BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
30 listopada 2019
Od Sokoła CD. Iskry
Od Sokoła CD. Iskry
Od Sokoła
Od Berberysowej Bryzy CD. Żywicznej Mordki
Od Iglastego Krzewu CD Wilczego Serca
Liliowy za każdym razem z przerażeniem przypominał sobie, jakie życie jest ulotne i w każdej chwili, nawet tej najbardziej niespodziewanej, klan gwiazdy może zabrać go do siebie. Pociągnął nosem, by zaraz potrzeć łapą pysk. Tęsknił za opowieściami Borsuka o jego miłości do Jaskółki, tęsknił też za wspólnymi treningami z ojcem, mimo iż z początku strasznie go nienawidził.
- Czterdzieści jeden księżyców już cię nie ma, stary kretynie - zaśmiał się cicho, wpatrując się w kupkę ziemi, którą zdążyła porosnąć już trawa i tylko zerwane kwiatki wraz z kamykami i mchem świadczyły o tym, że ktoś tu został pochowany.
- Szkoda, że nie możecie zobaczyć moich dzieci, są naprawdę cudowne... - uśmiechnął się smutno, czując jak samotna łza spływa mu po policzku mocząc szorstkie i krótkie futro.
Nagle drgnął, czując zapach innego kota, oraz słysząc szmer przedzierania się przez rośliny. Wilcze Serce...
Czarny kocur najwidoczniej nie starał się zachować ciszy, w przeciwnym razie Igła dałby radę tylko go wywęszyć, chyba, że wiatr by się zmienił. Wojownik podszedł bliżej spokojnym, wolnym krokiem, po czym usiadł obok pointa. Ten odwrócił odruchowo łeb, posiedział jeszcze trochę już w ciszy, po czym oddalił się w stronę obozu szybkim marszem, przeklinając w myślach, że zepsuto jego wizytę u ojca i pradziadka. Jednak... Skąd drugi z kocurów mógł wiedzieć, że ktoś tam siedzi...?
Kolejny dzień przyniósł wszystkim członkom klanu wilka potworną wieść - czerwony kaszel powrócił. Chorzy zostali odizolowani od zdrowych, starano się zachować najwyższą ostrożność. Jednakże fakt, iż niewidzialna śmierć powróciła, opóźnił budowę grobli przeciwpowodziowej, która po tylu dniach, potrzebowała jeszcze chociaż jednego, podczas którego musiałoby pracować około dziesięciu zdrowych i silnych wojowników.
Jednakże to nie był koniec nieszczęść, Igła właśnie rozdzielał zadania, gdy dopadła do niego Gęsie Pióro, gwałtownie wtulając się w futro partnera. Cała drżała, nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa, do tego drżała na całym ciele.
- G-gorz... Ka... J-jee-est ch-choor... - załkała jeszcze głośniej, z każdą chwilą jeszcze bardziej mocząc futro młodego zastępcy.
Iglasty Krzew myślał, że zwymiotuje z przerażenia, zatoczył się na własnych łapach, gdy tylko chciał zrobić krok w przód.
Nie... Jego córeczka nie może być chora!
Nie! Nie! Nie! Nie!
To jakiś cholerny żart!
Oczy zaszły mu łzami, serce ścisnął ból, który zadawał się nie mieć zamiaru go puścić. Rzucił wszystko w jednej sekundzie i wraz z ukochaną puścił się biegiem w stronę legowiska medyka.
Przepchnął się nawet obok Świetlika, która nie chciała wpuścić go do środka bojąc się, że zastępca również się zarazi.
- G-gorzka... Córeczko... Już, już, jestem tutaj, tuż obok ciebie, nie bój się. W-wszystko będzie dobrze... - szeptał, czując jak szloch ściska mu gardło. Szylkretka oddychała ciężko, oczka miała na wpół przymknięte, zaś jej ciałkiem co jakiś czas wstrząsał potężny napad kaszlu i duszności.
- I czego trzęsiesz kuprem, tato? Będzie do... - urwała, zanosząc się kaszlem, po czym splunęła czerwoną wydzieliną wprost na liść przed sobą.
- Już... Już... Cichutko słoneczko... Nic nie mów... Tatuś jest obok... - szeptał kojąco, liżąc córkę po czole, starając się jakoś zapewnić jej komfort i pokazać, że jest tuż obok i nigdzie się nie rusza. Nie potrafił dopuścić do siebie faktu, że jego ukochane dziecko, właśnie umierało leżąc tuż przed nim, z lekkim zawadiackim uśmiechem na mordce.
Do legowiska weszła Gęsie Pióro z kaszlącym i również plującym krwawą wydzieliną Błotnistą Gwiazdą. Stary kocur podszedł do Gorzkiej Łapy, po czym mruknął coś pod nosem, gdy Świetlik szepnęła mu kilka słów na ucho. Igła nie rozumiał co się dzieje, czuł się jak w amoku, jedyne co do niego dotarło, że oddech Gorzkiej stawał się z każdą chwilą płytszy, na co zareagował wręcz absurdalną paniką. Gąska natomiast zdawała się być pusta w środku, podeszła do córki i wtuliła nos w jej futerko na karku, mrucząc cicho kołysankę, którą usypiała swe potomstwo, gdy miało ledwo dwa księżyce. Błotnista Gwiazda otworzył nareszcie pysk, po czym zaczął wypowiadać nieznaną dotąd Igłę formułkę, mocno zachrypniętym głosem.
- Proszę naszych wojowniczych przodów, by wejrzeli na tą ucznnicę. Nauczyła się kodeksu wojownika i wykazała się sprytem oraz odwagą. Niech klan gwiazdy przyjmie ją jako wojownikę. Otrzymuje imię Gorzka Prawda, by każdy kot w klanie pamiętał jaka była za życia, nim odeszła do klanu gwiazdy - zakończył cichym, głuchy stęknięciem, po czym dotknął czoła kotki swoim nosem. Ta natomiast westchnęła głęboko, po czym jej klatka piersiowa opadła i już nigdy więcej się nie podniosła.
- Nie, nie, nie, nie.... To nie może być prawda... GORZKA, OBUDŹ SIĘ! CÓRECZKO! KOCHANIE! - Z początku jego szept przerodził się w rozpaczliwy wrzask, z całej siły próbował obudzić swoją małą córeczkę, nie docierało do niego, że Gorzka Prawda odeszła. Point miał wrażenie, że jego świat się zawalił, wstał powoli i na drżących łapach począł powoli się wycofywać z miejsca zdarzenia, z pyska co chwilę uciekło mu cichutkie "Nie... Błagam... Nie...". Kręcił łbem na boki, że starać się odgonić od siebie ból i gorycz smutku. Nie potrafił pocieszyć własnej partnerki, która wtulała się w martwe ciało córki. Nie umiał być przy Zmierzchu i Gasnącej, gdy ci dowiedzieli się o śmierci siostry. Nie potrafił pomóc Błotnistej Gwieździe dotrzeć do leża lidera.
Czuł się tak, jakby on sam umierał, emocje napierały ze wszystkich stron.
Chora medyczka.
Stary i zarażony lider
Wojownicy, na których przeniósł się kaszel...
Epidemia zbierała swoje żniwo i mimo starań klanowiczy, Iglasty Krzew miał wrażenie, że zaraz, niczym na pstryknięcie palców, jego dom i rodzina przestaną istnieć.
Na ruch końcówki ogona lidera ruszył powoli za nim, każdy krok był niczym chodzenie po ogniu, pustym wzrokiem wpatrywał się w ziemię. Poczucie niechybnie zbliżającego się końca przyprawiała go o wymioty.
- Po moim odejściu pójdź jak najszybciej do księżycowej zatoczki - mruknął Błoto, wchodząc do środka, po czym runął niczym kłoda na swym posłaniu z mchu - Nie możemy pozwolić na to, aby klan pozostał długo bez lidera z dziewięcioma życiami - dodał zaraz, jakby zamyślony, oraz w pewnym sensie... Spokojny?
- O czym ty mówisz Błotnista Gwiazdo?! Masz jeszcze życia! Nie odchodzisz! - wychrypiał, mając wrażenie, że jego gardło zmieniło się w papier ścierny. Każde słowo wypowiadał z bólem i ogromnym trudem. W oczach kocura zebrały się kolejne łzy - Nie jestem gotowy żeby zająć twoje miejsce! Nie teraz!
- Jestem stary, Klan Gwiazdy nie leczy starości, Igiełk... - urwał, kaszląc gwałtownie - C-chodź t-uu... - mruknął, a sam liliowy poszedł powoli do swojego dziadka, po czym kucnął i oparł swoje czoło o te należące do lidera - J-jestem z ciebie dumny, młody. Opiekun się kla-em wilk-ka... Ig-ełko... - zaśmiał się pod nosem, kładąc łapę na barku młodego zastępcy a potem... A potem... Po prostu odszedł. Osunął się bezwładnie na bok, wydając z siebie ostatnie tchnienie
- Dziadku... - wyszeptał, nie wiedząc co zrobić. Trwało to niemal godzinę, nim odważył się wyjść do spanikowanych klanowiczy i przekazać rozdzierającą klatkę piersiową wiadomość o odejściu lidera.
Stracił córkę
Lidera
Medyczkę
Nie potrafił poradzić sobie z natłokiem pytań. Gubił się, jego język zaczął się plątać, z pyska z trudem uchodziły jakiekolwiek słowa, odpowiedzi. Dlatego też uciekł przy pierwszej lepszej okazji. Wprost do grobu pradziadka, rozpaczliwie szukając odpowiedzi na to, co ma dalej robić. Chciał chronić klan, to był jego dom! Jednak... Pierwszy raz w życiu czuł się jak bezbronny kociak, nad którym w powietrzu wisi sokół, a ten nie ma się gdzie schować.
- Proszę, błagam pradziadku, daj mi jakąś radę. Cokolwiek. Nie wiem już co robić... - szepnął do siebie, zanosząc się szlochem.
Oh... Gdyby tylko wiedział, że ktoś go śledził...
< Wilcze Serce? c: >
Od Wilczego Serca
Turkawie Skrzydło zaczęła pluć krwią.
Ta informacja była dla niego jak cios w brzuch. Życie zdawało się go opuszczać, a jego miejsce powoli zajmował mrok.
Turkawka. Kotka, która nie raz uratowała mu skórę, której determinacji zawdzięczał życie. Miał ostatnią szansę, żeby jej za to podziękować.
Odwiedzał ją kiedy tylko mógł, nawet gdy kategorycznie zabroniła wszystkim się do siebie zbliżać (i nie wątpił, że nie był jedynym łamiącym ten zakaz). Nie pozwalał sobie na rozpacz, o nie. Nie miał zamiaru opłakiwać kotki zanim ta umrze. Przyjmowała jego postawę z wdzięcznością, wściekając się tylko wtedy, gdy był dla niej zbyt miły. Gardziła współczuciem i w tym nie zmieniła się aż do samego końca. On po prostu próbował pokazać jej, że nawet w takich okolicznościach ktoś zawsze przy niej będzie, bo doskonale rozumiał, jak to jest być samotnym. Nie robił nic wielkiego. Po prostu próbował spłacić zaciągnięty dług.
Nienawidził poczucia bezsilności. Pojawiało się za każdym razem, gdy widział pogarszający się stan kolejnych kotów. Kotów, które w niczym nie zasłużyły sobie na to, co je spotykało. Kotów które znał i uważał za swoją rodzinę.
Żeby nie móc niczego sobie wyrzucać, rzucał się w wir pracy. Tylko wtedy, gdy coś robił, pożerający go od środka mrok na chwilę rzedł. Nie dbał o siebie, było dużo ważniejszych kotów. Cały Klan.
Gdy umarła Turkawka, czuł głównie wściekłość. Na świat, który dopuścił do tego, żeby tak skończyła, na samą śmierć. Już nie postrzegał jej jako mroczną potęgę, dyszącą mu w kark. Była tylko chaotyczną, bezrozumną siłą, z której łap próbowali wydrzeć jak najwięcej tylko się dało. Nie, nie zasługiwała na podziw tylko na pogardę.
I właśnie dlatego postanowił, że będzie śmiał się jej w twarz. Nie pozwoli się złamać. Na jego pysk wrócił paskudny krzywy ironiczny uśmiech. I obiecał sobie, że nawet śmierć nie będzie w stanie mu go zetrzeć.
Od Wilczego Serca CD. Cętkowanego Liścia
Odwrócił łeb przekonany, że kotka z niego drwi. Jeszcze parę uderzeń serca temu wyzywała go od najgorszych, teraz pewnie zauważyła, jak mizernie wyglądał. Ich spojrzenia spotkały się i zaskoczony nie dostrzegł cienia złośliwości w niebieskich ślepkach. Czyżby… mówiła szczerze?
- No wiesz, są takie jak każde inne, ale masz pysk brzydki i no, oczy są ładniejsze, kiedy pysk brzydki, więc logiczne, że kiedy coś jest lepsze od drugiego to jest ładniejsze, nie? I no… to właśnie chciałam powiedzieć - kotka zaplątała się w tłumaczeniach.
Nieśmiało się uśmiechnął, słysząc jej słowa. Co by się nie działo, ona pozostawała taka sama. Chyba między innymi za to ją lubił, za umiejętność droczenia się z nim niezależnie od okoliczności. Od pierwszej chwili.
Chciał coś powiedzieć, pokazać jej swoją sympatię, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, wybiegła z legowiska, pozostawiając go samego ze swoimi myślami.
Miał zamiar nie wracać do tego, co się stało. Nie dlatego, że czegokolwiek żałował, po prostu nie było do czego wracać. Zrobił to, co należało - spróbował pocieszyć Miedź jak tylko potrafił. Jak wtedy Srokę… Pokręcił łbem, próbując odgonić bolesne wspomnienia. Nie, nie było teraz miejsca na rozpacz.
Gdzieś obok mignął mu bury kształt, ale zamyślony, nie zwrócił na niego uwagi. Dopiero dochodzący z legowiska głos Cętki przywrócił go do rzeczywistości. Wiedziony złym przeczuciem, wrócił do środka, zastając czarną stojącą nad swoją dawną uczennicą ze spojrzeniem ciskającym gromy. Przyglądała jej się uważnie jakby rozważając, czy się na nią rzucić, czy jednak nie.
O nie.
- Cętko? - Zagadał, dając znak swojej obecności. Spojrzała na niego z mieszaniną obojętności, bólu i złości. - Cętko, wiesz, że to nie tak. - Z jakiegoś powodu poczuł potrzebę usprawiedliwienia się przed nią. - Chodź, porozmawiamy - dodał, widząc wyraz pyszczka Miedzi. To nie było dobre miejsce na dyskusje.
- No, o czym chciałeś rozmawiać? - Bura stanęła naprzeciwko niego, gdy tylko opuścili legowisko.
- Ja… Po prostu… - Zawsze zastanawiało go to, jak wiele emocji wzbudzają w nim rozmowy z Cętką. Może dlatego, że mimo że nie potrafił tego okazać, naprawdę mu na niej zależało. Szczególnie teraz, gdy tyle kotów odeszło. Nie chciał niczego żałować, ani mieć poczucia, że już za późno. Zbyt wiele jej zawdzięczał. I miał wobec niej dług do spłacenia. Nie tylko dlatego, że uratowała mu życie. Czuł się na swój sposób winny, że mimo iż zdradziła się przed nim ze swoim uczuciem, wolał Srokę. Tylko co miał jej powiedzieć? że nie romansował z jej uczennicą? Przecież to bez sensu! - Cętko, Miedź jest w okropnej kondycji. Wiem, że wszyscy strasznie przeżyliśmy to, co się stało, ale jeśli mogę, mam do ciebie prośbę. Zajmij się nią, dobrze?
Od Bobrzej Kłody
Jego treningi ze Lśniącą Łapą odbywały się na prostej zasadzie - on patrzy, ona trenuje. Może by się pofatygował, chociaż w sumie po co? Podobnie mógł tu wylegiwać się oraz regenerować swoje siły. Oszczędności na ewentualną bitwę nigdy nie za wiele, a młoda radziła sobie bardzo dobrze bez jego pomocy i najważniejsze, że sama doskonale o tym wiedziała. I dobrze, bo koteczka nauczy się nieco życia.
Bobrza Kłoda przeciągnął się ku ucieczce masywnego brzucha na światło dzienne i zmienił pozycję na leżącą.
- Skocz wyżej - ponaglił uczennice. Zabrzmiało nieco ironicznie, gdyż z pewnością sam nie popisywał się zbytnio na treningach. Ukończył go tylko dlatego, że Żurawinka miała go dosyć.
- Wyżej nie mogę! - zawarczała Lśniąca Łapa. Właściwie, nigdy nie pałała sympatią do mentora. - Chcę już wracać. Robi się ciemno!
- Wrócimy, jak złapiesz tego przeklętego motyla! - Bobrza Kłoda wodził wzrokiem po chmarze motyli, jaka rozproszyła się po polanie.
Uczennica jęknęła i wznowiła polowanie.
***
Bobrza Kłoda nie potrafił znaleźć sobie miejsca do ogrzania swoim masywnym ciałkiem. Najwygodniejsze kąciki, w tym leże wojowników, wciąż były bardzo wilgotne i podmokłe po niedawnej powodzi. A kto by chciał spać w mokrym i śmierdzącym legowisku?
Z tego powodu, nieudolnego wojownika złapała jakaś chandra. Stał pośrodku obozu, otoczony współklanowiczami żyjącymi własnym życiem i… Właśnie. Wtedy podeszła do niego Pstrągowy Pysk.
Albo pośle go na patrol albo dokłóczy. No tak, tego by brakowało. Co też by chciała od niego zastępczyni lidera?
<"Posuń się, grubasie"? czy może mamy inne plany, Pstrągini?>
Od Iskry CD. Pszczółki
Kocica przyglądała się jej z uśmiechem, czekając na kolejne pytanie. I doczekała się, choć nie od razu. Koteczka patrzyła na nią parę dobrych uderzeń serca w milczeniu, zanim spytała bez cienia skrępowania:
- A co jest za tamtym krzakiem?
Kotka chyba nie tego się spodziewała. Gdy szok minął, zaśmiała się i zaczęła tłumaczyć:
- To właśnie legowisko medyka. Mam nadzieję, że nieprędko zwiedzisz je od środka - zażartowała vanka. - No, chyba że będziesz chciała mnie kiedyś odwiedzić.
Oczy koteczki błysnęły, ale nie skomentowała. Znowu zapadła cisza.
- A tam?
Pszczółka nie była pewna, na co wskazuje znajdka. Dalej znajdował się tylko skraj obozu, bliżej jakaś kępka trawy i parę krzaków.
- Tam? - upewniła się. Czekoladowa skinęła łebkiem na potwierdzenie. - Skraj obozu. Dalej są tereny należące do naszego klanu, a jeszcze dalej granica z Klanem Nocy, ale myślę, że to nie powinno cię na razie interesować.
Z jakiegoś powodu w oczach koteczki zatańczyły radosne iskierki. Vanka miała przykre przeczucie, że nie zwiastują nic dobrego…
- Tak swoją drogą - Przyjrzała się uważnie małej - dokąd to się wybierałaś? Kociaki w twoim wieku dla swojego dobra nie powinny opuszczać żłobka.
Wielkie, żółte oczy znów przyjrzały jej się dokładniej, analizując układ kremowego futra i kolor soczyście zielonych oczu, jakby koteczka próbowała zajrzeć przez nie w głąb duszy asystentki medyka.
- Ja też zostanę wojownikiem? Muszę wracać do rodziców.
Od Iskry CD. Sokoła
- Jeśli chcesz, mogę ci kiedyś pokazać jak wejść i zejść z najwyższego drzewa, nie robiąc sobie krzywdy! - zadeklarowała dumna z siebie.
- No jasne, kiedyś na pewno. - Sokół uśmiechnął się rozbawiony.
A myśli Iskry były już na czubku drzewa, zupełnie wolne i swobodne, ponad wszystkimi codziennymi sprawami…
Nie kryła ekscytacji z powodu wspólnego treningu. Jej entuzjazmu nie była w stanie ostudzić nawet napięta atmosfera między Sokołem a Nostalgią. Robiła wszystko, żeby ją rozładować (oczywiście nieświadomie), prezentując cały wachlarz żartów i swoich niezdarnych zachować, ale to nic nie dało. Nostalgia jak zwykle zgarnęła całą uwagę (za co w innych okolicznościach byłaby jej bardzo wdzięczna, mając czas na realizację najróżniejszych pomysłów podczas wędrówki), a temperatura między tą dwójką pozostała w grubo poniżej zera.
Zmierzali nad rzekę. Wbrew temu, co mówił kiedyś jej mentor (a co jakimś cudem zapamiętała), tym razem nie mieli pozostawić łowienia ryb Klanowi Nocy. Cieszyła się i nawet kwaśna mina siostry (do której całkowicie przywykła) nie była w stanie tego zmienić. Na dodatek Niezapominajka okazała się być bardzo sympatyczna. Nie tak jak Sokół oczywiście, ale jej towarzystwo było miłe.
Niestety, szybko okazało się, że z treningu nici. Iskra z ciekawością obserwowała spanikowaną Golec i reakcję mentorów. Byli mocno zaniepokojeni i nawet beztroska czekoladowa wyczuła, że coś było nie tak. Gdy Sokół zarządził powrót do obozu, nie protestowała. Spowijała go czarna chmura, a ona nie chciała, żeby był smutny. Nauczyła się, że gdy w taki stan popadał jej ojciec, należało słuchać go we wszystkim, dlatego bez szemrania i głupich (oczywiście nie jej zdaniem) pomysłów najpierw dotarła do obozu, a później ewakuowała się z niego razem z innymi klanowiczami.
Panika. Ewakuacja. Powódź. Zagrożenie. Te słowa były jej obce. Smakowała je na języku długo, rozważając znaczenia. Miały ciemne kolory strachu otaczających ją kotów. Wyszeptała słowa przeciwko pechowi, tak na wszelki wypadek. Tylko ona szła spokojnie, nie rozglądając się na boki w poszukiwaniu bliskich, nie milcząc - rozmawiała ze spanikowaną Muszelką. Gdzie była Nostalgia nie miała pojęcia, ale nie zastanawiała się nad tym. Ufała Sokołowi, a zresztą, musiało być dobrze, prawda?
Iskra zupełnie nie rozumiała przywiązania klanowiczów do obozu. Gdy wyruszali, towarzyszył jej dreszczyk emocji charakterystyczny dla wędrówek. A teraz wrócili. Mimo że słyszała, że obóz potrzebuje pilnych napraw i mnóstwa pracy, uparcie postanowili w nim siedzieć.
Było inaczej. Nawet Sokół się zmienił, czuła to. Starał się tego po sobie nie pokazywać, ale zdradzała go czarna chmura, która przykleiła się do niego tamtego dnia. Kotka parę razy wymruczała po kryjomu słowa, których jej mama używała do odpędzania takich nastrojów, ale chyba nie zadziałały. Musiała spróbować czegoś innego.
Słyszała, że parę kotów odeszło. Nie znała ich, więc dla nie parę mordek wte czy wewte nie robiło różnicy, ale dla reszty chyba tak. Najważniejsze było, że miała przy sobie siostry. I tylko to się liczyło.
Coś jej mówiło, że niedługo znów spróbuje zabrać je na wędrówkę, do rodziców. Klan Lisa wydawał się być niedobrym miejscem. Stał w miejscu. A ona potrzebowała ruchu.
Od Iskry CD. Sokoła
Dzisiaj szlifowali jej umiejętności tropienia i chwytania zwierzyny. Mimo wrodzonych niecierpliwości i roztrzepania, starała się jak mogła. W końcu, hej, był z nią jej mentor a to, co robiła stanowiło część kocich rytuałów!
Im dłużej ćwiczyli, tym bardziej działał uspokajający wpływ przyrody. Dlatego gdy Sokół demonstrował jej postawę łowiecką, robiła to, co mówił. No, prawie. Dopóki patrzył.
Jej pochopność odezwała się, gdy próbowała upolować mysz. Musiała przyznać, że zrobiło jej się trochę przykro… Ale gdy mentor spróbował ją pocieszyć, uśmiechnęła się tylko, zapominając o niepowodzeniu. Już miała plan…
- Wiesz co? Nic dzisiaj nie złapaliśmy. Może na drzewach będziemy mieć trochę więcej szczęścia, co ty na to?
Sokół stanął jak wryty i przyjrzał jej się podejrzliwie.
- Co ty masz w ogóle na myśli? Jak to… Tak na drzewach? Jak wiewiórki?
- No prawie. Wiewiórki nie polują na dorosłe ptaki, a my tak - stwierdziła Iskra, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem. - Chodź, pokażę ci! - Nie zdążył nawet mrugnąć, a kotka już dopadła najbliższego drzewa. Przywarła do pnia, wspinając się na długość ogona.
- Musisz się mocno trzymać i być jak najbliżej pnia. I balansować ogonem, o tak! - Czekoladowa śmignęła w górę jak przerośnięta wiewiórka. - A jak już jesteś na górze, możesz… - Rozpędziła się i zanim Sokół mrugnął, przefrunęła na gałąź sąsiedniego drzewa. Zakołysała się lekko, ale szybko odzyskała równowagę. Kocur uświadomił sobie, że wstrzymał oddech. Odetchnął. - ...zrobić o tak! - dokończyła dumna z siebie kotka. - Pora wypatrzyć ofiarę!
Od Iskry CD. Nostalgii
Nie zastanawiając się wiele, zniknęła za krzakiem, który wydał jej się odpowiednio duży i rozłożysty. Drżała z niepewności, śledząc każdy ruch Nostalgii.
- Szukam!
Jej serce przyspieszyło, gdy bicolorka znalazła pierwszego kota (o czym świadczył jej zadowolony z siebie głos). Wychyliła się tak mocno, że przez przerażające uderzenie serca była pewna, że siostra ją zauważyła. Umknęła za krzak i zamarła, nie śmiąc nawet oddychać.
Jedno uderzenie serca. Drugie. Trzecie. Czwarte. Nic się nie stało. Ośmielona, znów wyjrzała ze swojej kryjówki. Ofiarom Nostalgii padł kolejny kot. Na razie była bezpieczna.
Gdy tylko Nostalgia zbliżała się do Iskry, ta umykała za kolejny, dalszy krzak. W pewnym momencie, korzystając z jej nieuwagi, dopadła drzewa i zgrabnie wspięła się po pniu. Została tylko ona.
Uwielbiała ten moment ekscytacji i wyczekiwania. Czuła, jak krew tętni jej w żyłach, czuła, że naprawdę żyje.
- No, gdzie jesteś? - Zabrzmiało dokładnie pod jej kryjówką. Ledwo powstrzymała chichot. Miała ochotę zeskoczyć dokładnie przed nosem siostry z radosnym “tutaj!”, ale siedziała nieporuszona (choć łapki aż ją świerzbiły).
Bicolorka krążyła niespokojnie, coraz bardziej zirytowana.
- Dobra, wyłaź, kończmy to już. Słyszysz?
Wszystko w niej wyrywało się naprzód. Ostatkiem siły woli została w miejscu. O nie, nie ma z nią tak łatwo.
- Iskra, wyłaź! - Świetnie znała ten ton. Poczeka jeszcze chwilkę, napawając się zwycięstwem i wyjdzie z kryjówki. Momencik…
- A przyznasz, że wygrałam?
Nostalgia gwałtownie uniosła łeb, rozglądając się za czekoladową. Jej jednak już nie było, ukryta po drugiej stronie pnia, wstrzymywała oddech.
- No? - ponagliła siostrę, schodząc z drzewa. Bicie serca czuła w całym ciele, gdy Nostalgia podeszła bliżej. Przebiec za tamten krzak? Zostać? Była coraz bliżej…
28 listopada 2019
Od Miedzianej Iskry
- Możemy wziąć - odparła krótko medyczka.
Wojowniczka zerwała kilka liści i pobiegła za swoją towarzyszką, która już oddalała się w poszukiwaniu innych ziół. Przez dłuższy czas kocice nie znalazły nic więcej. Na ich drodze było jednak coś, co przykuło uwagę Miedzi.
- Zobacz, turkawie pióro! - zawołała wesoło, podskakując w stronę znaleziska.
- Jestem Turkawie Skrzydło, zapomniałaś? - zażartowała medyczka, kierując się za Miedzianą.
- Nie, pióro! O, a nawet dwa!
Kotki przez chwilę przyglądały się dwóm piórom. Oba były rudawo-rdzawe, z wąską, czarną otoczką.
- Skąd wiesz, że to turkawie? - zapytała Turkawka.
- A, tam gdzie kiedyś mieszkałam, widziałam te ptaki. Miały dokładnie takie same upierzenie.
- Nigdy nie widziałam tu takich.
- Ja też nie. Weźmy je! - miauknęła wesoło.
Turkawie Skrzydło zgodziła się na tę propozycję. Miedź zadowolona chwyciła piórka i obie ruszyły do domu.
Gdy wróciły, posegregowały znalezione medykamenty, a pióra odłożyły na lepiej ukrytym miejscu. Tak, aby nikt ich przypadkiem nie postanowił przywłaszczyć.
- Cześć T... - chciała się przywitać, ale zauważając w jakim stanie jest jej kochana Turkawka, głos ugrzązł jej w gardle - Turkawko-o...?
W jednej chwili Miedzianej Iskrze zrobiło się tak słabo, że miała wrażenie, że to ją zaraz będzie trzeba ratować. Nogi stały się niczym z waty, ledwo utrzymywały ciężar wojowniczki.
- Turkawko! - zawyła, przypadając do boku kocicy, a w jej oczach stanęły łzy.
- O-odsuń się, bo się zarazisz... - miauknęła cicho medyczka, odganiając przyjaciółkę łapą.
- Turkawko...
Starsza kocica posłała młodszej zmęczony uśmiech.
- Lepiej już idź - miauknęła stanowczo - proszę - dodała po kilku uderzeniach serca, zanosząc się kaszlem.
Miedziana nie chciała spierać się z przyjaciółką, ale nie chciała też jej zostawiać w takiej chwili. Posłusznie jednak wykonała próśbę kocicy. Z jej oczu obficie lały się łzy, ale nie przejmowała się wzrokiem innych klanowiczów. Skierowała się do legowiska wojowników, a następnie opadła ciężko na swoje posłanie.
Nie, to nie może być prawda. To wszystko to jakiś głupi żart.
Nasze życie to żart.
I w jednym momencie zaniosła się niekontrolowanym, szaleńczym śmiechem.
Od Iglastego Krzewu CD Wilczego Serca
Przed atakiem wroga, głodem, czy też zniszczeniem obozu wiedzieli jak się uchronić, jednakże woda była nieokiełznanyn żywiołem, który w każdej chwili może zniszczyć wszystko. Igła zamknął się w bańce własnych myśli, zupełnie odcinając się od tego, co oba kocury mówiły.
- Podwoić a nawet potroić patrole - mruknął, będąc nadal zamyślonym - Wykopać groble przeciwpowodziowe i doły - dodał zaraz, oddychając ciężko, a jego końcówka ogona drżała niespokojnie. Na karku czuł oddech zbliżającego się niebezpieczeństwa, nie mógł jednak dokładnie przewidzieć, co takiego się wydarzy. Nie był medykiem, Klan Gwiazdy nie zsyłał mu snów proroczych.
- To nie jest zły pomysł, Iglasty Krzewie zbierz grupę wojowników i zrealizujcie twój plan, ja wybiorę patrole - rzucił Błotnista Gwiazda, na co point skinął łbem i mimo niechęci, podzielił się zadaniem z Wilczym Sercem. Każdy z nich miał wybrać kilkoro silnych wojowników i zacząć kopać. Igła miał zacząć z zachodu, zaś Wilk ze wschodu. Spotkać mieli się zaś wręcz idealnie w połowie drogi od ogranicy z klanem klifu do strumyka po przeciwnej stronie terytorium wilczaków.
Kopali na raty, zmieniając się co chwilę, byle by uniknąć przedwczesnego zmęczenia. Chyba najbardziej ze wszystkich w grupie młodego zastępcy angażował się Nagietkowa Pręga, którego miał zamiar później pochwalić. Był dumny, że to on szkolił świeżo upieczonego wojownika.
- Wracamy do obozu - zarządził, widząc, iż większość zaczyna opadać z sił, przez co efektywność znacznie spadła. Nie dziwił się z resztą, zajęli się tym wczesnym popołudniem, a teraz praktycznie świtało. Każdy był zmęczony, potrzeba snu była w tym momencie ważniejsza. Kocur wolał odpuścić na kilka godzin i wrócić do pracy ze zdwojoną siłą, która pozwoliłaby na szybkie skończenie grobli, niż próbować skończyć to teraz na siłę.
- Jak wam idzie? - ziewnął, po czym otrząsnął się, błota oraz gliny, która mimo wszystko nadal silnie trzymała się jego futra. Pointowi przez myśl przeleciała wizja kąpiącego się w ów strumieniu, na którą skrzywił pysk. Wiedział jednak, że może czasem w nim skończyć, skoro wizja zluzowania z siebie błota przyprawiała go o wymioty. Zerknął na Wilcze Serce, który równie co on, był na tyle zmęczony, że nawet nie miał już siły ukrywać, że trzyma się świetnie. Przeszli razem kawałek, lokując się na uboczu obozu - Mam nadzieję, że za kilka dni to skończymy. Wolałbym aby nastąpiło to wcześniej, jednakże jest to ogromny obszar, a potrzebujemy jeszcze wojowników w obozie do obrony w razie ataku - dodał, drapiąc się za uchem. Nie bawił się w uszczypiwość czy wredne docinki, nie miał na nie głowy. Zamiast tego uśmiechnął się ledwie, na widok jego trójki dzieci bawiących się razem.
< Wilcze Serce? Na tamto opko odpisze jak będę siedziała pewną rzecz c: >
27 listopada 2019
Od Pszenicy
Od Sokoła
Od Cętkowanego Liścia CD Wilczego Serca i Północnego Wiatru
Kocica wyszła z legowiska wojowników głośno przeklinając własną osobę. Dlaczego tylko jej przytrafiają się takie żałosne sytuacje? Czy naprawdę jest takim mysim móżdżkiem? Zanim zniknęła w lesie do jej uszu doszedł jeszcze gromki śmiech Północnego Wiatru.
Cętka pogładziła się ogonem po burczącym brzuchu. Ile można czekać na tę Porę Nowych Liści, aż do upadłego? Westchnęła przeciągle patrząc na kałużę przed sobą. Futro gdzie tylko nie spojrzeć posklejane, poplamione błotem i potargane. Na próżno szukać by tu ładu i czystości. Tyle jednak czasu poświęcała na polowanie, że nie starczało jego nawet na rutynowe czyszczenie. I co? Wilcze Serce zwróci na to uwagę? Oczywiście, że nie, sam wyglądał jak siedem nieszczęść z posklejaną mordą, a co dopiero spoglądać na jakąś wojowniczkę, która to nawet jednego zdania nie jest w stanie złożyć. Czyszczenie więc kwalifikowało się do czynności zbędnych i zajmujących jedne z ostatnich miejsc na liście burej. Zresztą, gdyby taka lista chociażby istniała… Cały jej plan na udany dzień ograniczał się do wstania, zapolowania, spożycia czegoś i pójścia spać. W nieszablonowych sytuacjach dochodził do tego patrol. Zresztą, mimo tego, że całe dnie poświęcała na łowy niewiele z tego wynikało. Dwie piszczki na wschód słońca to było maksimum.
Cętkowany Liść ostrożnie podniosła wzrok. Niebo ciemniało, a zza chmur z trudem można było dostrzec wschodzący księżyc. Czyli i tym razem wróci do obozu późną nocą. Łapy nie ciągnęły jej do legowiska, a wręcz przeciwnie. Chciała puścić się biegiem, w stronę zasłoniętej chmurami Srebrnej Skórki. Zostawić za sobą wszystko co kiedyś było jej drogie i cenne, a teraz stało się jedynie pogrążonym w mroku miejscem śmierci. Miejscem, gdzie panowała zaraza i żałoba, a w powietrzu unosił się duszący zapach kostuchy. Kto wie czy i koty szczególnie serdeczne jej sercu nie miały zejść z tego świata za jeden wschód słońca? Turkawie Skrzydło, Miedziana Iskra, a nawet nieszczęsny Świerkowa Kora, który nie przeżywał przecież już swoich księżycy świetności… Wszyscy byli zagrożeni niechybnym zgonem. Turkawka i płowa spędzały całe godziny przy chorych, co więc trzymało je jeszcze przy życiu? Czarna nawet nie chciała sprawdzać czy wciąż chodzą po tym lesie. Nie chciała patrzeć w niebo by przypadkiem nie dostrzec pyszczka którejś z nich. Szczęście, że chmury jej to w jakiś sposób uniemożliwiały, a teraz dały o sobie znać w postaci małego deszczyku, który z każdego uderzenia serca zmieniał się w ulewę. Kocica parsknęła zirytowana, a następnie ile sił w łapach pobiegła w stronę obozu.
Bura ostrożnie wsunęła się do zmorzonego w śnie legowiska. Wcześniej schowała pod osłonę krzewu jedno zimne truchło, które miała nadzieję, że przechowa się do poranka. Przechodząc między kotami z trwogą zauważyła spory ubytek w ich liczbie. Z zatroskanym wyrazem pyska usiadła na swoim miejscu owijając ogon wokół łap. Zajęła się pospiesznym czyszczeniem futra i spoglądając na ułożonych do snu wojowników dostrzegła jeden intrygujący szczególik. Jej ułożona na karku sierść uniosła się i podobnie jak wyszczerzone kły dała obraz prawdziwie rozwścieczonej Cętki, z którą niejeden bałby się w tamtej chwili skonfrontować.
- Turkawko? - chciała zawołać Cętkowany Liść, ale głos ugrzązł jej w gardle. Czekoladowa postać podniosła wzrok znad ziół i uśmiechnęła się ciepło. Coś było ewidentnie nie tak. Panowała zupełna, ogłuszająca cisza. Świat poszarzał, ale medyczka wciąż się uśmiechała, zastygła w bezruchu. Zimny dreszcz przebiegł po karku wojowniczki. – Turkawko… powiedz coś – odezwała się wreszcie wydobywając z krtani chrapliwy głos. Żadnego ruchu czy jakiejkolwiek reakcji. Bura przełknęła ślinę patrząc w poczerniałe oczy przyjaciółki. Postąpiła krok na drżących z lęku i przejęcia łapach. Miała niejasne przeczucie, że uzdrowicielka za jedno uderzenie serca rzuci się na nią i pozbawi tchu w piersiach. Nieświadomie wstrzymała oddech nie odczuwając przy tym żadnych tego konsekwencji. Przyspieszyła kroku. Ilekroć się zbliżała, sylwetka kocicy oddalała się. Jakby utworzył się przed nią niekończący się korytarz. Wytrzeszczone ślepia i uśmiechnięty pyszczek uzdrowicielki kazały jej byłej uczennicy cofnąć się i jak najszybciej oddalić. Jednak kocica nie ustępowała i z niepokojem oraz trwogą szła dalej. W końcu Cętka doskoczyła do ciała, które jednak rozpłynęło się i zamieniło w czerwony pył.
Wojowniczka gwałtownie otworzyła oczy i z urywanym oddechem rozejrzała się po legowisku. Część kotów wciąż spała, choć przez gałęzie prześwitywały już zimne promienie słoneczne. Wstała mrugając w odpowiedzi na natarczywe światło. Następnie westchnęła widząc przytuloną parę. Wilcze Serce i Miedziana Iskra. Szczerze powiedziawszy nie spodziewała się tego połączenia i jak wcześniej gotowa byłaby udusić swoją byłą terminatorkę, tak teraz gniew zniknął zastąpiony żalem do przyjaciółki. Dlaczego to akurat płowa musi mieć takie szczęście? Dlaczego to nie mogło przytrafić się jej? W ogóle dlaczego oni? To mógłby być ktoś inny, ktoś mniej ważny dla Cętkowanego Liścia, ktoś kogo mogłaby za to porządnie opierdolić!
- Miedziana Iskro – powiedziała poważnym tonem widząc, że Wilk wyszedł już z legowiska. Pointka skierowała na nią swoje nieprzytomne spojrzenie. Czarna zamilkła nie wiedząc co w końcu powiedzieć. Dokładnie widziała przekrwawione od płaczu oczy kotki i niewyraźny wyraz pysk, w jedno uderzenie serca odsunęła od siebie wizję rzucenia się z pazurami na wojowniczkę.
<Wilk?>
Od Sokoła CD. Nostalgii
Od Nagietkowej Łapy (Nagietkowej Pręgi) CD. Przygasającego Płomyka
- Teraz poszło mi dobrze? - spytał z nadzieją, kiedy Iglasty Krzew pospiesznie wstał i stanął przed swym uczniem.
- Cóż... Są postępy... - przyznał niebieski niechętnie.
Nagietkowa Łapa uśmiechnął się szerzej. Kiedy Iglasty Krzew mówi, że są postępy, to tak jakby inny wojownik powiedział "Nagietkowa Łapo, jestem z ciebie taki dumny, idzie ci tak wspaniale, jesteś już tak dobry jak prawdziwy wojownik!"
- Nagietkowa Łapo? - zaczął nagle z powagą.
- Tak?
- Właściwie myślę, że pora zastanowić się nad twoim mianowaniem.
Rudy ledwie powstrzymał się od radosnych podskoków.
- Naprawdę? Mianowanie na wojownika? - upewnił się.
Jego mentor skinął głową, po czym obaj wrócili do obozu.
***
Nagietkowa Łapa przyglądał się, jak starsi uczniowie otrzymują nowe imiona. Był ciekawy, jak on sam będzie się zwał już za chwilę. Swoją drogą bardzo ucieszył go fakt, że razem ze swoimi siostrami jest mianowany w młodszym wieku, niż oni.
- Ja, Błotnista Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. - usłyszał z pyska Błotnistej Gwiazdy. To była jego kolej! - Nagietkowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
- Przysięgam - powiedział rudzielec, przymykając lekko oczy.
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Nagietkowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Nagietkowa Pręga. Klan Gwiazdy cieni twoje męstwo i zapał, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
Nagietkowa Pręga nie mógł powstrzymać uśmiechu. Przejechał wzrokiem po zebranych; oni wszyscy przyszli zobaczyć, jak zostaje mianowany na wojownika, a teraz cieszyli się razem z nim! Może i nie był tak podekscytowany, jak podczas mianowania na ucznia - w końcu już dorósł i trochę spoważniał, ale musiał przyznać, że to uczucie było cudowne.
Od Przygasającego Płomyka
- O, tu jest jakaś woda.
Podeszłam do niej, by się napić. Fuj. Nie pachniała zbyt ładnie. Trochę wyczuwałam w niej drogę grzmotu.
- Przygasający Płomyku? - usłyszałam czyjś głos.
- Tak?
- Co ty tam robisz?
- A no sobie siedzę.
To był Sójcza Łapa, zapewne był w patrolu i wyczuł mój zapach. Wdrapałam się po Północnym Zboczu. I wróciłam do obozu. Ale ja jestem głupia.
Od Przygasającego Płomyka
Pomknęłam do stosu zwierzyny, zostawiłam tam zdobycze. Odwróciwszy się, napotkałam wzrokiem legowisko medyka. Turkawie Skrzydło i Świetliste Skrzydło na pewno chętnie, by coś zjadły. Podniosłam, więc sikorki i stanęłam u wejścia do nory.
- Dzień dobry Świetliste Skrzydło - przywitałam niebieską, mijając ją - gdzie się wybierasz, przyniosłam ci jedzonko?
- Muszę uzupełnić zapasy, zostaw jedną dla mnie, niedługo wracam - odpowiedziała. Weszłam dalej wgłąb legowiska.
- Turkawie Skrzydło? Przyniosłam dla ciebie ze stosu dwie sikorki.
Kotka leżała opierając się o ścianę.
- Cześć Przygasający Płomyku, to miło z twojej strony.
Chwilę później medyczka zaczęła odrywać kawałki miejsca, usiadłam niedaleko niej.
- Jak się czujesz jako wojowniczka? - spytała mnie pointka.
- Całkiem dobrze sobie radzę, myślałam że będzie bardzo trudno, ale jakoś mi idzie, nie zmieniło się za dużo od czasów ucznia, oprócz tego... - zaczęłam mówić, ale w pewnym momencie Turkawie Skrzydło syknęła.
- Coś się stało? - spytałam zmartwiona.
- Nie za dobrze się czuję - powiedziała Turkawie Skrzydło cichym głosem. A po chwili z jej pyska wyleciała krew. To był czerwony kaszel. Zaczęłam panikować. Znowu powrócił. Ale... Ale.. Już go wyleczyliśmy. Do legowiska przyszła Świetlik, ale zobaczywszy co się dzieje, zaczęła biegać, między ziołami.
- Pójdę powiedzieć Błotnistej Gwieździe i Iglastemu Krzewowi - wybiegłam szybko i chwilę potem stałam przed liderem i zastępcą.
- Przygasający Płomyku, co się stało? - spytał niepewnie Błotnista Gwiazda. Próbowałam złapać oddech. Głowa mnie bolała, miałam w głowie pełno myśli
- Czerwony Kaszel. Turkawie Skrzydło. Powrócił.
Od Przygasającej Łapy
Zmierzchowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
- Przysięgam - odpowiedział czekoladowy
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Zmierzchowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Zmierzchowa (muszę poczekać aż dostanę informacje). Klan Gwiazdy cieni twoją lojalność i odwagę, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
- Przygasająca Łapo - zwrócił się do mnie - Czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
- Przysięgam - odpowiedziałam dumnie.
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Przygasająca Łapo, od tej pory będziesz znana jako Przygasający Płomyk. Klan Gwiazdy cieni twój optymizm i odwagę, oraz wita cię jako nową wojowniczkę Klanu Wilka.
Od Przygasającej Łapy
Od Przygasającej Łapy CD. Miedzianej Iskry
26 listopada 2019
Od Sokoła
Od Nostalgii CD. Sokoła
Od Miedzianej Iskry CD Pszenicy
- Kogo szukasz? - zapytał podekscytowany Pszenica.
- Zobaczysz - miauknęła tajemniczo w odpowiedzi Miedź, jednak wciąż nie wiedziała, kogo szuka.
Przy stosie ze zwierzyną zauważyła Łabędzią Szyję, który jej zdaniem również nadawał się na miano "super kota". A może pokaże kociakowi lidera? Nieee, nie będzie przecież łazić z dzieciakiem do Błotnistej Gwiazdy tylko dlatego, że on sobie tak wymyślił. Większość wojowników była poza obozem. Jedni byli na treningach ze swoimi uczniami, inni na patrolu granic, a jeszcze inni na patrolu łowieckim.
Aah, mogłam iść na ten patrol razem ze Zmierzchem, może przynajmniej nie wpakowałabym się w takie coś.
Kotka znowu rozejrzała się rozpaczliwie po obozie, a następnie zwróciła wzrok na małego Pszenicę, wciąż wyczekującego, aż ta pokaże mu kogoś wartościowego. Miedziana Iskra ze zrezygnowaniem usiadła na ziemi.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem Pszenico. Każdy pod jakimś względem jest "super kotem", nie umiem wskazać Ci konkretnej osoby - westchnęła ciężko.
Od Miedzianej Iskry CD Wilczego Serca
Pomimo tak długiego snu Miedziana czuła się jeszcze bardziej niewyspana niż wczorajszego dnia, zapewne przez dręczące ją koszmary.
- Miedziana Iskro - miauknęła poważnie Cętka, jednak widząc wciąż mocno przekrwione od płaczu oczy kotki i ogólny wyraz jej pyska, nie odezwała się już więcej.
Po ostatnich wydarzeniach Miedziana Iskra wciąż nie doszła do siebie, ale czuła się w miarę dobrze. Mogła normalnie funkcjonować, przeszedł jej już okres codziennego płaczu i roztrzęsienia. Jednak pustka, jaką pozostawili po sobie nie żyjący już członkowie klanu z pewnością zostanie na dłużej.
Przechadzała się po lesie, przy okazji rozglądając się za zwierzyną. W końcu teraz każda zdobycz jest na wagę złota. Poza obozem nie było zbyt przyjemnie. Temperatura powietrza była niska, a częste powiewy wiatru oraz wilgoć jeszcze bardziej potęgowały to wrażenie. Większość stworzeń nie wychylała nosków poza swoje domy. I Miedziana Iskra się im nie dziwiła, każdy chce mieć trochę ciepła. Ale też każdy chce mieć co jeść. Kotka przygwoździła do ziemi biedne stworzonko, jakim bym wróbel. Wbiła w niego swe ostre kiełki, aby zakończyć jego nędzny żywot. Szybko zakopała piszczkę i ruszyła dalej. Z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej traciła chęci do polowania. Smętnie włóczyła łapami z głową zwróconą w dół. I już chciała zawracać w stronę obozu, ale na jej drodze jakby znikąd pojawił się Wilcze Serce. Kotka podniosła na niego wzrok, jednak nie wiedziała jak się odezwać.