*w uj dawno temu*
Słuchał i słuchał słów Szyszki, nie mogąc uwierzyć w jej słowa. Chciała go przyjąć do swojego klanu! Rudzielec zerwał się na łapy, krzywiąc się nieznacznie, gdy przed oczami pojawiły się czarne plamki. Na jego mordce widniał szeroki uśmiech, pokiwał szybko głową twierdząco. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mu, że będzie członkiem innego klanu, to by go wyśmiał. Teraz jednak wiedział, jak cholernie życie potrafi być zawrotne i dlaczego nie warto trzymać się wszystkiego aż tak kurczowo. Wschód uśmiechnął się pokrzepiająco, skinieniem głowy zachęcając by się nareszcie odezwał. Faktycznie Szyszka wraz z Nostalgią czekały dosyć długo na odpowiedź. — O-oczywiście, ż-że chc-cę! D-dziękuję S-szyszko! — pisnął rozanielony. Czarna kotka również uśmiechnęła się łagodnie, szturchając w bok swoją zastępczynię, która łypała na rudzielca spodełba.
— Witaj w owocowym lesie, mysi bobku — burknęła Nostalgia, po czym zerknęła ukradkiem na liderkę.
Nareszcie miał dom, gdzieś mógł czuć się bezpiecznie...
— Więc było was aż dziewięciu? Wow, twój tatusiek to miał rozmach skubany — Wschód pokręcił łbem z niedowierzaniem. Zatrzymał się na chwilę przy roślinie, wąchając ją ostrożnie.
— T-taaak... Wiesz... S-pora rodzinka... — bąknął, obserwując, jak medyk zrywa kilka młodych liści — T-to gwiazdnica?
— Skąd wiedziałeś?
— J-jak miałem z-złamane łapy, to uczyłem się o-o ziołach
Wschód pokiwał głową w zadumie, zerkając na niebo. Zanosiło się na deszcz, jednakże mieli jeszcze trochę pracy do wykonania, której lepiej było nie odkładać na jutro. Szyszka może i leżała obecnie z brzuchem niczym balon, jednakże oboje zdawali sobie sprawę, że jest ona w stanie zmyć im głowy. Poza tym, była jeszcze Nostalgia, ta dopiero by się z nimi nie cackała i spuściła im ostry wpierdziel. Leszcz zadrżał na samą myśl, jednakże odrzucił ją szybko, nie chcąc psuć sobie humoru.
— Tata mówił, ż-że miał jeszcze s-siostrę. Czerem-mchę. P-ponoć umarła jak była koci-iakiem. Mówił też, ż-że moja b-babcia, Leśny Strumień uciek-kła z klanu — miauknął spokojnie, samemu zrywając kilka listków — Chciałbym j-ją poznać, wiesz? — dodał zaraz, przyglądając się przyjacielowi, który wlepiał w niego ślepia w taki sposób, jakby właśnie z nieba zstąpił sam calutki klan gwiazdy.
— W-wschodzie? — Leszcz trącił go łapą w bark, na co kocur podskoczył, wracając powoli do rzeczywistości. Nadal jednak patrzył się na niego dziwnie.
— Leśny Strumień?
Teraz to Leszcz wybałuszył ślepia jak ostatni głupi, sprawiając wrażenie, jakby piąta klepka mu się zacięła. Poruszył puchatą, białą końcówką ogona, nie mogąc uwierzyć w słowa medyka.
— T-tak. Znasz j-ją?
— To moja babcia, Leszczynku… Przybyła do dawnego klanu lisa razem ze swoją ukochaną, Pszczelim Żądłem. Później miały trójkę kociąt… Jednym z nich była moja mama
— O-osz cholera — wyjąkał, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Na zamianę uśmiechał się i przybierał nieodgadniony wyraz pyszczka. Jego babcia była też babcią Wschodu? Czyli… byli rodziną? Pokręcił głową, nie potrafiąc w to uwierzyć.
— Czekaj, czekaj — Wschód pomachał łapą, siadając na trawie — Daj mi pomyśleć — podrapał się po brodzie, wydając z siebie chrapliwe “hmmm” — Czyli Leśna jest moją babcią, nie?
— Nom
— I jest też twoją babcią, racja?
— N-na to wychodzi
— Czyli że...
Oboje zamilkli, spoglądając na siebie z szerokimi uśmiechami, jak ostatni wariaci. Wschód był jego kuzynem. A on był kuzynem jego. Byli rodziną, taką serio serio prawdziwą. Leszcz szczerzył się jak głupi do sera, nim oboje krzyknęli w tym samym momencie.
— JESTEŚMY RODZINĄ!
Po czym padli sobie w objęcia, rozklejając się na dobre.
— Um… dzień dobry, przyniosłem ci wiewiórkę Szyszko — miauknął nieśmiało, rzucając zdezorientowane spojrzenie Leszczynie.
— Witaj w owocowym lesie, mysi bobku — burknęła Nostalgia, po czym zerknęła ukradkiem na liderkę.
Nareszcie miał dom, gdzieś mógł czuć się bezpiecznie...
*jakiś czas później. Szyszka w ciąży, Leszczu się klimatyzuje w ol*
Szli obok siebie, rozglądając się dookoła a poszukiwaniu potrzebnych ziół. Leszczynek opowiadał przyjacielowi, bo trzeba było przyznać, że dwa rudzielce dogadywały się niesamowicie dobrze, do tego sprawiali wrażenie jakby znali się dobrze niczym łyse konie, jak to o mało nie zszedł na zawał widząc mordę swojego wujka a zarazem przyszłego mentora. Lubił wspominać Wilcze Serce, nigdy tego nie przyznał, lecz czarny paskudny kocur był jego inspiracją, podobnie jak ojciec. Rudzielec otworzył mordkę ponownie, tym razem opowiadając ze smutkiem o swojej rodzinie, którą miał kiedyś w nieistniejącym już klanie wilka. Dopiero teraz sobie uświadomił, że praktycznie połowa wilczaków była z nim spokrewniona. Mimowolnie zaśmiał się pod nosem. — Więc było was aż dziewięciu? Wow, twój tatusiek to miał rozmach skubany — Wschód pokręcił łbem z niedowierzaniem. Zatrzymał się na chwilę przy roślinie, wąchając ją ostrożnie.
— T-taaak... Wiesz... S-pora rodzinka... — bąknął, obserwując, jak medyk zrywa kilka młodych liści — T-to gwiazdnica?
— Skąd wiedziałeś?
— J-jak miałem z-złamane łapy, to uczyłem się o-o ziołach
Wschód pokiwał głową w zadumie, zerkając na niebo. Zanosiło się na deszcz, jednakże mieli jeszcze trochę pracy do wykonania, której lepiej było nie odkładać na jutro. Szyszka może i leżała obecnie z brzuchem niczym balon, jednakże oboje zdawali sobie sprawę, że jest ona w stanie zmyć im głowy. Poza tym, była jeszcze Nostalgia, ta dopiero by się z nimi nie cackała i spuściła im ostry wpierdziel. Leszcz zadrżał na samą myśl, jednakże odrzucił ją szybko, nie chcąc psuć sobie humoru.
— Tata mówił, ż-że miał jeszcze s-siostrę. Czerem-mchę. P-ponoć umarła jak była koci-iakiem. Mówił też, ż-że moja b-babcia, Leśny Strumień uciek-kła z klanu — miauknął spokojnie, samemu zrywając kilka listków — Chciałbym j-ją poznać, wiesz? — dodał zaraz, przyglądając się przyjacielowi, który wlepiał w niego ślepia w taki sposób, jakby właśnie z nieba zstąpił sam calutki klan gwiazdy.
— W-wschodzie? — Leszcz trącił go łapą w bark, na co kocur podskoczył, wracając powoli do rzeczywistości. Nadal jednak patrzył się na niego dziwnie.
— Leśny Strumień?
Teraz to Leszcz wybałuszył ślepia jak ostatni głupi, sprawiając wrażenie, jakby piąta klepka mu się zacięła. Poruszył puchatą, białą końcówką ogona, nie mogąc uwierzyć w słowa medyka.
— T-tak. Znasz j-ją?
— To moja babcia, Leszczynku… Przybyła do dawnego klanu lisa razem ze swoją ukochaną, Pszczelim Żądłem. Później miały trójkę kociąt… Jednym z nich była moja mama
— O-osz cholera — wyjąkał, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Na zamianę uśmiechał się i przybierał nieodgadniony wyraz pyszczka. Jego babcia była też babcią Wschodu? Czyli… byli rodziną? Pokręcił głową, nie potrafiąc w to uwierzyć.
— Czekaj, czekaj — Wschód pomachał łapą, siadając na trawie — Daj mi pomyśleć — podrapał się po brodzie, wydając z siebie chrapliwe “hmmm” — Czyli Leśna jest moją babcią, nie?
— Nom
— I jest też twoją babcią, racja?
— N-na to wychodzi
— Czyli że...
Oboje zamilkli, spoglądając na siebie z szerokimi uśmiechami, jak ostatni wariaci. Wschód był jego kuzynem. A on był kuzynem jego. Byli rodziną, taką serio serio prawdziwą. Leszcz szczerzył się jak głupi do sera, nim oboje krzyknęli w tym samym momencie.
— JESTEŚMY RODZINĄ!
Po czym padli sobie w objęcia, rozklejając się na dobre.
***
Od tamtego dnia więź między synem Pszczółki i synem Gęsiego Pióra zacieśniły się jeszcze bardziej. Wschód nie opierdzielał się i już niedługo Leszcz miał przyjemność poznać wybrankę jego serca - Sarnią Pręgę oraz ukochaną córeczkę o słodkim imieniu Stokrotka. Bądźmy szczerzy - rudzielec bardzo polubił dwie kotki i z przyjemnością spędzał z nimi czas. Bywały jednak momenty, że czuł się niczym piąte koło u wozu, dlatego pod pretekstem polowania, zwijał się czym prędzej. Tak było i tym razem. Już w momencie kiedy dwójka zakochanych zaczęła okazywać sobie coraz to wylewne uczucia, kocur capnął wiewiórkę, po czym prysnął z ich pola widzenia najszybciej, jak tylko mógł. Swoje kroki skierował w stronę żłobka, gdzie Szyszka właśnie urządzała awanturę jak to bardzo ma ochotę na to i owo i dlaczego Sokół magicznie nie znalazł się obok niej, gdy ona pragnie jedzenia.— Um… dzień dobry, przyniosłem ci wiewiórkę Szyszko — miauknął nieśmiało, rzucając zdezorientowane spojrzenie Leszczynie.
< Szyszko? >
cute ღゝ◡╹)ノ♡
OdpowiedzUsuń~leszczu zostan i poznaj reszte rodzinki~