Zachowanie kocura niepokoiło starszych od pierwszego dnia obecności miotu, tworząc wokół dziecka swego rodzaju klanowy chlew; wymuszając ciche powarkiwania niezadowolenia w gronie arystokracji, nieprzychylne plotki wobec karmicielki. Tyle uwagi skupiło się właśnie na nich, na nieidealnej rodzince, że chcąc nie chcąc Rozbitek dostał w pysk przezwiskami, które szły od tych negatywnych po bardziej negatywne. Opętaniec, Rozerwany, Zepsuty... wiele tu wymieniać, a każdy kolejny pomysł tylko bardziej stresował młodziutką kulkę cofającą się do futra matki - tej samej matki, co odrzucała koty o czekoladowym umaszczeniu oraz płci męskiej. W związku z tym walka o byt wśród rybojadów była co najmniej przerażająca. Czarno-biały malec jeszcze otrzymywał jedzenie chociażby za to, iż posiadał "piękne" według Nocniaków barwy na ciele, ale rodzeństwo? Niekoniecznie. Najgorzej miał się Śledź, który urodził się jako combo nieupragnionych genów i przez to został odrzucony, cierpiąc na głód oraz osamotnienie. Czy tak właśnie powinno wyglądać funkcjonowanie niższych warstw? Coś ta "kreatura" analizowała, spoglądając zranionym pyskiem na bawiące się kociaki. Czy brązowawi członkowie rodzili się z grzechem pierworodnym? Poprzez leżenie w żłobku otrzymał odpowiedź, którą musiał sam zinterpretować. Niejasne światło prowadzące do wyjścia z mroku.
***
Raz, podczas pewnej, cichej, niespokojnej nocy, liliowa vanka opowiadała bajkę, gdzie grała pierwszą, najistotniejszą rolę. To Rozbitek pamiętał z niewielu rzeczy, choć egzystował dwa księżyce na tym ziemskim padole. W niej, w historii pazurów i kłów, występował zając polujący na rybę - burzyciela krainy. Dzielny, ofutrzony bohater łąk przyparł do gleby uciekiniera; mordercę, który pożarł przed laty biedne, małe zajączki.
— Dorwałam cię wreszcie, Zdradziecka Rybko, czekoladowy odmieńcu. — wykrzyczała wtedy wojowniczka, patrząc z blaskiem w oku wyłącznie na Kruczą — My, istoty cierpiące z twoich obślizgłych zębisk, nauczyliśmy się koegzystować z wodą, stając się jednością. Nie uciekniesz już ku głębinom do swojej podwodnej jaskini, by śmiać się nam w twarz. Nie wymigasz się poprzez płetwy nadane od matki natury. Wygraliśmy z tobą, choć zające rodzą się bez oskrzeli. Spryt i ciężka praca zapanowały nad podłością.
— I co wtedy się stało? Powiedz, powiedz! — Krucza wystrzeliła entuzjastycznie, skupiając uwagę na żółtawych oczach matki.
— Wtedy? Przepołowiono go. Poprzez sam środek. Na dwie. Równiutkie. Części. — Zatrzymała teatralnie opowiadanie, by nadać klimatu grozy. — Zając pozbył się potwora, a nabyte umiejętności przekazał dalej; tak daleko, że wieści dotarły aż do naszych legendarnych przodków. Dzięki temu powstali wojownicy Klanu Nocy, wybrańcy panujący nad żywiołem wody. Nikt, a nikt - Wilczacy, Klifiacy czy Burzacy, nie potrafili skopiować tajemnego daru; dlatego, moja droga, jesteśmy najlepsi.
Wielkie oczy kociaka, najwspanialszej córeczki ze wszystkich potomków, rozszerzyły się jeszcze bardziej, słysząc zakończenie fantastycznej dobranocki. Ona chciała więcej. Ona musiała wiedzieć o najmniejszym szczególe, który uciekł sprzed mokrego nosa. Czarno-biała kotka zamiast dać spokój matce, zaczęła ją drapać, pragnąc poszerzenia wiedzy. A Rozbitek ze strachem obserwował zębiska matki, gotowe do rozerwania zwierzyny; białe, niemal perliste, jednakże dziwnie krwawe jakby naznaczone przekleństwem wyższych sił.
— Czyli zające są takie potężne? I potrafią rozmawiać z kotami? Łaaaał! — przeciągnęła ze słodyczą w głosie — Zaprowadź mnie do nich kiedyś! Błagam, błagam, błagaaaam!
Zajęcza Troska zaśmiała się. To było kłamstwo, wszystko kłamstwo. Sprzedawane od czasu narodzin z lukrem i pudrem, obierane ze słodkości wraz z dorastaniem oraz dostarczane na miejsce jako zgnity owoc, gdy konsument stawał się dorosłym i samoświadomym bytem.
— Kochana Kruczynko, to tylko bajki. Zwierzęta nigdy nie rozmawiały z naszym gatunkiem i od zapomnianych czasów stanowią pokarm, który przedłuża dzieło Klanu Gwiazdy. — Owinęła ogonem podobieństwo dawnej liderki-tyranki, mrucząc przy tym niemalże harmonijnie. — Mimo tego każda opowiastka zawiera ziarnko prawdy; strzępek niosący osąd wyższych sfer. Zawsze, ale to zawsze, czekoladowi przynoszą hańbę i zgubę, więc musisz pilnować własnego rodzeństwa, by wyrosło na porządnych wojowników - na zające broniące godności. Zdradzieckie Rybki zaś należy eliminować; wyrywać niczym chwasty, ażeby pozostały przede wszystkim piękne kwiaty zdobiące nasz sielankowy świat. Czy teraz rozumiesz?
Rozbitek nie potrafił od tamtej chwili zapomnieć głodnego wzroku, który powędrował do tyłu; ku ogonowi, liliowemu puchowi, gdzie skrywał się Śledź. Obie dusze niewytłumaczalnymi uczuciami były pewne, że kocur zaraz zostanie pożarty, wręcz przekonane o nadchodzącym końcu - do tego stopnia, że widziały wilka w króliczym przebraniu stojącego nad "rybą". Jednakże nic się nie stało, przynajmniej poważnego. Tylna noga, nadal niezregenerowana po ciężkim porodzie, popchnęła z drgawkami czekoladowego syna, odsuwając go od różowatego sutka. I rozpoczął się płacz, wystąpiło niezrozumienie; smutek w rodzinie, który dzielił koty na lepszych i gorszych, lecz ta patologia ujawniła się tylko chwilowo, by zaraz zniknąć; być może na zawsze. Śledź ucieszył się, gdy potraktowano go zgodnie z rangą społeczną, a brat obok... nie zrozumiał, dlaczego godził się na podłe działania. Jednak tak chyba miało to funkcjonować - w tym świetnym Klanie Nocy, najlepszej społeczności. Ci, co uważali się za Bogów, byli jedynie tyranami okrywającymi się dziurawą iluzją. A szata ta, niewdzięczny materiał ze złotem, musiała kiedyś zostać rozerwana na strzępy przez realną sprawiedliwość. Rozbitek w to głęboko wierzył, kiedy oczy zamknęły się do snu.
***
Słabnące, gasnące ciała niebieskie zapowiadały nadchodzący poranek, a kociak nazywany czasem Opętańcem nadal nie zasnął, patrząc na błękitniejące niebo. Pomijając złe i nieprzyjemne wspomnienia związane z matką zaczynał pojmować, że coś jest z nim mocno nie tak. Coś kierowało jego emocjami, krokami, umysłem. Jakiś pasożyt przejmował powoli kontrolę, krzycząc w głowie o autonomię ciała. Co prawda od samego początku, od dnia kiedy wyszedł z macicy, wiedział, iż urodził się z niewyjaśnionymi wadami, lecz te zdawały się pogłębiać i pogarszać w takim stopniu, że do teraz nie potrafił chodzić. Nie był w stanie wymyślić taktyki, która pozwoliłaby na chociażby spacery, kiedy to reszta rodzeństwa brykała radośnie wśród wód, zadowolona ze sprawnych kończyn. Pod tym względem Rozbitek urodził się doprawdy... jako bezużyteczna zabawka; marionetka z linkami przy każdej z łapek. I czuł się z tym źle, literalnie tragicznie, uświadamiając sobie, iż najprawdopodobniej nie zostanie nawet uczniem. Na zawsze w starszyźnie - przeminie z tytułem balastu.
Z przemyśleń wyrwały go zęby, które łagodnie zacisnęły się na karku. Metr po metrze, skok po skoku, wchłaniany był w ciemność żłobka, z daleka od pięknego świata z motylami i świeżym powietrzem. Nie chciał tego, nie pragnął, ale nie mógł nic na to poradzić - na wolę rodzica. Jednakże coś było odważniejsze, wyrywając po raz pierwszy pysk z pieczy kocura, ku przerażeniu wszystkich członków klanu.
— Przestań, mamo, błagam!
Z przemyśleń wyrwały go zęby, które łagodnie zacisnęły się na karku. Metr po metrze, skok po skoku, wchłaniany był w ciemność żłobka, z daleka od pięknego świata z motylami i świeżym powietrzem. Nie chciał tego, nie pragnął, ale nie mógł nic na to poradzić - na wolę rodzica. Jednakże coś było odważniejsze, wyrywając po raz pierwszy pysk z pieczy kocura, ku przerażeniu wszystkich członków klanu.
— Przestań, mamo, błagam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz