Nie mogła spać. W każdej chwili mogłyby tu pojawić się jakieś koty. Co by było, gdyby zmrużyła lekko oczy, a wtedy ktoś by ją porwał. Albo nawet zabił. Uspokoiła się trochę, kiedy mama zaczęła ją lizać. Wtedy jej napięte ciałko rozluźniło się, a rozbiegane wytrzeszczone oczy się zamknęły. Znowu poczuła się bezpieczna. Odpłynęła w krainę snów.
***
Dzisiaj od rana było bezpiecznie. To nie znaczyło, że lada moment ktoś nie mógłby się pojawić i ją skrzywdzić. Naprawdę podziwiała Grację. Ta kotka już nawet nie sepleniła mówiąc, chodziła wyprostowana, a najważniejsze i zarazem najdziwniejsze: nie bała się tych obcych kotów. Tych potworów. Jednak to nie ją najbardziej lubiła z rodzeństwa. Najlepsza była według niej Mirabelka, z którą dało się dogadać, ale też nie zachęcała ją do złych czynów, tak jak na przykład Malinka. Ten kocurek wczoraj chciał ją namówić na opuszczenie żłobka! Migotka nigdy jeszcze tego nie robiła, nawet z Kruchą. Wolała sobie nie wyobrażać, ile mogło się tam czaić innych. Wtedy to się stało. Znowu! No tak. Wczoraj nikogo nie było, to teraz musiał tu być jakiś potwór. Inny niż wcześniej. Biało - czekoladowy. Jeśli dobrze pamiętała, to był Agrest, jej tata. Podobno lider Owocowego Lasu. Te opowieści matki sprawiały, że bała się go troszeczkę mniej niż innych kotów. Ale tylko troszeczkę. Wszedł i zbliżył się. Słyszała jego oddech i jedynie siłą woli powstrzymywała ciałko od drżenia. Mama jest obok, on jest tatą, liderem, był tu wcześniej i nic mi nie zrobił, więc nie ma powodu, aby miał mi coś zrobić też dzisiaj! W razie czego mama by mnie obroniła, prawda? Najpierw Agrest bawił się z innymi kociętami, które chętnie i ufnie do niego podchodziły. Wypytywały się o życie klanowe, o tym jak to być przywódcą i o tym, czy same kiedyś zostaną liderami. Migotka nie wiedziała, jak można tego chcieć. Jej tata był bardzo popularnym kocurem, mnóstwo kotów go stale obserwowało. Musiał z nimi rozmawiać! Okropne. Kiedy już miał wyjść spojrzał na nią przelotnie. Wtedy poczuła szturchnięcie mamy.
- Idź z nim porozmawiać. Teraz będzie myślał, że go nie lubisz. - powiedziała za dezaprobatą. Porozmawiać? Przecież ona prawienie potrafiła jeszcze mówić! Pokręciła łebkiem. Krucha westchnęła, słychać było, że jest rozczarowana. Wtedy w oczkach Migotki zebrały się łezki i nic ich nie powstrzymywało przed wypłynięciem. Tata wciąż stał wpatrując się w nie. Zapewne słyszał całą rozmowę. Musi do niego iść. Inaczej mamusia będzie zła… nie mogła do tego dopuścić. Wstała. Krucha spojrzała na nią zaskoczona. Migotka trzęsąc się uczyniła kilka kroków w stronę kocura. Być może za chwilę skończy się jej życie. Łez wypływało jej jeszcze więcej, więc zaczęła się nimi krztusić. Podeszła nierówno do Agresta. Drżąc usiadła, obawiając się, że nie będzie wstanie ustać na łapkach. Wtedy wypowiedziała swoje pierwsze dwa słowa w życiu:
- Mama? Krucha! - pisnęła. Nie wiedziała, czy pomoc nadchodziła. Najważniejsze było to, że mama teraz nie miała prawa być na nią zła, bo zrobiła to, co tamta chciała. Wtedy spojrzała w zielone oczy taty, z nadzieją, ze puści ją wolno. Przecież nic mu nie zrobiła! I chyba nie zabije własnej córki?
<Agrest?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz