w końcu ostatnie dłuższe opko z nadrabiania fabuły
Został wybrany jako jeden z tych, którzy mieli za zadanie obronić Klan Wilka spod pazurów niejakiego Stwórcy. Nadeszła pierwsza taka walka w jego życiu.
Wszystko przez pojawienie się trójnogiego, liliowego kocura, nie bez powodu posiadającego imię Potrójny Krok. Opowiedział o całej sytuacji Mokrej Gwieździe. Historia medyka rozniosła się po spokojnym Klanie Burzy w mgnieniu oka. Wkrótce na językach każdego z wojowników, uczniów czy królowych widniał tylko jeden temat: więźniowie z lasu.
Biały został jednym z wybranych, którzy mieli zapisać się w karty losu, pisanego przez nich samych. Jeden z wyzwolicieli. Być może, dzięki jego pazurom, zdoła przyczynić się do wymierzenia sprawiedliwości oprawcom.
- Orliku, wiem o decyzji Mokrej Gwiazdy - zagadała białego Konwaliowe Serce. Zapach kotki wydawał się mniej intensywny niż zazwyczaj, każdy kosmyk futra odstawał w innym kierunku, a żółte oczy wyglądały na zmęczone i smutne. - Proszę cię o jedno, przekaż Świtającej Masce, że nadal o nim pamiętam. I nigdy nie zapomnę. Burza i Stokrotka rosną i... Wszystko z nimi dobrze.
Biały zacisnął zęby. Cała sytuacja go denerwowała. Ćwiczył od szóstego księżyca walkę, uśmiercił tyle zwierząt, widział śmierć bliskich sobie kotów, a wizja świadomego pozbawienia życia innego rozumnego kota nie uśmiechała mu się wcale. Gdyby Koniczynka żyła, nie opuszczałaby najmłodszego syna ani o krok, uspokajałaby go. Teraz to część cynamonki, gdzieś zatopiona w duszy Orlikowego Szeptu, próbowała ukoić nerwy kocura. Serce biło mu rytmicznie, a pełne troski słowa czarnej medyczki nie uspokoiły tego mięśnia.
- Nawet nie wiem, jak on wygląda - odpowiedział zgodnie z prawdą Orlik. Nie chciał robić na złość przyjaciółce, ale po prostu zapominał detali wyglądu u ukochanego Konwalii. Nie przykładał do tego głowy. Pamiętał jedynie, że widział go jako ucznia na jednym ze zgromadzeń. Już wtedy próbował poderwać Konwaliowe Serce. Taka drobna próba zaimponowania kotce skończyła się zakazanym uczuciem i trójką dzieci-wpadek.
- Morskie oczy, płowa sierść. Na pewno go rozpoznasz - miauknęła czarna.
Odszedł w milczeniu, po drodze zaglądając do Cętkowanego Kwiatu i swoich dzieci. Pożegnał się z nimi, czując na karku chłodny powiew śmierci. Nikt nie obiecał mu, że wróci żywy. Mógł paść na ziemię podczas pierwszej bijatyki i umrzeć na skutek wykrwawienia.
Postanowił walczyć, chociaż z wątpliwościami i strachem we własnym sercu.
***
Walka się zaczęła. Mokra Gwiazda poprowadził burzaków na tereny Klanu Wilka. Gdy dotarli do obozu, Stwórca i jego popleczniczy od razu zaatakowali.
Orlikowy Szept nie zauważył, kiedy zaczął się bronić. Czując ostrość czyiś pazurów, odpychał własnymi kończynami niechcianych wrogów. Syczał, wściekle machał ogonem, drapał i gryzł każdego, kto się do niego zbliżył.
Nikogo nie próbował zabić. Nie chciał, lecz wiedział, że w końcu ta chwila nadejdzie, szybciej niż grom od Klanu Gwiazdy.
Wziął kilka głębokich oddechów, chcąc się uspokoić, by panować nad każdym swoim ruchem. Jedno złe posunięcie, a trafi na drugą stronę. Umrze, zostawiając dzieci i Cętkowany Kwiat samych.
Pod nogami wylądowało mu ciało jednego z klifiaków.Orlikowy Szept odskoczył, sycząc złowrogo. Gęste, półdługie futro zwiększyło swoją długość o co najmniej połowę. Każdy zmysł wojownika się wyostrzył, przygotowując się do bójki. Nieco ochłonął, widząc, że ktoś inny, z Klanu Wilka, szarpał się z klifiakiem. Osobnik ze zniewolonego stada z lasu gryzł wroga i zadawał mu rany.
- Doskonale.... Rób tak dalej, a padniesz szybciej - mruknął spokojnym tonem więzień, dotykając językiem krwi, wypływającej z ran kocura z Klanu Klifu. Następnie roześmiał się i dostrzegł obecność białego.
Orlik rozpoznał go od razu. Połowe futro, morskie oczy. Świtająca Maska.
On. Ten, który przysporzył Konwaliowemu Sercu tyle cierpienia. Ten, w którym medyczka bezgranicznie zakochała. Cały pysk płowego pokryty był plamami czerwonej posoki, a wzrok wydawał się pełen wściekłości i żądzy zemsty.
- Orlikowy Szept... No, no, nie spodziewałem się, że spotkamy się w tak krwawym momencie - miauknął point, wstając i szepcząc coś do ucha klifiakowi.
Orlikowy Szept chciał się cofnąć. Widział w sposobie poruszania się nowopoznanego dzikość, pewność i grację. Przełknął ślinę. Skupił się całym sobą na Świtającej Masce nie wiedząc, czego się po nim spodziewać. Z opowieści czarnej płowy wydawał się delikatny i uczuciowy, lecz przed chwilą ranił, bez żadnych zachamować, jednego z popleczników Stwórcy, czym zaprzeczał wcześniejszym słowom Konwalii. Bitwa o wolność stała się tylko tłem, a odgłosy szarpaniny i jęków wyciszyły się.
- Skąd mnie znasz? - odruchowo miauknął biały, wzdychając cicho. - Świtająca Maska... To ty.
-No, no, jednak masz jakąś tam mądrość w tej główce. Znasz tajemnicę Konwalii, pomagałeś jej podobno przez większość życia... Więc nie obawiaj się mnie - mówił spokojnym tonem płowy. - Mam za to idealną propozycję... Zabij tego kocura. Pokaż mi swoje umiejętności. Chcę cię poznać, a w czasie bitwy wychodzą najlepsze cechy każdego kota... Co patrzysz takim wzrokiem, godnym wystraszonego pisklęcia? Ofiara leży plackiem. Lepiej, żeby kolejny zły stracił życie. Świat stanie się piękniejszy! - dodał po chwili, śmiejąc się głośno.
Burzak przełknął ślinę. Nie spodziewał się takiego zagrania ze strony wilczaka, który sam wyglądał na pełnego wrogości.
- P-po co? Sam możesz go zabić. W końcu... To... Jeden z tych, którzy cię gnębili - odpowiedział Orlikowy Szept. Starał się podtrzymać kontakt wzrokowy z płowym.
- Ojoj, chyba nie znasz powagi sytuacji. Otóż... Zobacz. Jesteś na polu bitwy. Mokra Gwiazda przybył tutaj ze swoją własną zgrają, która ratuje Klan Wilka. Każdy klifiak to twój wróg, nasz wróg - mówił Świt, dokładnie akcentując każdy wyraz. Dopiero w tej chwili Orlikowy Szept zauważył, że płowy nie posiada ogona. Przeszedł go dreszcz, co biedny morskooki musiał przeżyć, tracąc go. Konwaliowe Serce nie miauczała nic o kalectwie pointa, więc leśny kocur musiał utracić kawałek ciała niedawno. - Jesteś na polu walki. Wyglądasz na dorosłego kocura, który dawno ukończył swój trening. Zabiłeś tysiące zwierząt, a przed pozbawieniem życia wrogiego kota zaczynasz wątpić? Mleczowy Kwiat - mówił płowy, pokazując ogonem na leżącego. - zasługuje na śmierć.
- N... Nie. Sam widziałem, jak się nim zajmowałeś, więc... Chyba to twoja ofiara. Nie moja - powiedział niespokojnym tonem biały.
Powieka pointa drgnęła z irytacji. Nie wyglądał na cierpliwego.
Uwaga, dalej może być mniej przyjemnie dla wrażliwszych czytelników, dlatego dalsza część czytana na własną odpowiedzialność.
- Jednak to prawda... Każdy z Klanu Burzy to cholerny pacyfista... - mruknął pod nosem Świtająca Maska. W ułamku chwili podszedł do towarzysza i wgryzł się w lewe ucho białego, z frędzelkami na szczycie. Zrobił to tak mocno, że Orlikowy Szept odskoczył, drapiąc pointa po pysku. Krzyk niebieskookiego zlał się z dźwiękami bitwy. Kocur z Klanu Burzy widział przed sobą mroczki. Czuł okropny ból, a następnie spływające krople krwi. Mało brakowało, by stracił fragment własnego ucha. Wiedział, że po bitwie będzie zmuszony do udania się do medyków. Inaczej wda się zakażenie.
- To ostrzeżenie. Następnym razem się mnie posłuchaj od razu. Nie wiesz, co oni mi uczynili, więc nie baw się w myśliciela, tylko działaj! - mówił Świtająca Maska. Odwrócił głowę w stronę Mleczowego Kwiatu. Klifiak wstał i zamierzał zaatakować kogoś z Klanu Burzy. - DZIAŁAJ! BIEGNIJ, ZABIJAJ GO! - krzyknął wściekły płowy.
Orlikowy Szept działał pod wpływem impulsu. Zaczął biec, nie zwracając już uwagi na pointa. Skoczył na Mleczowy Kwiat, wbijając mocno pazury w jego ciało. Następnie dwa kocury stanęły do ciężkiej walki. Każde z nich korzystało z nabytej wiedzy. Szastali pazurami, ostrymi jak nigdy, w kierunku słabych punktów przeciwnika. Syczeli, warcząc przy okazji raz po raz. Z tego pojedynku mógł wyjść żywy tylko jeden kot.
Był nim Orlikowy Szept.
Dalej jest nieco mniej przyjemny fragment, dlatego czytasz ciąg dalszy na własne ryzyko
Mleczowy Kwiat rozszarpał ucho białego wojownika, rozdzierając je wręcz na pół. Wrzask Orlikowego Szeptu rozległ się po otoczeniu, a sam biały... Poczuł wściekłość i gniew. Ten sam, który poczuł po dowiedzeniu się o śmierci Bluszczowej Poświaty.
Siłą całego swojego ciała przewrócił klifiaka na ziemię, przygniatając go. Obnażył kły, wydając z siebie gardłowy warkot. Patrzył w oczy wroga, widząc w nich strach i przerażenie. Biały położył przednią łapę na gardle kocura, odcinając dopływ tlenu. Mleczowy Kwiat dusił się, kaszląc. Próbował się wyrwać, machając wściekle kończynami.
Nie okaże mu żadnej litości. Nie po tym, jak odebrał mu ucho. Może nadal połówka tkwiła na swoim miejscu i nie ogłuchnie od tego, lecz został pozbawiony jednej pary fredzęlków.
Świtająca Maska podszedł do nich od tyłu. Przytrzymał przednimi kończynami ogon klifiaka, aby wróg nie ruszał tą częścią ciała.
- Orlikowy Szepcie, nie przedłużaj. Niech ginie. Wycierpiał tyle, ile miał. Rób to - miauknął point.
Biały wykonał nakaz. Zębami rozszarpał gardło Mleczowego Kwiatu. Z gniewu rozdrapał resztę ciała klifiaka. Klatkę piersiową, pysk, tułów, ogon, kończyny. Jeden z przybocznych Stwórcy zginął rozszarpany. Po działaniu kocura z Klanu Burzy z dawnego wojownika ciało wroga przypominało bardziej krwawą breję niż kota.
Orlikowy Szept ochłonął dopiero po zakończeniu "dzieła", słysząc cichy chichot Świtającej Maski i widząc krew na swoim futrze.
Stał i milczał, wgapiony w resztki ciała Mleczowego Kwiatu.
Podobno zrobił dobrze. Zabił wroga. Jednak sumienie mówiło białemu co innego. Zamordował z czystą przyjemnością. Skrywał w głębi siebie myśliwego, który był zasłonięty miłością, skierowaną ku zmarłej rodzinie i obecnie żywej.
***
Orlikowy Szept przesiedział kilka dni po bitwie w legowisku medyków. Stracił połowę ucha i zyskał kilka blizn, które pozostaną z nim na zawsze. Myślami starał się nie wracać do Mleczowego Kwiatu i poznania Świtającej Maski. Pamiętał, jak płowy patrzył bez cienia emocji na zwłoki zabitego, nie robiąc sobie z tego nic.
Biały nie odczuwał nerwów związanych z zaistniałą sytuacją, ponieważ medycy podawali mu ziarna maku, aby dobrze przeszedł kurację ran.
Pozostał przez jeden księżyc w Klanie Wilka. Leśne stado potrzebowało wsparcia i pomocy przy odbudowaniu swojego obozu. Wychudzeni więźniowie na powrót stali się wojownikami i uczniami. Wraz z Orlikiem została między innymi Mniszkowy Kwiat, która omijała brata szerokim łukiem. Zapewne widziała młodszego od siebie w akcji, przez co potwierdziły się zmyślone przez nią (na początku) informacje na temat Orliczka-mordercy, które wmawiała Bluszczowej Poświecie. Niebieskooki nie podejmował z nią dyskusji. Nigdy się między nimi nie polepszy, stracił już nadzieję.
***
Nim wyruszył, poczuł dotyk łapy Świtającej Maski na swoim karku. Orlikowy Szept nie marzył o ponownym kontakcie z partnerem Konwaliowego Serca. Nie przepadał za nim. Poobserwował kocura kilka dni i zachowanie płowego wydawało mu się nieco podjerzane. Morskooki stronił od towarzystwa.
- Posłuchaj... Nie będę cię zagadywał zbyt długo, bo masz kawał terenu do przejścia. Obiecaj mi tylko jedno, miej oko na Konwaliowe Serce. Pilnuj jej. Niech nie stanie jej się żadna krzywda. Inaczej pożałujesz - miauknął płowy, dotykając delikatnie pazurem zdrowego ucha wojownika z Klanu Burzy.
Orlikowy Szept przełknął ślinę, pomyślał o utracie połowy drugiego ucha. Nie uśmiechało mu się to za nic w świecie. I tak na ciele widniało sporo blizn, które będą mu przypominać o walce o dobro Klanu Wilka.
Spojrzał Świtowi prosto w oczy. Spokojny, niebieski odcień spotkał się z morską tonią.
- Zamierzam się nią zajmować. To moja przyjaciółka.... Żyj sobie... I... Powodzenia czy coś... Nie wiem, jak będziesz dalej żył, ale... No... Uważaj na siebie, gnojku - powiedział Orlikowy Szept.
Spotkał się z krzywym uśmieszkiem płowego.
Biały ruszył w kierunku Klanu Burzy, zostawiając w tyle zakopane ciała klifiaków, las, Klan Wilka i Świtającą Maskę.
Powrócił do domu, nie chcąc niepokoić wilczaków swoją dłuższą obecnością w ich domu.
Historia cierpienia się zakończyła, przynajmniej na chwilę obecną.
Świtająca Maska spojrzał na jaśniejące nad nim gwiazdy. Podniósł kącik ust w drwinie, gdy pomyślał o Orlikowym Szepcie, który złożył mu obietnicę dbania o Konwaliowe Serce. Nie wiedział, czy biały dotrzyma słowa.
Point zdołał się uspokoić, chociaż nadal widział przez własne myśli obraz wściekłego kocura z Klanu Burzy, który przy odpowiednim pokeirowaniu zmieniłby się w maszynę masowego mordu.
Płowy oszalał przez cierpienie, nie posiadał własnego ogona, zyskał wiele blizn, przestał zwracać uwagę na sprzeczne w nim uczucia.
Po prostu czuł spokój. Spełnienie. Może odrobinę tęsknoty za Konwaliowym Sercem i buntowniczym spojrzeniem Nocy.
Wiedział jedno, jego życie miało stać się spokojne, przynajmniej na te kilka księżyców.
Siłą całego swojego ciała przewrócił klifiaka na ziemię, przygniatając go. Obnażył kły, wydając z siebie gardłowy warkot. Patrzył w oczy wroga, widząc w nich strach i przerażenie. Biały położył przednią łapę na gardle kocura, odcinając dopływ tlenu. Mleczowy Kwiat dusił się, kaszląc. Próbował się wyrwać, machając wściekle kończynami.
Nie okaże mu żadnej litości. Nie po tym, jak odebrał mu ucho. Może nadal połówka tkwiła na swoim miejscu i nie ogłuchnie od tego, lecz został pozbawiony jednej pary fredzęlków.
Świtająca Maska podszedł do nich od tyłu. Przytrzymał przednimi kończynami ogon klifiaka, aby wróg nie ruszał tą częścią ciała.
- Orlikowy Szepcie, nie przedłużaj. Niech ginie. Wycierpiał tyle, ile miał. Rób to - miauknął point.
Biały wykonał nakaz. Zębami rozszarpał gardło Mleczowego Kwiatu. Z gniewu rozdrapał resztę ciała klifiaka. Klatkę piersiową, pysk, tułów, ogon, kończyny. Jeden z przybocznych Stwórcy zginął rozszarpany. Po działaniu kocura z Klanu Burzy z dawnego wojownika ciało wroga przypominało bardziej krwawą breję niż kota.
Orlikowy Szept ochłonął dopiero po zakończeniu "dzieła", słysząc cichy chichot Świtającej Maski i widząc krew na swoim futrze.
Stał i milczał, wgapiony w resztki ciała Mleczowego Kwiatu.
Podobno zrobił dobrze. Zabił wroga. Jednak sumienie mówiło białemu co innego. Zamordował z czystą przyjemnością. Skrywał w głębi siebie myśliwego, który był zasłonięty miłością, skierowaną ku zmarłej rodzinie i obecnie żywej.
***
Orlikowy Szept przesiedział kilka dni po bitwie w legowisku medyków. Stracił połowę ucha i zyskał kilka blizn, które pozostaną z nim na zawsze. Myślami starał się nie wracać do Mleczowego Kwiatu i poznania Świtającej Maski. Pamiętał, jak płowy patrzył bez cienia emocji na zwłoki zabitego, nie robiąc sobie z tego nic.
Biały nie odczuwał nerwów związanych z zaistniałą sytuacją, ponieważ medycy podawali mu ziarna maku, aby dobrze przeszedł kurację ran.
Pozostał przez jeden księżyc w Klanie Wilka. Leśne stado potrzebowało wsparcia i pomocy przy odbudowaniu swojego obozu. Wychudzeni więźniowie na powrót stali się wojownikami i uczniami. Wraz z Orlikiem została między innymi Mniszkowy Kwiat, która omijała brata szerokim łukiem. Zapewne widziała młodszego od siebie w akcji, przez co potwierdziły się zmyślone przez nią (na początku) informacje na temat Orliczka-mordercy, które wmawiała Bluszczowej Poświecie. Niebieskooki nie podejmował z nią dyskusji. Nigdy się między nimi nie polepszy, stracił już nadzieję.
***
Nim wyruszył, poczuł dotyk łapy Świtającej Maski na swoim karku. Orlikowy Szept nie marzył o ponownym kontakcie z partnerem Konwaliowego Serca. Nie przepadał za nim. Poobserwował kocura kilka dni i zachowanie płowego wydawało mu się nieco podjerzane. Morskooki stronił od towarzystwa.
- Posłuchaj... Nie będę cię zagadywał zbyt długo, bo masz kawał terenu do przejścia. Obiecaj mi tylko jedno, miej oko na Konwaliowe Serce. Pilnuj jej. Niech nie stanie jej się żadna krzywda. Inaczej pożałujesz - miauknął płowy, dotykając delikatnie pazurem zdrowego ucha wojownika z Klanu Burzy.
Orlikowy Szept przełknął ślinę, pomyślał o utracie połowy drugiego ucha. Nie uśmiechało mu się to za nic w świecie. I tak na ciele widniało sporo blizn, które będą mu przypominać o walce o dobro Klanu Wilka.
Spojrzał Świtowi prosto w oczy. Spokojny, niebieski odcień spotkał się z morską tonią.
- Zamierzam się nią zajmować. To moja przyjaciółka.... Żyj sobie... I... Powodzenia czy coś... Nie wiem, jak będziesz dalej żył, ale... No... Uważaj na siebie, gnojku - powiedział Orlikowy Szept.
Spotkał się z krzywym uśmieszkiem płowego.
Biały ruszył w kierunku Klanu Burzy, zostawiając w tyle zakopane ciała klifiaków, las, Klan Wilka i Świtającą Maskę.
Powrócił do domu, nie chcąc niepokoić wilczaków swoją dłuższą obecnością w ich domu.
Historia cierpienia się zakończyła, przynajmniej na chwilę obecną.
Świtająca Maska spojrzał na jaśniejące nad nim gwiazdy. Podniósł kącik ust w drwinie, gdy pomyślał o Orlikowym Szepcie, który złożył mu obietnicę dbania o Konwaliowe Serce. Nie wiedział, czy biały dotrzyma słowa.
Point zdołał się uspokoić, chociaż nadal widział przez własne myśli obraz wściekłego kocura z Klanu Burzy, który przy odpowiednim pokeirowaniu zmieniłby się w maszynę masowego mordu.
Płowy oszalał przez cierpienie, nie posiadał własnego ogona, zyskał wiele blizn, przestał zwracać uwagę na sprzeczne w nim uczucia.
Po prostu czuł spokój. Spełnienie. Może odrobinę tęsknoty za Konwaliowym Sercem i buntowniczym spojrzeniem Nocy.
Wiedział jedno, jego życie miało stać się spokojne, przynajmniej na te kilka księżyców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz