczy, że by mnie schrupał. — pochwalił się
— Bo on by to właśnie zrobił! Czy naprawdę nie wydaje ci się podejrzane, że jego całą skórę zdobią rany, ty widziałeś w ogóle jego pysk?! To nie jest miły kot, z którym powinieneś się zaprzyjaźniać.
— Ty też jesteś w ranach...
— Ale ja... To co innego. Posłuchaj mnie, uważnie. Ja wiem, że ty każdego lubisz, nie ważne co by ci zrobił i jak wyglądał, ale musisz zapamiętać jedną rzecz. Nie możesz tak wypuszczać samotników do gniazda dwunożnych. Nie każdy jest taki jak ty, czy ja. Na świecie istnieją też złe koty, które mogą cię skrzywdzić, wykorzystać twoją naiwność, a w dodatku...
— Hej! Nie jestem naiwny!
— Jesteś! To co zrobiłeś jest naprawdę nieodpowiedzialne. Może i urosłeś odrobinę, ale w głowie masz nadal pstro. — zasyczał. — Czemu ja muszę trafiać na jakiś samych optymistów, nie dostrzegających najmniejszego zagrożenia! — Uderzył ogonem o deski. Czyżby Wszechmatka go testowała? Co krok rzucała mu pod łapy jakieś upierdliwca spragnionego uwagi, którego trzeba było wychowywać i dbać, by krzywda mu się nie stała. Miał po dziurki w nosie robić za niańkę. Lecz nie miał innego wyboru. Jak nie Jarząb, to teraz ta mała dwunożna oczekiwała od niego opieki nad drugim kotem i pilnowania, by nic złego się nie wydarzyło. Zaczął powoli łapać, że jak był miły dla Skarba to nie był karcony i wywalany na dwór. Tak też się zaczął stosować do tej zasady i przestał uderzać łapą kocurka.
Chwilę jeszcze kocur wypominał kociakowi błąd, który popełnił, gdy na swym grzebiecie poczuł czyjś ogon. Przeszedł go dreszcz i jak oparzony odskoczył od samotnika, który skończył jeść posiłek. Łaciaty zaśmiał się, po czym swe kroki skierował do małej owieczki, pozwalając sobie łapą poczochrać mu puchatą sierść na głowie.
— Dzięki mały. Jak dobrze, że są na świecie jeszcze takie koty, jak ty poratujący biednego w potrzebie. Już nie będę ci przeszkadzać, bo widzę, że ten twój koleżka z kolorowym łbem coś nie w sosie jest. — Obdarował Mniszka nieprzychylnym spojrzeniem, po czym zeskoczył z werandy na trawę. Zbliżył się do Drogi Grzmotu, po której co jakiś czas przetaczały się potwory. Rozejrzał się w jedną stronę, po ten w drugą, spojrzał jeszcze w stronę dwójki kocurów i nagle przebiegł przez Drogę Grzmotu znikając, gdzieś w zaroślach.
— Widziałeś to? Nic mu nie jest. A mi mówiłeś, że jak wejdę na drogę, to mi łapy odpadną!
— Bo odpadną. Nawet nie myśl stawiać chociażby jednej łapy na niej, o ile nie chcesz jej stracić. — prychnął zły. Był niemal pewny, że przybłęda zrobiła to specjalnie pokazując ciekawskiemu kociakowi, że ta cała Droga Grzmotu nie jest aż tak niebezpieczna i nie trzeba jej unikać. Nie chciał nawet myśleć co Skarb mu nagadał, gdy nie było niebieskiego akurat w pobliżu. — Jak wróci, masz go już więcej nie wpuszczać. Właściwe masz zakaz rozmowy z nim, zrozumiałeś?
— T-tak. Zrozumiałem... Hej, a chcesz się ze mną teraz pobawić? — Doskoczył do boku Mniszka chcąc następnie już po chwili wskoczyć mu na grzbiet.
— Nie. — rzekł, pacając kocurka po pysku swym ogonem, bez słowa oddalając się od młodego w głąb domu. Musiał się upewnić czy samotnik niczego poza jedzeniem nie ruszył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz