Minął jakiś czas, a on nadal tu był, ucząc się o tej dziwnej społeczności coraz nowszych rzeczy. Dowiedział się, że w niej każdy tworzył tu pewną rodzinę, dbając o wszystkich nawzajem, dzięki swojej pracy. Wojownicy polowali, napełniając stos, a członkowie, gdy zgłodnieli zajadali się mięsem bez żadnego nakładu pracy. Lamparcia Gwiazda na dodatek zaczął jego szkolenie, w którym przetestował jego oddanie. Był bardzo podobny do jego szefa. Lubił krwawe kary, które wzbudzały w nim dziką euforię. Przypomniał sobie o futrze, które kazał mu gdzieś ukryć. Zrobił to, gdy tylko wyschło, ukrywając w miejscu, które tylko on znał.
Teraz jednak skierował kroki do wnęki, gdzie budowało się legowisko medyków. Kojarzył, że te koty zajmowały się lecznictwem i ziołami, czyli byli odpowiednikiem uzdrowicieli, którzy kręcili się po Betonowym Świecie. Nie było ich dużo, wręcz ciężko było znaleźć kogoś kto miał jakieś większe o tym pojęcie. Dlatego też wiele kotów umierało. Miał zaszczyt jednak coś liznąć z podstaw, dokładnie pamiętając nauki matki. Chociaż było to dawno temu, wiele razy ta wiedza ocaliła mu życie.
Zaciągnął tam mech, który trzymał w pysku, kładąc i spoglądając na kotkę, która starała się to poukładać. Nie znał jej imienia, lecz kojarzył jej futerko. Nie odezwała się do niego, posyłając mu spojrzenie. Odszedł, by zaraz potem wrócić z kolejnym posłaniem, układając go w tym samym miejscu co poprzednie.
Niebieska znów wbiła w niego wzrok. Wyglądała tak jakby chciała coś powiedzieć, podjeść, zagadać, ale nie mogła lub też się bała. Czy chciał z nią rozmawiać? Niezbyt. Podszedł jednak, by przynajmniej zapytać ją o imię.
— Jak się nazywasz? — zwrócił się do niej, patrząc jak ta wlepia w niego wzrok, tak jakby nie ogarnęła co do niej mówił.
Zmarszczył czoło. Czekał tam na odpowiedź, ale z każdym uderzeniem serca nic do niego nie wracało.
— Ona jest głucha — powiadomił go Truskawkowa Grządka, widząc jak starał się jakoś do niej przemówić.
Głucha? Trzymali takiego kota w klanie? Przecież... Na nic ona się nie nada. Nie rozumiała słów, nie dało się wydać jej rozkazów, była balastem. Takie osobniki szybko ginęły w naturze, a zwłaszcza, gdy rodziły się jako samotnicy.
— Przykro mi — miauknął do młodszej, wiedząc że strzępił sobie język na darmo.
Humanitarnie byłoby ją zabić, by nie cierpiała długo, lecz to nie była jego decyzja. Skoro Lamparcia Gwiazda ją tu trzymał, to musiał to uszanować. Wrócił do mchu, pomagając w dalszej budowie.
<Cichy?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz