Córka naprawdę miała spaczone pojęcie rodziny. Nie mógł uwierzyć, że byli z jednej krwi. Jak to śmierć jej matki i siostry była potrzebna? Komu i na co? A to go uważała za nieczułego, gdy sama zachowywała się niczym najgorszy potwór. Została półsierotą, powinna ryczeć i stoczyć się na samo dno, bo została tylko z nim sama. A ona? Wydawała się strasznie pewna siebie!
Słysząc ostatnie słowa zamarł zatrzymując się. Złość wymalowała się na jego pysku.
Jak to... Jak to doniosła Kruczej Gwieździe?! A więc dlatego czarna chciała go zniszczyć, dlatego pokusiła się o zamordowanie jego najbliższych... Wiedziała o ich planie. Sądził, że dobrze kryli się z bratem Bławatkowego Potoku i że ich rozmowy były bezpieczne. Mylił się. Ten demon z Mrocznej Puszczy o wszystkim wiedział. To tak naprawdę z jej winy, straciła wszystko co kochała, tak samo jak i on. Zamordowała swoją matkę i siostrę, aby go zniszczyć... Przecież... To było chore! Gdyby tego nie zrobiła, te dwie kotki dalej by żyły!
— Co takiego? Ty doniosłaś?! — zapowietrzył się aż. — No i co? Dumna z siebie jesteś? Zabiłaś tym sposobem świadomie swoją siostrę oraz matkę — syknął, krzywiąc się z obrzydzeniem. — W imię czego? By mnie dobić? To spójrz córeczko, bo nie ma we mnie żadnego bólu czy smutku. Gdybyś nie zdradziła Kruczej Gwieździe tych informacji, pewnie by dalej żyła. Więc w sumie zamordowałaś i ją... — Zrozumienie nagle pojawiło się na jego pysku. Racja... Gdyby tego nie zrobiła, to nikt by nie uwierzył, że czarna mordowała. Dalej by chodziła po świecie. Umarłaby ze starości, pochowana z szacunkiem, bo była liderką, a tak... A tak mógł zbezcześcić jej zwłoki, które zostały rzucone wroną na pożarcie. Uśmiechnął się. — To dzięki tobie nie żyje. Dałaś jej pretekst, spuściła gardę i... i zobaczyli jej prawdziwą twarz. Dziękuję. — Nigdy nie sądził, że to zrobił, ale tak. Naprawdę jej dziękował.
Zauważył jak ta się spięła na te słowa.
— Przynajmniej umarła jako prawdziwa wojowniczka. Przyczyniła się chwały naszego klanu, zrobiła coś dobrego i dzięki temu nie padliśmy w najgorszych czasach, gdy dopadła nas głodówka. Od teraz zaczniemy się już tylko staczać, rozumiesz? — syknęła. — Przez takich jak ty. I co, i nagle wszyscy zapomnieli, jak nas upokorzyłeś? Jesteś zwykłym zdrajcą, a żyjesz jak reszta. Widać już, że lider jest ci przychylny i niesprawiedliwe kieruje klanem. Żałosne, obyście obaj zdechli jak najszybciej — prychnęła.
Zaśmiał się. Oj... Ale próbowała się bronić. To było takie... żałosne. Owszem. Żył jak reszta, a nawet będzie i lepiej! Niedługo Rudzikowy Śpiew ukarze wszystkich, którzy nadepnęli mu na odcisk. Vanka również się w to wpisywała.
— Biedna, Zajączek... Biedactwo... Tylko to ci już pozostało. Narzekać i biadolić na swój los — Uśmiechnął się szerzej. — Ojoj, jak mi przykro. A Krucze Futro — bo na bycie gwiazdą nie zasługiwała — umarła nie jak wojowniczka, lecz niczym szczur. Zagryziona przez sprawiedliwość.
— Sprawiedliwością nazywasz znanego z sikania pod samego siebie kocura, który po prostu wykorzystał to, że była przez chwilę słabsza? Honorowym zagraniem byłoby poczekanie, aż odzyska siły, a nie atak, gdy nawet nie miała szans się bronić — burknęła.
Co ona wiedziała o honorze? Ta jej mentorka od siedmiu boleści, nie stosowała tego pojęcia w swoich brudnych zagrywkach. Mordowała słabych i schorowanych, bo uważała ich za śmiecie. Nie dała im szansy zmierzyć się w pojedynku. Nie dała im wyboru.
— Najlepiej zabić, gdy wróg jest osłabiony. — wymruczał zadowolony. — Biedna Zajączek. Straciła swoją ukochaną mentorkę. Przegrała. Hah — Wyszczerzył się do niej szeroko. — Słyszałem, że uczy cię teraz Bażancie Futro. To mój przyjaciel. Na pewno cię ustawi do pionu.
Wierzył w to, bo znał kocura. Wiele razem przeszli. Może szepnie mu kilka słówek, by nie oszczędzał kotki. Powinien go zrozumieć. Nie potrzebowała forów, bo dziecinka straciła matkę i siostrę. Zasługiwała na najgorszy trening w całym swoim życiu! Szkoda, że on jej nie dostał pod skrzydła. Zabawiłby się z nią... Bardzo, bardzo brutalnie.
— Żaden kocur nie będzie mnie ustawiał do pionu — fuknęła. — No tak, twój przyjaciel, czyli taka sama kanalia jak ty. Wspaniale, po tym świecie chodzą sami idioci — prychnęła.
— Tak. Ty jedyna wielka i wspaniała. Teraz właśnie smakujesz prawdziwego życia kochana. Jest gorzkie i brutalne. Teraz ty sięgnęłaś dna! — zamruczał uradowany, trącając ją łapą w bok.
Specjalnie ją podjudzał, bo wiedział, że nie mogła mu podskoczyć. Skończyła się era, gdzie kulił przed nią ogon. Dni szczęścia malowały się przed nim pięknymi, jasnymi barwami. A ona? Do niej powędrowały burzowe chmury! Ha! Jak cudownie!
Odskoczyła na ten jego ruch, strosząc sierść do granic możliwości.
— Nie dotykaj mnie! Co za zepsuty zboczeniec, maca własną córkę! — wydarła się, patrząc na niego nienawistnie.
Co ona tam miauczała pod nosem? Że ją macał? Niby z której strony? Widać było, że miała ogromne problemy ze sobą. Co jak co, ale nie przystawiałby się do córki. Prędzej wypatroszyłby ją i zbezcześcił jej zwłoki, jak tej jej mentorki.
— Nie interesują mnie młode kotki jak ty — fuknął. — Nie przesadzaj córeczko. Pogódź się z tym, że wygrałem — Uśmiechnął się.
— Co to za wygrana jak żadnej walki nie było? Nic nie robisz, tylko obijasz się całymi dniami. Świetny wojownik, naprawdę — prychnęła.
Widział jej niezadowolenie. Przynosiło mu dziwną radość. Zwykle to ona czerpała satysfakcje z jego cierpienia, tym razem było na odwrót. Nie mógł do tego przywyknąć, ale ten jej wyraz pyska, wręcz nie mógł opuścić jego umysłu.
— Marudź sobie, marudź dalej. — rzucił zadowolony. — Teraz odżyje, gdy tej wrony nie ma z nami. Na dodatek nie mam obstawy. Moje życie się polepszy, te wojownicze również i zacznę coś robić.
I to była prawda. Pierwsze co zamierzał zrobić, to pójść na samotne polowanie. Ciągle ktoś patrzył mu na łapy, a czasem wpychał w kłujące zarośla czy też doświadczał przemocy fizycznej. A tak? Wierzył, że odżyje i przyda się klanowi jako jeden z najlepszych wojowników! Czuł to w kościach i w tym cudownym uniesieniu radości, które go wypełniało.
— Tak, a myszy zaczną latać — burknęła.
— Jeszcze się przekonamy córeczko — zachichotał głupio, przyspieszając radośnie kroku, pozostawiając ją na pewno w parszywym nastroju.
Dostrzegł kątem oka jak zatrzymała się, mając taką minę, jakby chciała go zamordować. Ha! Smak zwycięstwa był cudowny...
<Zajączku? UwU>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz