*skip do nowych terenów*
Razem z synem wyruszył nad rzekę. Mroczna Gwiazda był czujny przez całą drogę, ze względu na niebezpieczeństwa, które czyhały na nich z każdej strony lasu. Niemal nie znali własnych terytoriów, i chociaż trochę tu już mieszkali, wciąż musieli się przyzwyczaić.
Wtedy też w trzcinie dojrzał błysk srebrnego futra, które kojarzył, aczkolwiek nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Czy Bylica naprawdę fatygowałaby się aż do Klanu Wilka?
Mimo wszystko, znając tą staruchę, było to możliwe.
Już wkrótce sylwetka podniosła głowę do góry i widząc ich, zaczęła przeskakiwać kamienie wyłaniające się zza rzecznego nurtu. Kocur nic nie powiedział, jedynie syknął na syna, by łaskawie stał i nie robił nic durnego, jak to miał w zwyczaju.
Chłoda na moment zamurowało; najwidoczniej rozpoznał Bylicę. Ostrożnie podszedł do boku lidera, obserwując staruchę zimnym wzrokiem.
— Witaj, Mroczny Omenie. Ciebie też miło widzieć, już pewnie nie Chłodna Łapo — miauknęła — jest ktoś z wami, czy mogę wejść? Bo nie widzi mi się za bardzo stanie na śliskim kamieniu.
— Mroczna Gwiazdo — poprawił ją chłodno. — I Słodki Kwiatuszku. Możesz wejść, bo mam z tobą coś do przegadania — mruknął, obmierzając ją wzrokiem. Specjalnie użył karnego imienia syna, by go pogrążyć. Chłód jednak nie odezwał się, lustrując samotniczkę wrogim spojrzeniem.
Bylica weszła delikatnie, acz ostrożnie mierząc go wzrokiem. Zachowywała swój stary uśmiech, choć była bardziej uważna, słysząc jego ton.
— No no, widzę, że uzyskałeś awans, gratulacje. — rzekła z szacunkiem opuszczając głowę — I ciekawe imię twój syn otrzymał. Całkiem ładne — miauknęła. — A więc, o czym chciałeś pogadać? — spytała.
— O naszej umowie — zmrużył oczy, spoglądając na nią uważnie. — Przyniosłaś tutaj siebie, ale czy znalazłaś Ryś? Bo jeśli nie, to uwierz mi, nie byłabyś najszczęśliwsza, gdy już dorwę twoją córkę. Hm? — mówił wbrew pozorom spokojnie, ale wymownie i pod pewną groźbą. — Mój syn także doskonale wie, o czym mówię.
Mógłby wciąż bawić się z Bylicą, ale powoli tracił cierpliwość. Srebrna była mu coraz mniej potrzebna, ponieważ zostawiła Ryś na starych terenach, a szansa na jej złapanie znacząco zmalała.
Samotniczka nie okazała strachu. Spojrzała na niego tylko chłodno z kamiennym wyrazem twarzy.
— Jak widzę grozisz mi. Ale ty też nie złapałeś swojego celu, więc ja...mogę ci zagrozić tak samo. Że nigdy przyniosę ci Ryś w zamian, jeśli dostanę tylko truchło zamiast żywej córki — miauknęła. — sam nie masz dobrych wieści, więc jak widzę, wiele lepszy ode mnie nie jesteś, o ile w ogóle. Już nie powiem, jak nierozważnym jest grozić kotu, z którym ma się umowę, a który wie, kogo chcesz w swe łapy, i jako jedyny jest w stanie tę osobę złapać. I zrobić z nią, co mu będzie na łapę. Zależnie od twego ruchu —miauknęła. — jeśli masz zamiar mi się wygrażać, to mogę sobie stąd pójść. I już więcej nie zobaczysz ani mnie, a już na pewno Rysiej. — miauknęła. — bo szczerze? Córka nie jest już taka ważna dla mnie, jak była kiedyś. Więc jeśli ją zabijesz, to nie będę jakoś strasznie rozpaczała, tylko po prostu dobiję też twoją Ryś własnołapnie. Nawet, jeśli chciałbyś ją też ukatrupić, to raczej nie będziesz się cieszył, jeśli zrobi to ktoś inny. — rzekła z powagą.
Podszedł krok do przodu, wysuwając dumnie brodę.
— Byłaś na tyle głupia, Bylico, by naopowiadać mi o swoich biednych dzieciątkach, złapanych wcześniej przez Nocniaków. Dorwanie twojej córki nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu, moja droga; jest tuż tuż. A uwierz mi, mam doświadczenie w porywaniu. Za to ty, musiałabyś wracać na stare tereny, a wiek ci nie dopisuje — uśmiechnął się lekko. — Nie, moja droga, nie jestem głupi, nawet jeśli mnie za takiego uważasz. Jednak nie jestem tu, by cię pouczać... Mogę jednak zdradzić, że czegokolwiek nie zrobisz, będę na wygranej pozycji. — miauknął. — Od tego mam swoich wojowników, kochana, więc gdybyś postanowiła zdechnąć wcześniej, czy próbować iść na stare tereny, by zabić moją złotą rybkę, to nim przemierzysz chociaż dziesięć odległości lisa, złapią cię i rozszarpią jak najgorsze ścierwo. Nie dążę do wojny między nami, jednak jeśli tego właśnie chcesz, to nie będę się opierać. Nie radziłbym jednak.
Dojrzał, że syn także podszedł do przodu, równając się z nim w jednej linii.
— Zamiast rzucać groźbami, wykonaj swój cel. Znam twoją córkę, rozmawiałem z nią — powiedział. — Jeżeli ci na niej nie zależy, to po co tu przyszłaś? I po co w ogóle opuszczałaś tamto miejsce bez kotki, na której nam zależy? — zauważył.
— Sam mi zacząłeś grozić, kochany, więc się nie dziw, że ci odpowiadam tym samym. I ja też mam swoje szerokie możliwości, droga Mroczna Gwiazdo, a to, że jestem stara, nic a nic mi nie przeszkadza. Nie boję się o to, że coś zrobisz mojej córce, bo dla mnie też jest taką złotą rybką, jak dla ciebie Ryś. Chcę ją mieć, ale nie jest mym głównym celem, bez którego będzie mi jakoś bardzo źle. A co do twoich wojowników...to oni też mnie za bardzo nie przerażają. Znam klany, znam wasze style walki. I nawet jeśli przewodzi nimi kot taki jak ty, inteligentniejszy niż większość ze wszystkich, jakich znałam i pewnie wielu, których nie poznałam, to dalej, mam swoje sposoby. Myślisz, że bez powodu żyję tak długo? — spytała — a co do tego, co powiedziałeś ty, Słodki Kwiatuszku — rzekła, nie odsuwając się ani trochę. —Powtórzę jeszcze raz na nowo, bo chyba nie zakapowałeś, o co mi chodzi; Nie, że mi na niej nie zależy, ale jestem w stanie przeżyć jej stratę — rzekła. — jest po prostu...kimś, kogo chętnie bym znów powitała u siebie, ale nie jest to dla mnie konieczne. A po co opuszczałam? Powiedzmy, że to nie była do końca rzecz, co do której miałam wybór. Ryś raczej też nie. — rzekła. — Klany też nie miały. Chyba wszyscy wiemy, czemu opuściliśmy stare tereny i osiedliliśmy się tu, darujmy więc sobie takie głupie pytania, nie wnoszące nic do dyskusji, młodzieńcze — rzekła. — A przyszłam tu, choć nie wiedziałam, że klany poszły w to samo miejsce, co ja. Miałam nadzieję na miłą pogawędkę, ale jak widzę jednak się myliłam. — dodała.
— Groźba? Jedynie zwróciłem na coś uwagę. Wybierałaś się na nasze tereny, nie mając Rysiej Pogoni. Czy wiesz, jak to się dla ciebie może skończyć? Ja cię jedynie ostrzegam — wymruczał spokojnie, nie spuszczając z niej wzroku. — A więc zależy ci na twojej córce na tyle, by zawrzeć ze mną umowę, ale jednak nie na tyle, by jej brak był dla ciebie odczuwalny? Przeczy to niektórym twoim słowom... — zaśmiał się cicho. — Nie sądzisz, że zbyt pochlebnie o sobie mówisz? — postąpił kolejny krok do przodu. — W rzeczy samej doceniam twoje umiejętności, ale stara samotniczka z bandą podrostków nie równa się całemu klanowi. I jeśli masz w swoje garść jakiejkolwiek inteligencji, w co nie wątpię, to nie będziesz wplątywała się w wrogi stan z nami. Uwierz mi, jeśli chcę, potrafię być szczególnie okrutny. Klan Wilka nie jest taki, jak pozostałe klany. Zawiedziesz się, jeśli nas nie docenisz — dodał. — Ach, Bylico... Jeśli chcesz żyć w tym świecie, musisz się przyzwyczaić, że nie każdy będzie miał ochotę na miłą pogawędkę z tobą. — zamruczał melodyjnie. — Jesteśmy różni, ale to, co nas łączy, to fakt, iż każdy z nas ma własne cele. I każdy z nas chce do nich uporczywie dążyć. A więc nie dziw się, że mógłbym połamać ci kości i przelać całą krew, by zyskać to, co pragnę. Nie mówię, że to zrobię, ale... powinnaś zdawać sobie z tego sprawę. Jestem zdziwiony, że przeżyłaś tak długo i to ja muszę uczyć cię sztuki życia. Po co te nerwy, Bylico? Jeśli zechcesz wypełnić swojej części umowy, to nie będziemy mieli powodu do sporów, a żadne z nas nie wysunie pazurów. Przemyśl to sobie.
Chłód zmrużył oczy. Podszedł bliżej, mordując samotniczkę wzrokiem. Gdy Mroczna Gwiazda skończył mówić, syn dodał.
— To dziwne... Chcesz ją, ale i nie chcesz... Skoro tak, to po co brałaś w ogóle udział w zawieraniu z naszym liderem umowy, wiedząc że twoja porażka może się dla ciebie źle skończyć?
— Już ja wiem, co miałeś na myśli i mej to uwadze nie uszło — powiedziała ze spokojem. — poza tym, myślisz że kot z moją inteligencją, skoro sam przyznałeś, że ją posiadam, wejdzie na twe tereny, trzymając Rysią? To nie było by mądre posunięcie. Mógłbyś mi ją zabrać, nie oddać mi tego, za co bym ci ją przyniosła i mi coś zrobić. Lepiej jest się spotkać na neutralnym, otwartym terenie. Nie mówię, że was nie doceniam, a mówię o sobie pochlebnie, bo to ty, Mroczna Gwiazdo, nie doceniasz mnie. Nie powiem ci w jaki sposób, ponieważ to by było zanadto ułatwieniem. Sam musisz to wykombinować. — miauknęła. — I nie nazywaj lepiej moich dzieci podrostkami, nie są już kociętami. Sama bym mogła ciebie nazwać podrostkiem czy też młodzieniaszkiem, w porównaniu ze mną jesteś dopiero co urodzonym kocięciem, o Chłodzie już nie mówiąc. — zaśmiała się. — naprawdę, jak ten czas szybko leci…a co do tego, co powiedziałeś o pogawędkach, to kłuje to bardzo me stare serce. Ale ostatnio tak dobrze nam się gadało, że aż mi się przykro zrobiło, że od razu o krzywdzie mej córki coś tu insynuujesz. I masz rację, nie ma potrzeby używać żadnych pazurów. Chętnie dotrzymam swojej części umowy, ale nie pod groźbą. Słodki Kwiatuszku, twój ojciec chyba rozumie, o co mi chodzi, więc nie będę strzępiła języka. — dodała tylko w odpowiedzi na wypowiedź rudego.
Czy naprawdę musiał strzępić język?
— Moglibyśmy rozmawiać tak w nieskończoność, jednak słowa czynom nie są równe i nigdy nie będą. Wiek nie jest równoznaczny z mądrością, moja droga. — rzucił. — Jeśli oboje będziemy ze sobą współpracować, żadne nie będzie musiało wykonywać poleceń pod groźbą. Wszystko zależy od ciebie, Bylico... Nie sądzisz, że się rozgadaliśmy? — uśmiechnął się. — Może i dobrze się znamy, ale wciąż jesteś traktowana jako intruz. Masz dziesięć uderzeń serca, by się stąd wynosić, a w przeciwnym wypadku mój syn zwoła patrol. Życzę miłego dnia — miauknął spokojnie.
Słysząc to, srebrna otworzyła szeroko oczy, ale szybko wskoczyła na kamienie. Biegnąc poślizgnęła się na śliskim kamieniu, gdzieś przy końcu drogi, i nie dość, że uderzyła o niego brodą, to jeszcze wpadła do wody z piskiem.
Rudzielec wbił wzrok w Bylice, słysząc słowa Mrocznej Gwiazdy. Widząc zwiewającą kotkę, posłał jej zaskoczone spojrzenie. Wydał z siebie niezadowolony pomruk.
— No i po zabawie...
A lider musiał przyznać, że nie spodziewał się, że kotka stchórzy. A jaki miał ubaw, gdy wpadła do wody. Jednak nie zaśmiał się, ani nawet nie uśmiechnął; miał kamienną twarz i patrzył uważnie w tafle nurtu, ciekaw, czy jej głowa się wynurzy, czy może kotka utopi się i zdechnie.
— Niezłe widowisko nam załatwiła — wyszeptał do syna. — Hej, ty! Żyjesz? — zawołał głośniej. W międzyczasie, zwrócił głowę w kierunku syna i bez słowa zamachnął się łapą i uderzył go w mordę. Dobrze się dziś spisał.
Rudy przerwał przyglądanie się wodzie, w której tonęła srebrna i pokręcił nosem, otwierając i zamykając go parę razy, nie mogąc powstrzymać uśmiechu oraz zadowolonego spojrzenia.
— Dzięki — mruknął, przyglądając się rzece.
Lider nic nie odpowiedział, jednak nie skomentował jego radości. Zasłużył sobie na ból... Nie dał się ponieść emocjom i w zimny sposób konfrontował się z Bylicą.
Czarny van nie przestawał obserwować wody. Bylicy wciąż nie było widać na powierzchni. Dopiero później wynurzyła się i wyskoczyła na drugi brzeg, przemoczona do suchej nitki.
<Chłód?>
Ha dobrze jej tak!
OdpowiedzUsuń