Zamarł, gdy usłyszał słowa, które padły z pyska siostry. Nie tego się spodziewał. Owszem, popierał to, że Różana Przełęcz robiła ogromny błąd, plując Klanowi Gwiazdy w pysk, nie przyjmując członu Gwiazda. Teraz inne klany mogły źle na nich patrzeć. Może uznają ich za niewiernych, którzy odchodzili od wiary? Nie był jeszcze na żadnym zgromadzeniu, aby przekonać się jaką burze wywoła ta informacja. Ale żeby było gorzej, to Lwia Łapa zaczęła odnajdywać w negatywach, pozytywy. Wątpił w to, że liderka zrezygnowała z członu dla niego. On przecież nie był Gwiazdą, chociaż Lew się przy tym upierała.
Uśmiechnął się do niej krzywo, czując wzrastający stres spowodowany jej słowami. Nie chciał. Tak bardzo nie chciał. Nie chciał uwagi, nie chciał pokłonów, nie chciał być uznawany za lidera, gdy ledwo był uczniem. A nie... To dopiero się zacznie, gdy tylko dorośnie. W końcu o to całej rodzinie chodziło. Aby zdobył władzę i wprowadził tyranie godną jego imienniczki. Zimny dreszcz przebiegł mu po grzbiecie. Chociaż na język pchał mu się sprzeciw, schował swój nosek w futrze rudej speszony.
— N-no nie wiem... — wymamrotał nieprzekonany co do tej wizji, którą szeptała mu na ucho kocica.
— Ale ja wiem! — wymruczała. — Już widzę twoją przyszłość braciszku. Ty lider, a ja z Iskierką jako twoje zastępczynie. Nierudzi padający nam do łap, zdrajcy wygnani za popieranie tych bredni o równości. Czyż to nie wspaniałe? — zatraciła się w swoich marzeniach. — Pamiętaj. Kiedy już posprzątamy po Różanej Przełęczy i jej poprzednikach ten syf, do którego doprowadzili, zalśnimy tak, że każdy klan będzie się z nami liczył.
Ojoj... Jakoś tak zrobiło mu się słabo. Czyżby to było dla niego za wiele? Możliwe. Ta wizja... Bardzo mu się nie podobała. Pragnął żyć w pokoju z każdym kotem. Chociaż... Jak tak się dłużej nad tym zastanowić, to tych niemiłych, którzy się nad nimi znęcali, fajnie byłoby wygnać. Wtedy mieliby spokój. Nie martwiłby się o swoje życie. Miałby przyjaciół i wreszcie w Klanie Burzy byłoby normalnie, tak jak zawsze tego pragnął. Jednak należało zejść na ziemię, bowiem rzeczywistość była inna. To ich mogli wygnać, bo do władzy dobrała się rasistka, która miała o nich już wyrobione zdanie.
Położył po sobie uszka i smętnie zawrócił do legowiska uczniów. Siostra widząc to od razu popędziła za nim, dając mu po nosie ogonem, powodując że się automatycznie wyprostował. No tak... Nie mógł pokazywać po sobie słabości. Lwia Łapa jak widać musiała mu o tym przypominać.
***
Zażywał popołudniowej kąpieli, wylizując z opuszek nawet najmniejszy ślad piasku. Lśnił czystością i wdziękiem prawdziwego kota z wyższych sfer. Wraz z mijającymi księżycami, zmieniała się jego sylwetka. Coraz bardziej rósł, przestając wyglądać jak kocię. Wciąż jednak czuł się tym samym Piaskiem, chociaż tym razem, starał się bardziej stawiać na swoim. Nie mógł pozwolić na to, aby mentor manipulował jego odczuciami. Szkoda tylko, że takiej siły nie miał przy rodzinie, której nie potrafił się sprzeciwić choćby nie wiem co. Mieli w końcu tylko siebie. Nie chciał ich stracić, a tym bardziej zasmucać.
Znów ponure i smętne myśli zagościły mu w głowie. Szybko jednak wyparowały, gdy klapnęła przy nim siostrzyczka. Uśmiechnął się do niej, chociaż jej mina wskazywała na to, że jej nie było do żadnej formy radości.
— Wiesz, że upolowałem kolejnego królika? To już mój drugi — pochwalił się, chcąc zaimponować rudej i pokazać jej, że jej słaby braciszek powoli ustępował miejsca komuś silniejszemu. — A u ciebie chyba... źle? — stwierdził po jej minie. — O mnie nie musisz się martwić. Tropiący Szlak nieco mi odpuścił i jak na razie nie każe mi się kąpać w błocie. Jedynie biegam i poluje, a niedługo będę walczył. Nie mogę się doczekać! — miauczał pełen werwy.
Walka to było coś do czego go ciągnęło. Lubił takie zabawy z Iskrzącą Łapą, ale niestety nie były mu dane. Zdarzały się sporadycznie, gdy nikt ich nie obserwował. Takie zabawy nie przystoiły w końcu komuś o jego statusie. Ale tym razem... Tym razem będzie mógł legalnie się wyszaleć. Poćwiczy uderzenia, ciosy i uda mu się spełnić swój cel. Obawiał się tylko tego, że mentor będzie niechętny co do tej formy treningu. Już wiele razy dawał mu znać, że nie chciał, aby rósł w siłę, ponieważ uważał go za zagrożenie dla Klanu Burzy. Ale się mylił... Prawdziwym zagrożeniem był kto inny.
— To postawienie się mu, jak doradzała mama, zdziałało cuda! Mogłem wcześniej się was posłuchać... Ale się bałem — wyznał, ocierając się łbem o bok kotki. — Obiecuje mieć teraz więcej w was wiary.
<Siostro?>
[725 słów]
[Przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz