mega dawno temu, zima
Tym razem nie było mu do śmiechu, pod żadnym względem. Konwaliowe Serce próbowała pozbawić siebie życia, a on został jej głównym strażnikiem. Pilnował czarnej, aby ta nie dotknęła nawet pazurem kocimiętki, trujących ziół czy nawet maku. W żółtych ślepiach kotki widział pogarszające się szaleństwo i zanikającą chęć życia. Znajdowała się w trudnej sytuacji. Jeżowa Ścieżka, Cętkowany Kwiat i Orlikowy Szept starali się nie wprowadzać medyczki w gorszy nastrój, ale niestety Konwalia ciągle miauczała o swoim złym stanie wewnętrznym.
Zamienił się z jednym z wojowników, ponieważ odbył swoją wartę. Szedł przed siebie, niezadowolony. Co się dziwić, spędził kilka godzin z bardzo bliską dla niego osobą, która chciała z wielkim utęsknieniem zakończyć życie na ziemi.
Śnieg skrzypiał pod nogami białego. Na chwilę przystanął, biorąc kilka głębokich wdechów. Z nosa kocura wyleciała para wodna, a do niego samego dotarł chłód panujący w dzisiejszym dniu.
Chwilę potem oberwał śnieżką.
Rozejrzał się i zauważył czającego się z tyłu Mokrego. Na pysku niebieskiego zauważył delikatny uśmiech.
- To...To ty we mnie rzuciłeś?! - zdziwił się biały, rozszerzając oczy ze zdziwienia. Nie spodziewał się takiego ruchu ze strony starszego od siebie. Mokra Gwiazda pozostawał poważny wobec otoczenia i Orlik nigdy nie widział go podczas zabawy.
- Owszem, ja. Coś w tym złego? - zapytał się Morky z cieniem rozbawienia w oczach.
W odpowiedzi Orlikowy Szept uformował swoją śnieżkę i od razu rzucił nią w kocura. W ciągu kolejnych minut dwójka dorosłych i, teoretycznie, poważnych kotów urządziła śnieżny pojedynek. Ukrywali się w zaspach, żeby tylko nie oberwać białą kulką. Śmiali się w głos jak małe kociaki, a reszta Klanu Burzy patrzyła na nich, następnie dołączając do walki na śnieg i rzut.
Bitwa na śnieżki przedłużyła się aż do wieczornego posiłku. Wymęczeni wojownicy od razu udali się wspólnie do stosu ze zwierzyną.
Na polu walki pozostali tylko Mokra Gwiazda i Orlikowy Szept. Patrzyli na siebie zdyszani, a gdy uspokoili oddech, zaśmiali się.
- Musimy to kiedyś powtórzyć! - miauknął biały. Buzowała w nim energia, której od dawna nie czuł. Zapomniał na chwilę o obecnych problemach, czując się jak mały kociak.
- Kto wie, jutro o tej samej porze? - zapytał się Mokra Gwiazda.
Orlikowy Szept kiwnął głową na tak. Czekał na rewanż, bo chciał po raz ponownie trafić w czoło lidera. Niezależnie od tego, czy przegra, czy wygra.
wiosna
Wiał lekki wiatr, a słońce świeciło intensywnie, gdy Orlikowy Szept udał się na pierwsze wiosenne polowanie. Usiadł na maszynie Dwunożnych, uważnie obserwując teren. Ostatnie kilka dni klan jadł mniej, ponieważ zaczęło brakować zwierzyny. Na szczęście coraz więcej zwierząt budziło się z zimowego snu i chodziło po rozległych terenach Klanu Burzy.
Kocur wziął głęboki wdech. Zdawało mu się, że poczuł czyiś zapach. Od razu zeskoczył z maszyny, przyjął pozę łowiecką i na obniżonych kończynach zbliżał się do ofiary. Nasłuchiwał każdego dźwięku i uważał, by nie nadepnąć na nic. Przez drobny błąd ofiara mogła uciec przez nagłe pęknięcie gałęzi.
Skoczył na zwierzę, które.... Okazało się Mokrą Gwiazdą. Orlikowy Szept od razu zszedł z ciała niebieskiego, z podkulonym ogonem.
- Klanie Gwiazdy, myślałem, że jesteś zającem! - miauknął biały. Co za wpadka! Jak mógł nie rozpoznać przywódcy własnego klanu? - Co tu robisz?
<Mokra Gwiazdo?>
co ja robię? weny szukam
OdpowiedzUsuń