- Tutaj był obóz.
Jej głos niespodziewanie przerwał panującą od początku ich wycieczki ciszę. Czy to przez jego nagłość, czy przez treść jej oświadczenia, Kudłacz spojrzał na nią zaskoczony.
- Mieszkałaś tu?
Jedyną pozostałością po legowiskach był pień, w którym czarny mógłby zmieścić się kilkanaście razy, poznaczony miejscami przez pazury. Iskra podeszła do niego bliżej, z nieobecnym wzrokiem przejeżdżając łapą po jednym ze śladów. Czarny zaczął mieć bardzo złe przeczucie.
- Co się z nimi stało?
Wędrowiec zamknęła ślepia, jakby chcąc lepiej zobaczyć to, o czym chciała mu opowiedzieć. Jeszcze zanim Jeżyk powiedział jej o wszystkim, doszły ją echa tamtych wydarzeń.
- Zginęli. Część dołączyła do Klanu Nocy. Parę kotów uciekło i słuch o nich zaginął. Tyle zostało. - Wskazała ogonem zarośnięte przez trawę ślady obozowego życia.
Zapadła cisza.
- Przykro mi - miauknął Kudłacz, przyglądając jej się szeroko rozwartymi ślepiami. Nie spodziewał się tego. Iskra nigdy nie mówiła o swojej rodzinie, ale nie sądził, że to dlatego. Spojrzał na nią tak, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
- Co żyje, musi umrzeć. Co umarło, będzie żyć - jej głos zabrzmiał obco, jakby nie należał do niej. - Każda Ścieżka prowadzi do Drogi. Nieskończony cykl. Jedność.
Jej słowa go zaskoczyły. Czuł, co chciała mu powiedzieć, ale nie rozumiał. Milczał więc, pogrążając się we własnych myślach.
- Wiedziałaś, co się stało?
Pokręciła głową.
- Słyszałam wieści o zniszczeniu i śmierci, ale nie wiedziałam czyim, ani przez kogo. Dopiero tutaj się dowiedziałam.
Dostrzegł w jej ślepiach wahanie. Odwróciła wzrok, utkwiwszy go w pniu.
- Chciałam zawrócić. Łatwo jest wierzyć, gdy nikt na ciebie nie czeka. Miałam dwie siostry, obie zostały w klanie. Łapałam już trop, ale…
Znów miała przed sobą te oczy. Skute lodem pustkowie, przeszyte krzykiem kruka. Absolutne zimno. Dogłębna samotność.
- Spotkałam samotnika, wędrowca. Po prostu pojawił się na mojej drodze, a gdy uniosłam wzrok… Nie znam nikogo, kto miałby takie oczy. Niemal białe, bezkresne i zimne. Spojrzał na mnie i położył pazur na ustach. Milczeliśmy. I zawróciłam.
Spuściła łeb. Czarny chciał do niej podejść, zrobić coś, żeby ją pocieszyć, ale nie wiedział co. Nie potrafił. Była pierwszą osobą, która mu się zwierzyła, pierwszą, z którą w ogóle rozmawiał. Otworzył pysk, ale nie wydobyły się z niego żadne słowa.
- Szukałam ich potem we Śnie. Spotkałam tylko Muszelkę. Jeśli Nostalgia żyje… Zrobię wszystko, żeby ją odnaleźć. - W jej ślepiach zapłonął ogień i kocur był pewien, że dotrzyma słowa.
***
W nocowaniu na szczątkach dawnego obozu było coś niepokojącego. Kudłacz nie należał do bojaźliwych, ale zwinął się szczelniej, mocniej dosuwając plecami do ogromnego pnia. Jego mentorka dokądś poszła, obiecując, że wróci niebawem. Cały dzień zdawała się być nieobecna, raz po raz przemierzając podmokłe tereny, co jakiś czas przystając, by zanucić nieznaną mu pieśń, kiwając się przy tym miarowo. Zostawił ją samą i zapolował, dzięki czemu kładli się z pełnym żołądkiem. A przynajmniej on kładł.
Po raz kolejny do jego nosa dotarł nieznany, alarmujący zapach. Iskra twierdziła, że to lisy, zamieszkujące te tereny. Zwierzę podeszło jeszcze bliżej niż poprzednio, czuł je bardzo wyraźnie. Mimowolnie zjeżył sierść, w każdej chwili spodziewając się ataku.
Nie było mowy o śnie w takich warunkach.
Do jego uszu dobiegł ledwo słyszalny szelest. W ostatniej chwili stłumił głuche warknięcie. Podniósł się powoli, pilnując, by nie wydać najmniejszego dźwięku.
Szelest powtórzył się, jeszcze bliżej niż poprzednio.
Wbił wzrok we wszechogarniającą ciemność. Jedynym źródłem światła były gwiazdy, skąpiące swojego blasku. Przywarł tyłem do pnia, spinając mięśnie.
Parę długości od niego rozległo się dziwne szczeknięcie. Nim zdążył zareagować, jego spojrzenie skrzyżowało się z okrągłymi, czarnymi ślepiami. Istota warknęła przeciągle, taksując go spojrzeniem. Oceniała go. Ze wzajemnością.
Nagle tuż obok rozległ się kolejny, dziwny dźwięk. Lis uniósł uszy, odwracając od niego wzrok. Ile razy wcześniej atakował właśnie w takim momencie. Chwila rozproszenia, której potrzebował, żeby zabić.
- Zostań.
Dobrze znany głos osadził go w miejscu. Jego przewodniczka zrobiła parę kroków w jego stronę, ciągle obserwując lisa, po czym jak gdyby nigdy nic usiadła. Zaskoczony lis uniósł uszy, ciągle jednak gotowy do ataku. W odpowiedzi czekoladowa otworzyła pysk, ale nie wydobył się z niego żaden dźwięk.
Ku zaskoczeniu Kudłacza, to nie rozwścieczyło lisa. Wydobył z siebie kilka dziwnych dźwięków, na które Iskra… odpowiedziała. Przyglądał się osłupiały tej dziwnej konwersacji.
- Nie mamy złych zamiarów. - Czekoladowa powoli dobierała słowa. Dawno nie miała okazji korzystać z Lisiej Mowy. Spojrzała w oczy swojej rozmówczyni i doznała dziwnego uczucia, że już je widziała. Kiedyś, dawniej…
Ruda nie odpowiedziała, bacznie się jej przyglądając. Na poparcie swoich słów, kocica opuściła uszy, kuląc się lekko. Nie doczekała się jednak odpowiedzi, niemal przewiercana na wylot przez spojrzenie czarnych oczu. Czekała.
- Znam cię - powiedziała w końcu lisica. - Wiele młodych zdążyło opuścić gniazda od tamtej pory.
Coś w umyśle kotki przeskoczyło na właściwe miejsce. Ten zapach, te oczy… Należały od tamtego małego liska. Uśmiechnęła się.
- Same wtedy niedawno wysunęłyśmy nos z nory.
- Znasz Mowę - weszła jej w słowo ruda.
Kocica skinęła głową.
- Wiele czasu spędziłam poza swoją norą.
Ruda parsknęła.
- Pewnie dlatego naruszasz mój grr-a - ostatniego słowa nie zrozumiała, ale domyśliła się, że chodzi o teren, który lisica uznała za swój.
- Nie chciałam odbierać zwierzyny twoim młodym. Przepraszam.
- Więc po co tu jesteś? - Spytała ruda podejrzliwie.
- Szukam kogoś. Miał tu kiedyś norę.
Lisica wciąż była spięta, ale wyglądała, jakby uwierzyła słowom Iskry. Nie zrozumiała jej następnego pytania, ale zdawało jej się, że ruda pytała, czy chodzi o kota. Przytaknęła.
- Porzucili swoją norę, przepędzeni przez innych grrr-ha - ostatnie słowo musiało być określeniem kota w jej mowie. - Założyli nową.
Serce Iskry zabiło szybciej.
- Jeśli powiesz mi gdzie, stanę się twoją dozgonną dłużniczką. - W języku lisów dłużnik brzmiał jak “ten, który przepędza choroby z twojego domu”. Ruda prychnęła.
- Skąd mogę wiedzieć, że mogę ci zaufać?
Czekoladowa spojrzała jej w oczy i rzekła wolno, próbując znaleźć właściwe słowa.
- Dam ci Przysięgę.
Oczy lisicy rozszerzyły się z zaskoczenia. Przez chwilę milczała, widocznie szukając najwłaściwszych słów.
- Jeśli twój mentor Mowy powierzył ci ten zwyczaj, nie mam powodu ci nie ufać. Pokażę ci nową norę twoich sióstr.
- Dziękuję - miauknęła kotka. Lisica uciszyła ją gestem.
- Pamiętaj o swojej obietnicy… - zawiesiła głos, patrząc na nią pytająco.
- Iskro. Tak nazwały mnie siostry.
Ruda przez moment przyglądała się jej bacznie.
- Więc pamiętaj, Iskro.
- Będę. Niech zwierzyna nie omija twojej nory… - teraz to ona zawiesiła głos.
Lisica uśmiechnęła się tylko.
***
Podziw, który żywił dla niej Kudłacz, wzrósł chyba trzykrotnie od czasu, gdy pokazała swoją znajomość Mowy Lisów. Wytłumaczyła mu, że którejś zimy śnieżyca zapędziła ją na pewien czas do jaskini, która okazała się być także schronieniem rudzielca-samotnika. Opady nie ustawały, więc musieli jakoś się dogadać, ucząc się wzajemnie.
Lisica dotrzymała słowa. Wskazała im kierunek, opisując miejsce, w którym według niej zatrzymali się ocalali z pogromu, odmówiła jednak pójścia z nimi. Czekoladowa obiecała sobie zbadać tę sprawę później. Póki co, miała inne zadanie.
Odnaleźć siostrę.
Spotkanie z Samuelą <3
OdpowiedzUsuń