Położyła po sobie uszy i podeszła dalej, aż szyja jej się nie zmoczyła. Ta woda była przerażająca! Strasznie ją oblewała i mogła umrzeć w niej! Do tego czuła się jakby była jedną wielką lodową bryłką! Na pewno będzie po tym chora, bo mróz przenikał ją do szpiku kości!
- J-już?- zapytała z nadzieją, mając nadzieję, że to koniec.
- Tak. I teraz machaj łapami. Równomiernie. Dalej - powiedział, gapiąc się na nią tak dziwnie. Nie ruszyła się, nerwowo oddychając. Musiała oderwać łapy od podłoża? Przecież… Połknie wodę!
- A-ale ja się utopię!
- Nie utopisz! Machaj łapami i głowę trzymaj do góry. Jak będziesz tonąć to cię wyciągnę na brzeg - miauknął, jakby mówił o jakiejś głupocie. Nie mogła tego zrobić! Na pewno jej nie wyciągnie i tam umrze, ryby ją zjedzą!
- N-nie! J-ja się utopię! Chcę wracać!
- Rób. To. - rozkazał twardo. - Obiecuje, że cię uratuje. Dalej
Zaczęła nerwowo odrywać łapy od podłoża i od razu zanurkowała, kaszląc i krzycząc, przez co jeszcze bardziej łykała wody. Umiera! Umiera! Chciała wypluć ciecz, ale bezskutecznie. Dopiero po chwili poczuła jak kocur łapie ją za kark i wyciąga z wody.
- Nie panikuj tak! Prawie ci wyszło.
Kasłając machała nerwowo łapami. Drżącą i przemoczona szybko czmychnęła poza wodę, by zacząć płakać. Od razu zwinęła się w kłębek. Prawie… Prawie umarła! Nastroszony do niej podszedł, jakby nigdy nic. Przecież… Utopiła się prawie!
- No i co ryczysz? Jesteś nocniakiem czy pieszczoszkiem?
Siorbnęła nosem. To było trudne pytanie. Bo w końcu… Nie była chyba pieszczochem? No może tak, ale… Nie czuła się tak. Ani nie była do końca kotem z klanu!
- N-nie wiem!
- Zła odpowiedź - walnął ją w pysk łapą bez pazurów. - Powtórz kim jesteś
Piszcząc złapała się za pyszczek, próbując dojrzeć, czy nie ma tam żadnej nowopowstałej rany. Całe szczęście nie. Nie zranił jej. Wszystko było pod kontrolą…
- N-nie wiem! N-naprawdę!
Znów jej dał w pysk, z kamiennym wyrazem twarzy, jakby nic to dla niego nie znaczyło.
- Jeszcze raz, kim jesteś?
Załkała cicho. Musiała odpowiedzieć tak jak chciał, prawda?
- P-pieszczochem!
- Dobrze. Więc pieszczochu... Wracaj do obozu - rzucił, kierując kroki we wspomniane miejsce. Smutna poszła za Nastroszonym, dalej drżąc z zimna. Była do niczego. Nic jej nie wychodziło. Czemu tu dalej była?
- J-już?- zapytała z nadzieją, mając nadzieję, że to koniec.
- Tak. I teraz machaj łapami. Równomiernie. Dalej - powiedział, gapiąc się na nią tak dziwnie. Nie ruszyła się, nerwowo oddychając. Musiała oderwać łapy od podłoża? Przecież… Połknie wodę!
- A-ale ja się utopię!
- Nie utopisz! Machaj łapami i głowę trzymaj do góry. Jak będziesz tonąć to cię wyciągnę na brzeg - miauknął, jakby mówił o jakiejś głupocie. Nie mogła tego zrobić! Na pewno jej nie wyciągnie i tam umrze, ryby ją zjedzą!
- N-nie! J-ja się utopię! Chcę wracać!
- Rób. To. - rozkazał twardo. - Obiecuje, że cię uratuje. Dalej
Zaczęła nerwowo odrywać łapy od podłoża i od razu zanurkowała, kaszląc i krzycząc, przez co jeszcze bardziej łykała wody. Umiera! Umiera! Chciała wypluć ciecz, ale bezskutecznie. Dopiero po chwili poczuła jak kocur łapie ją za kark i wyciąga z wody.
- Nie panikuj tak! Prawie ci wyszło.
Kasłając machała nerwowo łapami. Drżącą i przemoczona szybko czmychnęła poza wodę, by zacząć płakać. Od razu zwinęła się w kłębek. Prawie… Prawie umarła! Nastroszony do niej podszedł, jakby nigdy nic. Przecież… Utopiła się prawie!
- No i co ryczysz? Jesteś nocniakiem czy pieszczoszkiem?
Siorbnęła nosem. To było trudne pytanie. Bo w końcu… Nie była chyba pieszczochem? No może tak, ale… Nie czuła się tak. Ani nie była do końca kotem z klanu!
- N-nie wiem!
- Zła odpowiedź - walnął ją w pysk łapą bez pazurów. - Powtórz kim jesteś
Piszcząc złapała się za pyszczek, próbując dojrzeć, czy nie ma tam żadnej nowopowstałej rany. Całe szczęście nie. Nie zranił jej. Wszystko było pod kontrolą…
- N-nie wiem! N-naprawdę!
Znów jej dał w pysk, z kamiennym wyrazem twarzy, jakby nic to dla niego nie znaczyło.
- Jeszcze raz, kim jesteś?
Załkała cicho. Musiała odpowiedzieć tak jak chciał, prawda?
- P-pieszczochem!
- Dobrze. Więc pieszczochu... Wracaj do obozu - rzucił, kierując kroki we wspomniane miejsce. Smutna poszła za Nastroszonym, dalej drżąc z zimna. Była do niczego. Nic jej nie wychodziło. Czemu tu dalej była?
<Wspaniały Nastroszony>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz