Ostatkiem sił na jego jeszcze zaszarżował, ale czarny uskoczył, przerywając już tą bezsensowną szarpaninę. Zdał. Tylko tyle mu powiedział, gdy zaczął kierować kroki ku obozowi. Ruszył za nim, krzywiąc się, bo padał z łap, a jeszcze przydałoby się zgarnąć po drodze jakąś pajęczynę, która zatamowałaby krwawienie.
Kiedy jego łapy przekroczyły próg jaskini, lider zabrał głos, mianując go ostatecznie wojownikiem. Przemowa podobna do poprzedniej, lecz nieco inna, rozniosła się echem po grocie. Złożył przysięgę, po czym zetknął się z liderem barkiem. Jego imię nie zmieniło się, ale miejsce odpoczynku owszem. Gorzej miał się jednak fakt do tego, że Aksamitna Łapa została jakąś Chmurką i na pewno już tam na niego czekała. Dobrze, że jednak przed tym miał odbyć nocne czuwanie. Medyk jednak przed tym zajął się jego skaleczeniami, po czym usiadł przed wejściem, nie odzywając się do nikogo, tak jak kazał ich obyczaj. To było bardzo relaksujące doświadczenie. Był tylko on i księżyc oraz odległy szum fal.
Mógłby w zasadzie i codziennie tak wypatrywać zagrożeń. Od zawsze był czujny i potrafił wyłapać nawet pisk mewy, gdy tego nie potrzebował. Ale za ten spokój... Było warto.
No i nie miał nad głową trajkoczących kotów, którzy na siłę starali się go poznać i włączyć do ich społeczności. Nie zależało mu na brataniu się z kimkolwiek i posiadaniu przyjaciół. Trzeba było jednak do tego przywyknąć, skoro miał z nimi spędzić kolejne księżyce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz