Prychnął słysząc jej słowa. Znalazła się młódka. Może i był od niej starszy, ale tylko niewiele. Kocica też mogła pochwalić się sporym stażem, a to właśnie mu wypominała wiek. Nie za bardzo rozumiał dlaczego podjęła tą rozmowę. Przecież nie powinno się ze starszyzną rozmawiać na takie tematy. W końcu... To nie przystoi. On mimo swojego wieku dobrze się trzymał. Czuł się młody, chociaż mniej żwawy niż wiele księżyców wcześniej. Stawy zaczęły go pobolewać i całe dnie wolał leżeć do góry brzuchem i nic nie robić. Czasami tęsknił za polowaniami, pogonią za królikiem, ale nawet mały spacer po obozie sprawiał, że tracił swoje siły. Przesiadywał przez to w norze wraz z resztą kotów czekających na śmierć. Bo jak miał nazwać te wybryki natury, z którymi przyszło mu żyć? Wilcza Zamieć już wyglądała jak trup i dziwił się, że jeszcze dychała. Gorzej sprawa się miała z Szczypiorkową Łodygą, która na starość zapragnęła od niego jakiejś uwagi. Czasami nie miał wyboru i z nią rozmawiał, bo znał ją i wiedział, że jak ta się doczepi to nie odpuści, a tematy mimo wszystko poruszała ciekawe. Chociaż nie mógł narzekać na towarzystwo siostry i kuzyna, z nimi dało się pogadać, gorzej z nierudymi ścierwami, których widok go obrzydzał.
— Zobaczymy. Poboli jak ci zaraz stawy pójdą — rzucił z przekąsem. — Będzie zabawnie oglądać jak się czołgasz.
— Znalazł się ten, który nie narzeka cały czas na swoje łapy i nie wychodzi z obozu nawet na długość ogona — skomentowała to ruda.
Uśmiechnął się pod nosem. Lubił to jej droczenie. Przypominały mu się odległe czasy, gdy dopiero co się poznawali, a ta próbowała zmienić go na lepsze. Cóż... Z miernym skutkiem jak widać, ale i tak nieco poprawił swoje zachowanie dzięki jej naukom.
— Ah, tak? Zobaczysz. Jeszcze cię przeżyje — miauknął z pewnością w głosie. Chociaż pragnął odejść już do babci, spotkać ją ponownie i móc wtulić się w jej wspaniałe i miękkie futerko, tak śmierć nie nadchodziła. Ale wierzył, że w końcu go dopadnie. To była kwestia czasu. Nie bał się jej jednak, ponieważ wiedział co go czeka. I ta świadomość go uspokajała. Trafi w końcu tam gdzie Piaskowa Gwiazda i będą razem po wieczność.
— Zobaczymy staruszku. — Trąciła go barkiem na co się zachwiał. Na szczęście nie poleciał pyskiem w śnieg. Widać było, że Tygrysia Gwiazda miała lepszy humor niż przez ostatnie księżyce. Możliwe, że resocjalizacja Jeleniego Puchu działała i kocur nareszcie zdawał się odzyskiwać zdrowy rozsądek. Nie był w sumie przy nim i nie wiedział jak było z nim źle. Słyszał tylko od syna jak ta cała przemiana postępowała.
— Co sądzisz o Ziębie i jej młodych? — zagadnęła zaraz przyjaciółka.
Od razu jego uszy się nastawiły, a uśmiech zalśnił na jego pysku.
— Nie popieram tego co zrobił mój syn, jeżeli o to się rozchodzi, ale nie żałuje, że podarował mi wnuki. Są cudowne. Dzięki nim mam chęć, by jeszcze trochę pożyć na tym świecie. — Widząc jej wzrok od razu dodał. — Nie indoktrynuje ich, słowo. — Dotknął swojej piersi. — To są niewinne maluchy, nie wyrosną na rasistów. Ich matka wydaje się porządna i nie ma żadnych uprzedzeń. Już z nią rozmawiałem... — nieco nakłamał w tej kwestii, ale liderka nie musiała o tym wiedzieć. Liczyło się to, że ród Piaskowej Gwiazdy miał się dobrze i przetrwa kolejne księżyce. Wierzył w to, że babcia była dumna. Zasługiwała na to, aby jej krew płynęła dalej w rudzielcach.
— Skoro tak mówisz — westchnęła ciężko, jakby i tak miała własną opinię na ten temat. Nie podzieliła się jednak z nim swoimi przemyśleniami, schodząc na tematy mniej wymagające.
***
Jego słowa się sprawdziły. Tygrysia Gwiazda zmarła ze starości, co go zaskoczyło. Sam był stary, nawet starszy od niej i jeszcze śmierć go nie dopadła. Może kocica chorowała? Nie zauważył u niej objawów, prócz siwiejącego pyska, wskazującego na jej wiek. Sam także taki posiadał, co było skazą na jego pięknie, bowiem pragnął być wiecznie rudy. Nie umiał jednak powstrzymać starzenia, tak jak i Tygrys nie była w stanie przeżyć kolejnych księżyców.
Była jego przyjaciółką. Najlepszą. Chociaż przez nią rozstał się z Rudzikowym Śpiewem, to doceniał jej wsparcie, które mu dawała, gdy Kamienna Gwiazda rządziła w klanie. Bez niej dawno zostałby wygnany, a tak? Tak mógł cieszyć się życiem w Klanie Burzy i obserwować jak się rozwijał, jak coraz więcej rudych pysków było w nim widocznych. Szanował ją. Pomogła mu chociaż wcale nie musiała. Łaziła za nim niczym rzep, aby tylko zmienić jego nastawienie do nierudych. Przez pewien czas mu matkowała, gdy dostał karę i skończył w żłobku. Nauczyła go czym był szacunek. Pokazała, że warto było wybaczyć rodzinie. Bez niej, Wiśniowa Iskra wciąż byłaby na niego obrażona, a ich relacja byłaby napięta. Zrobiła dla niego tak wiele... Dla kogoś kto popierał poglądy tyranki. Mógłby przejąć władzę i rządzić w imieniu babci, ale kocica ostudziła jego ambicje. Pokazała, że było coś ważniejszego od władzy. Rodzina i więzi, które z nią się miało.
— Żegnaj, Tygrysia Gwiazdo. Moja przyjaciółko — zwrócił się do jej grobu, gdy było już dawno po ceremonii. Czuł jak ogarniał go smutek, lecz nie płakał. — Ja tylko żartowałem z tym, że cię przeżyje — westchnął ciężko. — Przykro mi, że gryziesz piach. Raczej nie spotkamy się po śmierci. Mi pisana jest inna droga. Ty byłaś prawa, wiedziałaś co było ważne w życiu i za co należało walczyć, a ja? Ja się pogubiłem, ale nie żałuje tego co zrobiłem. Postąpiłbym tak samo... Obyś zaznała spokoju. Zaopiekuje się twoim synem. Oczywiście na tyle ile mi wystarczy sił — zakończył, a następnie położył na grobie kwiat. To była liderka, która zasługiwała na jego szacunek. Była lepsza od Kamiennej Gwiazdy, lepsza od wszystkich i wątpił, aby doczekał się równie empatycznej osoby co ona na tym stanowisku.
Podniósł się ciężko na łapy, a następnie wrócił do obozu. I dopiero tam świadomość tego, że kotka już nigdy się u niego nie zjawi, nie odezwie sprawiła, że z jego oczu pociekły łzy.
Żegnaj psiapsi [*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz