— To przejrzysz mi te urazy? Muszę wiedzieć czy jestem w pełni zdrowa.
Medyczka westchnęła głęboko.
— Nie dasz mi spokoju, jeśli tego nie zrobię, prawda? — mruknęła szylkretowa kocica. Lekko uderzyła Narcyz w łapę, by ta wysunęła ją przed siebie. Obejrzała dokładnie każdy centymetr jej ciała, uciskała miejsca urazów i sprawdzała, jak mocno zaboli to rudą kotkę. Wiele księżyców to samo robił Wrzosowa Rzeka. Koty miały nieprzyjemną tendencję do dramatyzowania i marnowania ziół na urazy, które mogły wygoić się same.
— Powtarzałam ci to już wiele razy, Narcyzowa Łapo, to nic groźnego. Mogę dać ci co najwyżej kilka ziaren maku, ale nic więcej.
— Na pewno nic mi nie jest? Dobrze sprawdziłaś?
Medyczka popatrzyła swoimi złocistymi oczami na uczennicę wręcz z politowaniem, przekrzywiając łeb.
— Myślisz, że trzymaliby mnie na tej pozycji, gdybym nie znała się na swoim fachu? Od tych ran nie umrzesz, ale możesz umrzeć od przyjmowania nadmiaru medykamentów w chwili, gdy ich nie potrzebujesz. Nie wracaj do mnie, dopóki nie stanie ci się coś faktycznie groźnego, dziecko.
* * *
— Słoneczna Łapo? — odezwała się starsza kocica, a młoda, czarno-biała kotka uniosła uszy, wydając z siebie głośne "hm?". — Weź ze sobą dwóch wojowników do pomocy i przynieś mi trochę pajęczyny. Wiem, że nie jesteś w pełni sprawna, ale kiedy umrę, będziesz musiała sama się tym zajmować. Lepiej, żebyś szybciej zaczęła się do tego przystosowywać.
— Wolałabym teraz o tym nie myśleć — mruknęła, ale wkrótce zerwała się z posłania i opuściła Skruszoną Wieżę. Medyczka odetchnęła, a usłyszawszy kroki, skierowała swoje oko w tamtą stronę; ujrzała Narcyzowy Splot. Wojowniczka zatrzymała się przy wejściu.
— Potrzebujesz czegoś? — spytała Wiśnia, mierząc kotkę wzrokiem.
<Narcyz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz