Kruczy szedł za mentorką mozolnie, bez większych chęci. Rozglądał się dookoła, zapamiętując miejsce, w którym się znajdowali.
Kotka nagle przystanęła, w ładnym miejscu, było parę drzew.
- Super, to teraz potrenujemy węszenie. - miauknęła.
- Skoro muszę - burknął.
- Musisz, bo widocznie dalej masz braki w wiedzy, skoro siedzisz na stanowisku ucznia.
Przewrócił oczami, co ta baba mogła wiedzieć.
Kotka przystąpiła do tłumaczenia poszczególnych opisów zapachów, chcąc, by kocur je zapamiętał, a następnie nauczył się rozpoznawać.
Rudzielec powtarzał za kotką, słuchał jej, bo uznał, że ta wiedza mu się przyda. Kotka niedługo później wywęszyła coś i chciała, by kocur rozpoznał ten zapach.
Kruk wziął głębszy wdech, pociągając nosem.
- Chyba wiewiórka. - Oznajmił.
- Chyba? - Uniosła brew Marchewka.
- Tak. Taka wkurzająca jak ty. - Rzucił wrednie.
Kotka machnęła nerwowo ogonem. Otworzyła pysk, by coś powiedzieć, po chwili uznając, że nie będzie się zniżać do jego poziomu i mu pyskować. Wzięła głęboki wdech, uspokajając się, żeby nie rozszarpać gówniaka.
- Racja. To wiewiórka.
Kruk uniósł się dumą, bo nie dość, że wkurzył mentorkę, to jeszcze miał rację.
Później kotka uczyła go wspinania się na drzewa, a następnie kazała za nią biegać, żeby wyrobić sobie szybkość. Wybierała różne trasy, od takich z przeszkodami, żeby wyrobić zwinność oraz mięśnie, aż po dłuższe dystanse przez całe tereny.
Kruk był bardziej, niż wykończony. Dosłownie, nie mógł złapać oddechu, ale czuł, że było mu to potrzebne. Nie mówił tego Marchewce, ale był jej wdzięczny. Zamierzał sam zacząć takie samozwańcze treningi, biegając po całym ich terenie, żeby wzmocnić mięśnie i wytrzymałość.
Wrócił do obozu, padł plackiem w legowisku uczniów i od razy zasnął, nie myśląc już o jedzeniu.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz