Nie mógł w to uwierzyć. Miał dosyć, po prostu dosyć! Miodunka była nienormalna! Nie sądził, że pokusi się o taki emocjonalny szantaż. Bał się o swoją siostrę, o Lukrecję. Jeszcze z nim nie rozmawiał, ale będzie musiał. Inaczej... Inaczej szylkretka go ubije i wrobi go w to całe morderstwo albo co gorsza, biedną Nic! Nie chciał jej znać. Nie chciał jeść, chciał umrzeć, bo jego istnienie nie miało już dłużej sensu. Chociaż... Czy kiedykolwiek miało?
Poczuł jak kotka się na niego rzuca. Przeturlał się, krzywiąc pysk, rzucając jej niezadowolone spojrzenie, gdy się zatrzymali.
- Nie. Sama sobie jedz! - Był uparty. Nie chciał jeść! Nie rozumiała tego? Czemu jak nie do związku, to zmuszała go do przełknięcia czegoś, co nie mogło mu przejść przez zaciśnięte gardło? Miał... Miał tego dość.
- To możemy zjeść razem - miauknęła, liżąc go w pysk.
Odsunął głowę do tyłu, nie chcąc by ta ponownie złożyła na nim swój pocałunek. Brzydziło go to. Tak bardzo. To nie było przyjemne, wręcz ohydne. Nie miało nic z delikatności, romantyczności, jaką czuł, gdy całował się z kremowym kocurem.
- Zostaw mnie! Nie chcę! Nie będę nic z tobą jadł! Nie mam ochoty! - trwał przy swoim, buntując się coraz bardziej.
Wbiła w niego wzrok wielkich, ciemno zielonych oczu w odpowiedzi, po czym znów go przygniotła.
Skrzywił się, bo nie była wcale lekka.
- Nie. Powiedziałem coś. Nie chcę i już! - Położył po sobie uszy, wijąc się pod nią, by wydostać z tego uścisku.
To, że się zgodził z nią być, nie oznaczało, że miał zamiar brać udział w jej miłosnych zabawach! Chciało mu się ryczeć, a nie znosić te jej czułości, które tak mu zbrzydły, że nie potrafił już na nią patrzeć! Ale na co on liczył? Znał kotkę, słyszał co mówiła. Nigdy nie odpuści. Nie spodziewał się jednak, że ta zapłonie nagle jakąś dziwną agresją. Zaczęła obracając się, wałkować jego ciało.
To... To było potworne! Poczuł jak jego trzewia wywróciły się na drugą stronę, a ból rozlał się po nim, jakby miał zaraz zostać zmielony. Starał się przekręcić na grzbiet, czując w gardle pieczenie spowodowane cofaniem się treści jego żołądka.
- Przestań, bo zwymiotuje!
- A zjesz? - spytała, kontynuując czynność.
- Nie! - zakasłał, przełykając żółć zbierającą mu się w gardle. - Teraz nie mam apetytu - Zaczął odpychać ją od siebie łapami.
Czemu go krzywdziła za to, że nie chciał jeść?! To było chore! Nienormalne! Nawet nie wspomniał przy tym nic o Lukrecji! A ta, mimo jego słów, mimo zaprzeczeń, przygniotła go ponownie.
- To ja tu sobie spokojnie poczekam, aż będziesz głodny - rzekła, leżąc na nim, po czym zaczynając go czule wylizywać.
To był koszmar! Ten jej język błądził ponownie po jego ciele. Ta ślina, którą poznał już aż za dobrze. Zawył jak ranne zwierzę, próbując ją ponownie odepchnąć oraz przekręcić się na brzuch. Byle uciec od jej języka, jej śliny, całej jej!
- Zostaw mnie!
Nie przejęła się jego skowytem. Leżała na nim dalej, kontynuując te tortury. A niby kocury to te silne jednostki! Nie potrafił się jednak jej pozbyć, chociaż próbował z całych sił. A może to przez brak apetytu stracił to coś?
- Przestań! Nie chcę! Daj mi spokój! - sapnął, piorunując ją wzrokiem. - To nie jest fajne!
- Nie mogę ci dać nie jeść - uświadomiła go, nie przerywając go oblizywać.
- A-ale ja nie mam apetytu! - rzucił na swoje usprawiedliwienie. - A twoje lizanie jeszcze bardziej mi to obrzydza. Zejdź... ze mnie, proszę...
Już czuł wzbierające łzy. Łamał się, kruszył. Smutek zalewał go coraz bardziej i bardziej. Brzydził się siebie, swojego ciała i tego jak był traktowany. Jak rzecz... Nie kochała go. To były kłamstwa. Pragnęła jego upokorzenia. Była... Potworem.
Ku jego zdziwieniu ta naglę wstała, po czym wróciła na ich wspólne legowisko.
Nie miał pojęcia co się stało. Czyżby jego modlitwy zostały wysłuchane? Odetchnął z ulgą, nie ruszając za nią. Przekręcił się na brzuch, próbując opanować bolący żołądek. Zamknął oczy, zwijając się w kłębek, bo wojowniczka dość mocno nadwyrężyła jego ciało. Czuł jak ta obserwowała go z odległości, jak jej wzrok przedziera się przez niego na wskroś, wypalając mu dziurę w czaszce.
Nie chciał do niej wracać. Nie po tym co mu zrobiła.
Wstał ciężko na łapy, podchodząc do piszczki. Wziął ją w pysk, po czym wyniósł z powrotem na stos, odkładając tam. Teraz nie miała czym go nakarmić. Następnie usiadł pod jakimś drzewem, zwieszając smętnie łeb. Nie podeszła do niego, chociaż czuł jak nie spuszczała z niego oczu. Czekała aż wróci? Dobre sobie! Nie zamierzał!
Oparł głowę o drzewo, uspokajając szalejący żołądek. Nie wyszło to jednak dobrze, bo zaraz pobiegł w krzaki i zwymiotował. Trwało to chwilę. Cofnął się dysząc i krzywiąc pysk, bo śmierdziało tam jak nie wiem, natrafiając po chwili na Miodunkę. Czyli jednak za nim poszła! Mógł się tego spodziewać... Już nigdy się od niej nie uwolni .
- To twoja wina - rzucił oskarżycielsko.
Kotka położyła płasko uszy, zaciskając zęby.
- Nic nie powiesz? - zdziwił się, bo ta zawsze dużo trajkotała mu nad uchem. - Brzuch mnie boli... - jęknął. Chciał tak bardzo teraz przytulić się do mamy, ale nigdy oczywiście jej nie miał. Nie wiedział czym były te kojące słowa czy też matczyne ciepło. Był sierotą. Okropnym wyrzutkiem.
- To... może pójdź do Plusk? - zasugerowała.
- P-pójdę - Ominął ją, po czym skierował kroki do medyczki.
Ta na szczęście dała mu coś, dzięki czemu wrócił na mech, kładąc się na nim, by nieco odpocząć i czując jak jego brzuch powoli się uspokaja. Odetchnął z ulgą. Dobrze, że jeszcze nie odmawiali mu ziół. Wtedy jak nic, czułby się jak najgorszy śmieć.
Miodunka widząc, że powrócił, podeszła do niego, po czym położyła się obok. Zignorował to, bo nie miał ochoty z nią dalej walczyć. Obraziła się, czuł to, ale miał to gdzieś.
Leżał więc, marząc o swoich spotkaniach z Lukrecją. Na samą myśl o kremowym, na pysku pojawił mu się uśmiech. Zasnął dość szybko. Nawet nie zarejestrował faktu, że mimowolnie przysunął się do kotki, wtulając się w nią, łaknąc ciepła drugiego cała.
***
Zostali zmuszeni znów maszerować. To go wybudziło ze snu. Nie chciało mu się wstawać i iść. Ale trzeba było. Ich wędrówka jeszcze się nie zakończyła. Wstał ciężko na łapy, czekając aż Miodunka się podniesie i weźmie Skorupka. Przywykł już do tej dziwnej rutyny. Była okropna. A Lukrecja? Po nim nie było nawet śladu. Dziwił się, że nie widział co się działo. Że nie wracał do niego... Nie spali razem...
Rozmyślania przerwała liliowa, która chwyciła ślimaka i powlokła się obok niego za resztą kotów, bardzo śpiąca.
Nie rozumiał co się dzieję. Miała jakieś ciche dni? Nie wiedział co o tym myśleć. Z jednej strony to dobrze. Może przestanie go lizać. Jednak im dłużej wędrowali, coraz bardziej odczuwał pewien dyskomfort. To było bardzo do niej niepodobne. Cisza się przeciągała i trwała tak do czasu, aż ponownie nie zatrzymali się na postój.
Wtedy też usiadł przy kotce, patrząc na nią pytająco.
- Obraziłaś się?
- Jestem...dziwnie... zmęczona... - wyjaśniła, dysząc po marszu, po odłożeniu Skorupka.
Rozszerzył oczy z przerażenia, a serce mu przyspieszyło, gdy w jego głowię zaświtała pewna myśl. Czy to ciąża?! Nie znał objawów, ale... Ale coś z nią było naprawdę nie tak! Zaczął się hiperwentylować, kręcąc głową. Spokojnie... Może to wędrówka. Na pewno... Czemu zakładał od razu czarne scenariusze?! To jednak nie pomogło mu się uspokoić. Musieli to sprawdzić. Teraz!
- T-to idź do P-plusk... Z-zbada cię - pisnął, ledwo wypowiadając słowa.
To był koszmar! Nie mógł być ojcem! Nie mógł! Nie chciał!
- M-może tak z-z-zrobię... - Podniosła się ociężale, udając się do matki.
Odprowadził ją wzrokiem, nie mogąc się uspokoić. O nie, o nie. To na pewno to. Był skończony! Czekał na jej powrót, siedząc jak na igłach, by dowiedzieć się co dokładnie jej było. Wiercił się i zaciskał zęby, próbując opanować zżerający go stres.
Gdy tylko szylkretka rzuciła mu się w oczy, pobladł. Zaraz zemdleję. Ta zanim podzieliła się "złą" nowiną, ułożyła się obok niego, zdyszana.
- Powiedziała, że mam to zjeść i potem usnę. - tylko tyle powiedziała, po czym zlizała nasionka z łapy i ułożyła się na mchu, zasypiając natychmiastowo.
To... To nie tego się spodziewał. Gapił się na nią, nie wiedząc co ona odwalała. Jak to? Poszła spać? Tak sobie? Chwilę wbijał w nią wzrok, oczekując że ta nagle wstanie i powie, że to żart. Tak się jednak nie stało. Nie wierzył w swoje szczęście! Naprawdę usnęła! Mógł... Mógł uciec... Na chwilę... Do Lukrecji... Cicho wycofał się od wojowniczki, smakując z radością wolności.
***
Zniknął sobie na pół dnia, wracając później do tej zmory, jak gdyby nigdy nic. Co ona mówiła? Że dostała mak? A może jej go podawać... Wtedy uwolniłby się już od niej na zawsze, a ta by nie była w stanie nawet się podnieść, czy też o nim myśleć, zamroczona przez sen! Te przemyślenia przerwało mu burczenie w brzuchu. Nie jadł w końcu od dwóch dni. Za bardzo jednak był podekscytowany obejściem umowy z kotką, by coś przełknąć. Oblizał więc tylko pysk, zauważając jak jego "partnerka" przeciągnęła się, szukając go od razu wzrokiem. Szybko ukrył radosny uśmiech, by nie zaczęła podejrzewać go o spotkanie z Lukrecją...
- C-co Plusk mówiła? - Jeszcze raz zapytał.
- Powiedziała, że aż dziw że jestem tak wyczerpana bez powodu. Może to nasze kociaki wysysają ze mnie energię? - spytała.
Zamarł. Nie. Nie. Nie. Nie! To jednak się mylił?! Jednak była w ciąży?! Panika ponownie go zalała. Czy naprawdę kocica nie mogła zrobić czegoś raz a porządnie? Sądził, że medyczka zbadała swoją córkę dokładnie. W tym brzuch! Czemu Miodunka nie powiedziała jej, że może mieć takie podejrzenia?
Pokręcił szybko głową.
- N-nie mówiła ci? Znaczy... powinna cię zbadać. J-jeśli są, to... to ona to ci powie. - Chciał znów ją wepchać w łapy partnerki Bzu, byle dowiedzieć się jaka była prawda.
- Nie miała za bardzo czasu... A ja byłam tak roztargniona, że aż zapomniałam! - odparła smutno.
- T-to idź teraz i ją zapytaj - miauknął, czując suchość w pysku.
I wtedy właśnie zarządzono wymarsz. Los chyba sobie naprawdę z niego drwił! Jak miał się dowiedzieć prawdy, gdy rzucano mu kłody pod łapy?!
- Rzesz! - przeklęła, waląc ogonem - że też akurat teraz, no naprawdę...
- N-no nic... T-to na następnym postoju - zasugerował, kierując się za zbierającymi się kotami, pełen czarnych myśli. Nic nie zrobi. Musiał przeczekać te uderzenia serca, aż słońce zejdzie nieco niżej.
Miodunka chwyciła Skorupka w zęby, po czym podążyła za nim.
***
Szli i szli, a on wręcz zamartwiał się, co czai się w brzuchu kotki. Czy naprawdę zostanie ojcem? Lukrecja kazał mu się nie przyznawać do kociąt. Ale... ale jak? Teraz musiał być z Miodunką, by go ochronić. Jeżeli tego nie zrobi to... Tak... Wciąż o tym myślał. Nie potrafił przestać. To mu tak łamało serce...
Postój wybił go z tego stanu, na co poderwał głowę. To był już ten moment. Ten czas. Teraz nie było wyjścia. Nic już im nie powinno przeszkodzić.
- Idź do Plusk - polecił. - Chcę widzieć...
Naprawdę chciał. Nosiło go. Bardzo. Serce ponownie zaczęło łomotać mu w piersi, a niepokój rósł i rósł, ściskając go coraz bardziej.
Kotka ruszyła w stronę Plusk, ale zaraz się zatrzymała.
- A...a pójdziesz z-z-ze mną? - spytała nieśmiało, grzebiąc łapą w ziemi.
Miał iść z nią? W zasadzie... Mógł. Tylko... Obawiał się reakcji medyczki na to, o co zamierzali zapytać. Miał nadzieję, że Plusk nie urwie im głowy na wieść, że Miodunka może być w ciąży. Niepewnie kiwnął łbem i na drżących łapach, poszedł z nią do jej matki.
- M-mamo? - miauknęła niepewnie, podchodząc do rudej, która układała niesione wcześniej zioła.
- Słucham? - zwróciła się do liliowej szylkretki.
- Y...bo...mmm...możesz zbadać...y.... - Posłała mu spojrzenie, błagając o pomoc.
Chciała by to on powiedział?! Naprawdę go nie kochała. Teraz się o tym przekonał. Sadystka! Dobrze, że jej ojciec był głuchy i wydawał się miłym kotem z pyska, bo chyba zszedłby tam na zawał, gdyby jeszcze on naglę się zjawił i zrobił mu burę życia za tknięcie jego córeczki.
- Bo? - zapytała jej matka, przekręcając łeb. - Co się stało?
Zestresował się, patrząc to na jedną, to na drugą. Musiał to zrobić. Inaczej... Nie dowie się nigdy... W zasadzie mógłby, gdyby ta urodziła, ale sam fakt! Powinien wziąć się w garść! To tylko jedno zdanie! Da radę! Był zdeterminowany i właśnie dlatego udało mu się wykrzesać z siebie resztki odwagi.
- Sprawdź czy jest w ciąży - rzucił prosto z mostu, chcąc już wiedzieć czy kotka nosi w sobie kocięta.
- W ciąży? - medyczka zaniemówiła.
Czekał na krzyki, na wyzwiska. Był przecież niegodny miana zięcia. Był nikim...
Miodunka pokiwała głową, grzebiąc łapą w ziemi. Najwidoczniej przyznanie się do tego, też sprawiało jej ogromną trudność.
- Sądziłam, że nie - przyznała, patrząc się na nią podejrzliwie. - Myślałam, że jest inaczej. Wydawało mi się, że Nikt się ciebie boi. No cóż, w takim razie, podejdź do mnie.
Bo bał się jej! Przecież nie powie jej prawdy, bo Miodunka zabiję nie tylko Lukrecje, ale też swoją matkę. Wojowniczka podeszła do Plusk, cała w nerwach, a on czuł jak napięcie coraz bardziej wypełnia powietrze. Gapił się na nie dwie, czekając w napięciu na werdykt. Jak się dowie, że będzie ojcem, pójdzie i nie wróci. A może ucieknie z Lukrecją z Owocowego Lasu? To też był plan.
- A właśnie, jak tam ten twój kaszel? - zapytała, oglądając kotkę.
- Lepiej. - odparła.
Czemu wzięło je na takie pogaduszki?! Właśnie teraz?! Ogon zaczął bić coraz bardziej zniecierpliwiony o ziemię. Kiedy się dowie? No kiedy?! Prawie rwał tam futro z uszu!
Kiedy tylko medyczka przestała ją badać, od razu stanęła naprzeciwko nich i zamachała ogonem w uldze.
- Nie, nie jest w ciąży - oznajmiła.
Odetchnął z ulgą. Na szyszki! Jak dobrze! To wszystko co go nosiło, nagle go opuściło. Odprężył się, a na pysk wypłynął mu radosny uśmiech.
- Jak dobrze... - palnął, nie myśląc, że powiedział to na głos.
Zauważył jak Miodunka ociera oczy łapą. Płakała? Dlaczego? To była dobra nowina! Nie mieli kociąt! Przylgnęła do niego, a on zamarł. Miał nadzieję, że nie powie zaraz... By to powtórzyć...
- Jak to "jak dobrze"?! - spytała, patrząc na niego ze smutkiem w oczach.
Odsunął się od niej speszony. Naprawdę zależało jej na tych glutach? Przecież byli na to za młodzi! A zresztą... Nie nadawał się na ojca.
- Nie chciałem kociąt - poinformował ją. - Naćpałaś mnie w końcu. - Położył po sobie uszy.
- Miodunko, nie złość się na mnie, ale czy to trochę nie za wcześnie na kocięta? Co dopiero byłaś uczniem, myślę, że wiesz co mam na myśli.- Słysząc co powiedział, kotka zamrugała - Naćpałaś go? - wysyczała. - Czy się przesłyszałam?
- Wcale nie! Sam do mnie taki przyszedłeś! - miauknęła. - Czemu ciągle mnie o takie rzeczy posądzasz?! - zwróciła się do niego, zaraz odpowiadając matce. - On tak ciągle uważa, a to nie prawda! Pewnie ćpał z Lukrecją! - warknęła, strosząc ogon - To Lukrecja ma coś nie tak z głową, wielu potwierdzi!
C-co... Zarzuca mu kłamstwo? Że co? Że był ćpunem, że to wina Lukrecji? Nie mógł uwierzyć w te fałszywe oszczerstwa. Może... Może i wziął kocimiętkę, ale... Ale pamiętał tylko noc z kremowym. To... To nie było tego samego nawet dnia! Gniew i gorycz wypełniła jego pierś. Poczucie sprawiedliwości, wyrywało się na wolność.
- Nieprawda! Ona mnie naćpała, nie on! Zmusiła mnie... do tego - Zwiesił łeb. - To nie wina Lukrecji! - bronił kochanka.
- Co ci znowu odbija?! Wanilia potwierdzi, że Lukrecja robi takie rzeczy, nie ja! - Tupnęła łapą zła.
- Miodunko - zawarczała Plusk, ryjąc pazurami w ziemi. - Nie sądzisz, że to chore? Nikomu nie życzę przeżywania tego co ja. Nikomu. Byłam o krok od zabicia się. Nie chciałam tych kociąt! To było wbrew mojej woli. A teraz zrozum, że Nikt czuje się tak, jak ja wtedy!
Kocica była zgwałcona? Rzucił jej smutne spojrzenie. Rozumieli się. Oboje. W końcu... Jej córka zrobiła z nim to samo.
- D-dziękuję - miauknął do medyczki.
- Co?! - wysyczała szylkretka - Serio wierzysz że bym coś mu zrobiła?! Jak go kocham?! - wysyczała. - Czyli mam rozumieć, że nigdy nie chciałaś ani mnie, ani nikogo z mojego rodzeństwa, tak?! Nigdy nas nie kochałaś tak naprawdę?! A ja myślałam, że to Lukrecja jest zakałą! - warknęła.
Słysząc jej krzyki, skulił się. Zaraz ją zabiję! Własną matkę! W co on się wplatał!
- Zostałam zgwałcona - oznajmiła starsza kocica, a jej sierść się zjeżyła. - Nie chciałam mieć kociąt z potworem. Rozumiesz? Masz obsesję. To nie jest miłość. Żałuje, że kiedykolwiek ci zaufałam. To był błąd. Jesteś taka sama.
Słysząc co powiedziała, już wiedział, że będzie miał przewalone u Miodunki. Gdyby się nie odezwał... Nie rozpoczęłaby się ta kłótnia. Nie miałby na sumieniu zniszczenia ich więzi. Zaczął ryczeć, kiwając się do przodu i do tyłu. Co on narobił?!
Wojowniczka spojrzała na matkę wielkimi oczami. Zamilkła, wpatrując się w nią.
- Że też urodził mnie taki potwór, co nawet własnych kociąt nie kocha... - miauknęła cicho - nie jesteś moją matką. Moim jedynym rodzicem jest Bez. - dodała, odchodząc na pięcie.
- Nie jestem potworem. Potworem był Wiatr. To jego wina - syknęła głośno tak, by odchodząca córka ją usłyszała. - Nikt, zostań tu - prychnęła. - Nie idź za nią.
Został tak jak kazała, bo bał się podążyć za Miodunką. Ona go przecież zje. Rozszarpie, podepcze i znów przeturla się po jego brzuchu! Dalej ryczał, plując sobie w pysk, co takiego narobił. Mógł się zamknąć! Mógł siedzieć cicho! Co on narobił!
- Ha. Czyli miałam racje, że ten palant doprowadził do twojego strachu, przed wypuszczeniem nas ze żłobka. Szkoda że mnie też uważasz za kogoś takiego, bo Nikt plecie bzdury i daje się omotać Lukrecji. Żegnam. - dodała.
Uniósł wzrok na odchodzącego potwora, a widząc że jej kroki nie skierowały się ku tymczasowemu legowisku, a w stronę jego siostry, zamarł. Ona chyba nie chciała...
- Nie ufaj jej - mruknęła ruda. - Ja zaufałam potworowi i skończyłam zgwałcona, z blizną na pysku. Nikomu tego nie życzę.
Nie dotarły do niego jej słowa. Liczyło się dla niego teraz dobro Nic. Zabiję ją. Zabiję. Straci siostrę, bo okazał się egoistą, który wolał ratować swój tyłek! Nigdy by sobie tego nie wybaczył! Nigdy! Musiał iść... Iść za nią. Za tą zmorą, która budziła w nim coraz większy strach.
- W-wybacz Plusk. D-d-doceniam radę, ale... J-ja muszę... Muszę iść... - pisnął, szybko podążając za kotką. - W-wybacz mi... że zniszczyłem twoją rodzinę. - jeszcze do dodał, goniąc w panice za liliową.
- Nie idź do cholery jasnej - Usłyszał jeszcze, ale nie zareagował.
Bo strach o dobro siostry, zwyciężył nad rozsądkiem.
<Miodunko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz