Wronia Łapa zmierzał na trening. Był przerażony. Po tym, co powiedział mu ostatnio Krzaczasty Szczyt, zaczął się go bać jeszcze mocniej. Z resztą, kogo on się nie bał? Każdy kot, nawet kocię, wywoływało w nim lęk. I jak tu normalnie funkcjonować, kiedy każdy go nie cierpi? Nie radził sobie. Rzeczywistość cholernie go przerażała.
— Wronia Łapo — warknął kremowy. — Słuchasz mnie, czy nie?
Potrząsnął łbem, wyrywając się z przemyśleń. Był głupi! Rozmyślał o bzdurach, kiedy ten coś do niego mówił. Wstyd mu było za siebie.
— W-wybacz, Krzaczasty Szczycie — pisnął, uciekając wzrokiem. — J-już tak nie będę, to ostatni raz!
— Nie skoml tak, nie musisz mnie błagać o wybaczenie, po prostu popraw swoje zachowanie i tyle — mruknął, odwracając się od niego. — Dzisiaj będziemy ćwiczyć wspinaczkę. Chodź za mną.
Pokiwał głową i ruszył za nim. Zrobili parę kroków i zatrzymali się pod całkiem sporym, ładnym drzewem. Liści nie miało już prawie wcale. Wszystkie spadły na ziemię wraz z powiewami wiatru.
— Patrz na mnie — miauknął żółtooki. — Nie rozmyślaj teraz o niczym, tylko skup się.
Cętkowany wysunął pazury i wbił je w korę drzewa. Szybkim ruchem podciągnął się do góry. Zrobił tak jeszcze dwa razy aż w końcu wlazł na jedną z wystających gałęzi. On też miał tak robić? To wyglądało na niemożliwe. Jego mentor Był dużym i silnym kotem, a on? Był jakimś paskudnym, wychudzonym czymś, co nawet tropić nie potrafiło.
— Teraz ty — rzucił poleceniem wojownik.
Przełknął ślinę, strosząc się. To było niewykonalne! Zapewne zleci i zrobi z siebie pośmiewisko. Każdy będzie na niego patrzeć. Wszyscy będą się śmiać. A on, spali się ze wstydu. Niepewnie wysunął pazury, posuwając je w stronę drzewa. Podskoczył lekko, tak jak jego mentor. Nie miał tyle siły, by się na nim utrzymać! Zapiszczał, rysując pazurami w korze. Zjechał na dół, a w oczach zebrały mu się łzy.
— A ten znowu ryczy — syknął Krzaczasty Szczyt. — Przestań się mazgaić! Do roboty!
Na jego krzyk łzy spłynęły mu po polikach. Zacisnął zęby i trzepnął ogonem. Ponownie wbił szpony w drzewo, podciągajac się do góry.
— Jest dobrze — pochwalił go kremowy. — Teraz podciągnij się do góry znowu, tak jak przed chwilą.
Skinął łbem i z całej siły, próbując nie spaść, szarpnął do góry. Nie chciał, by ten na niego krzyczał. Tak bardzo chciałbyć normalnym, pożytecznym kotem. Pragnął tego.
— Brawo, bekso — zaśmiał się głośno żółtooki kocur. — Aż takie to straszne było?
Sapnął, wpełzając na miejsce obok kocura. Zrobił to! Udało się! Może coś jeszcze z niego będzie!
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz