Jesionowy Wicher i Brzoskwiniowa Bryza siedzieli obok siebie przy legowisku wojowników. Rozgrzewali się, korzystając z ciepłych promieni słońca. Czekoladowy zamruczał, kładąc swój pysk na jej barku. Było tak miło i przyjemnie, a co najważniejsze, mieli spokój oraz czas na spędzenie razem czasu. To jednak nie trwało długo, bo już za chwilę w ich stronę skierował się Kacza Łapa. Kuśtykał w ich kierunku z myszą w pysku. Kiedy dotarł padł przed nimi na pysk, rozciągnięty jak długi.
- Nie lubię go... - syknął. - Borsuczy Warkot jest głupi! Ciągle wypomina, że jak się nie będę starał, to skończę jak ciocia Lodowy Szpon! Wszystko mnie boli! Tato, mamo, czemu on jest takim starym bobkiem? Wolę wrócić do żłobka. Miało być fajnie! - wyrzucił z siebie wiązankę żali.
Westchnął, podsuwając bliżej nich mysz.
- Ale chociaż złapałem moją pierwszą zdobycz. - miauknął, oczekując chociaż jednej pochwały tego ciężkiego dnia.
Westchnął, podsuwając bliżej nich mysz.
- Ale chociaż złapałem moją pierwszą zdobycz. - miauknął, oczekując chociaż jednej pochwały tego ciężkiego dnia.
- Gratulację! - rodzice oczywiście pochwalili trud syna.
Brzoskwiniowa Bryza nawet stwierdziła, że całkiem nieźle sobie radzi, bo jak dotychczas tylko on zdołał coś złapać.
Jesionowy Wicher również chciał podeprzeć na duchu rudego, jednak... To co usłyszał bardzo mu się nie spodobało. Jak Borsuczy Warkot śmiał mówić coś takiego do jego syna?! Na dodatek porównując go do siostry czekoladowego! Może i Lodowy Szpon była złą matką, jednak nie zasługiwała na śmierć! Ten fakt podsycało również to, że to właśnie mentor jego syna, odebrał jej życie.
Machnął zdenerwowany ogonem, co nie uszło uwadze jego najbliższych.
- Borsuczy Warkot za dużo sobie najwyraźniej pozwala. Mówiłem, że będą z nim same problemy... - Wstał.
Najwyraźniej musiał sobie z nim porozmawiać jak dorosły z dorosłym. Przeprosił na chwilę Kaczorka i Brzoskwinkę, która pocieszająco przytuliła swojego syna. Pewnie po to, aby go wesprzeć, a może dlatego, aby nie mógł być świadkiem kolejnej kłótni.
Jesionowy Wicher skierował łapy do wojownika, który zajadał się obok rzeki piszczką. Widząc nadchodzącego zastępcę, skinął tylko głową w geście powitania. Pewnie sądził, że ten również jakoś się z nim przywita, ale nie spodziewał się pazurów na swoim pysku.
- Dlaczego mówisz takie rzeczy mojemu synowi? Nie dość, że zabiłeś mi siostrę, to życzysz i śmierci Kaczej Łapie?! - syknął.
- Co? A nie zasłużyła? - Kolejna łapa na swoim pysku, skutecznie go uciszyła. Zjeżył sierść, ale za chwilę ją wygładził, próbując udobruchać zastępcę. - No dobrze... To mój błąd. To się więcej nie powtórzy.
Śmiał w to wątpić. Dobrze znał Borsuczy Warkot. Już nie raz słyszał na niego skargi, ponieważ szyderstwa to u niego chleb powszedni oraz doświadczył tych jego sztuczek, aby uniknąć kary za swoje czyny. Nawet wtedy, gdy zabił jego siostrę mu się upiekło. Teraz nie było o tym mowy. Jesionowy Wicher zjeżył bardziej sierść, podchodząc do kocura, który starał się okazać pewność siebie.
- Wyluzuj. To nie było na serio.
Jak miał wyluzować? Ten śmieć prosił się o porządne manto. Wiedział jednak, że nie mógł ponieść się emocją. Był teraz zastępcą. Powinien inaczej rozwiązywać konflikty.
- Dobra. - prychnął. - Niech ci będzie. Ale jeszcze spróbuj wspomnieć coś o mojej siostrze, albo skrzywdź Kaczą Łapę, to nawet Aroniowa Gwiazda cię nie ochroni.
Kocur kiwnął głową i ponownie wziął się za spożywanie posiłku. Tak jakby miał gdzieś tą całą sytuację. Zastępca wrócił do rodziny czując nadal, że nerwy go nie opuściły. Wziął głęboki oddech. Musiał się uspokoić.
- Jeżeli Borsuczy Warkot znów coś wywinie, powiedz mi - powiedział do syna, liżąc go po łebku. - No i pamiętaj. Ucz się pilnie.
- Może chcecie wybrać się nad rzekę? Jest ładna pogoda. Moglibyśmy popływać. - zaproponowała Brzoskwiniowa Bryza.
Pewnie chciała tym sposobem rozluźnić swojego partnera. Oczywiście Jesionowy Wicher się zgodził. Nie wiedział jednak czy Kacza Łapa był chętny. W końcu sam żalił się na zmęczenie.
<Kacza Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz