Przed oczami zatańczyły mu kolorowe iskierki, a ból, jaki poczuł, przeszył całe jego ciało. Zwinął się przed pułapką, wyjąc żałośnie, gdy z przerażeniem dostrzegł, że część jego ciała została w jej środku. Miał nadzieję, że to tylko sen. Bardzo, bardzo zły sen, z którego zaraz się obudzi. Przecież wszystko było dobrze, prawda? Musiało być. Ale skoro musiało być dobrze, to czemu tak okrutnie bolało?
Następnym, co zapamiętał, była ciemność.
Następnym, co zapamiętał, była ciemność.
~*~
Obudził się parę wschodów słońca później, wciąż okropnie obolały. Obraz przed jego oczami dopiero nabierał ostrości, jednak Zlepiona Łapa na podstawie kolorowych plam stwierdził, że był w leżu medyków. Spędzał tutaj tak wiele czasu, że rozpoznałby to miejsce z zamkniętymi oczami - żadne inne nie pachniało równie cudownie. Obok siebie wyczuł przyjemne ciepło, które również od razu rozpoznał - Sroczy Żar. Uśmiechnął się słabo. Powoli wszystko nabierało kształtów i nie były to już abstrakcyjne kolory. Uczeń spojrzał na kocicę, która spała, najwidoczniej wyczerpana ostatnimi dniami. Błądząc wzrokiem po leżu medyków dostrzegł Księżycowy Pył i uznał, że on także powinien iść spać.
Nie miał siły na konfrontację z ojcem.
I ból. Ten okropny ból!
Co prawda był trochę przyćmiony ziołami, jakie ładował w niego Sokole Skrzydło, lecz wciąż - okropny.
Zlepiona Łapa z trudem zasnął.
Nie miał siły na konfrontację z ojcem.
I ból. Ten okropny ból!
Co prawda był trochę przyćmiony ziołami, jakie ładował w niego Sokole Skrzydło, lecz wciąż - okropny.
Zlepiona Łapa z trudem zasnął.
~*~
Pogodził się już z tym, że będzie niepełnosprawny. Z początku przepłakał kilka nocy, klnąc w duchu na Lisią Gwiazdę, ale jakoś to przebolał. Będzie mu tylko troszkę trudniej, prawda? To tak dużo nie zmienia. Ma jeszcze trzy, sprawne łapy. Da sobie radę.
Najgorszy cios miał jednak dopiero nadejść i to zupełnie niespodziewanie. Lśniące Słońce grzebał coś w jakiś ziołach, gdy do leżą wszedł Sokole Skrzydło. Zlepiona Łapa spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko.
— Hej, Soko-ko-kole S-s-skrzydło! K-kie-kiedy mo-mo-mogę wróci-cić na tre-trening? — zapytał. Zapomniałam wspomnieć, że jąkanie powróciło do niego równomiernie z utratą łapy. Niebieski wojownik spojrzał na niego, a na jego pysku malowało się zmartwienie. Zlepiona Łapa nie rozumiał, dlaczego. Przecież koty robią sobie krzywdę, a potem żyją dalej. Czemu tak na niego patrzył?
— Nie wrócisz na trening, Zlepiona Łapo — oznajmił cicho, spuszczając wzrok. — Myślę... Że będziesz musiał zostać uczniem medyka.
Liliowy mógł się założyć, że w całym obozie było wyraźnie słychać, jak pękło mu serce. On?! Uczniem medyka? Czy to jakiś żart? Przecież miał być wojownikiem! Silnym, wspaniałym wojownikiem, który będzie chronić Klanu i łzami. Z jego pyska wydobył się żałosny skowyt.
— Jak śmiesz?! — Wrzasnął tak pretensjonalnie, że nawet Lśniące Słońce odwrócił się, zainteresowany rozwojem sytuacji. Liliowy nie myślał e ogóle nad tym, co powie. Był wściekły. — Jak śmiesz decydować o tym, co zrobię? Ty nędzny, parszywy wypłoszu! Myślisz, że kim jesteś? Byłbym świetnym wojownikiem, słyszysz mnie? Za-je-bis-tym. Jeszcze nasrałbyś pod siebie i się w tym wytwarzasz pod wrażeniem moich umiejętności — zadeklarował, trzaskając gniewnie ogonem o ziemię. Sokole Skrzydło spojrzał na niego z pewną dozą współczucia, aby oznajmić.
— Albo to, albo starszyzna, Zlepiona Łapo.
Liliowemu chyba zakręciło się w głowie.
Musiał zostać medykiem.
On.
Najgorszy cios miał jednak dopiero nadejść i to zupełnie niespodziewanie. Lśniące Słońce grzebał coś w jakiś ziołach, gdy do leżą wszedł Sokole Skrzydło. Zlepiona Łapa spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko.
— Hej, Soko-ko-kole S-s-skrzydło! K-kie-kiedy mo-mo-mogę wróci-cić na tre-trening? — zapytał. Zapomniałam wspomnieć, że jąkanie powróciło do niego równomiernie z utratą łapy. Niebieski wojownik spojrzał na niego, a na jego pysku malowało się zmartwienie. Zlepiona Łapa nie rozumiał, dlaczego. Przecież koty robią sobie krzywdę, a potem żyją dalej. Czemu tak na niego patrzył?
— Nie wrócisz na trening, Zlepiona Łapo — oznajmił cicho, spuszczając wzrok. — Myślę... Że będziesz musiał zostać uczniem medyka.
Liliowy mógł się założyć, że w całym obozie było wyraźnie słychać, jak pękło mu serce. On?! Uczniem medyka? Czy to jakiś żart? Przecież miał być wojownikiem! Silnym, wspaniałym wojownikiem, który będzie chronić Klanu i łzami. Z jego pyska wydobył się żałosny skowyt.
— Jak śmiesz?! — Wrzasnął tak pretensjonalnie, że nawet Lśniące Słońce odwrócił się, zainteresowany rozwojem sytuacji. Liliowy nie myślał e ogóle nad tym, co powie. Był wściekły. — Jak śmiesz decydować o tym, co zrobię? Ty nędzny, parszywy wypłoszu! Myślisz, że kim jesteś? Byłbym świetnym wojownikiem, słyszysz mnie? Za-je-bis-tym. Jeszcze nasrałbyś pod siebie i się w tym wytwarzasz pod wrażeniem moich umiejętności — zadeklarował, trzaskając gniewnie ogonem o ziemię. Sokole Skrzydło spojrzał na niego z pewną dozą współczucia, aby oznajmić.
— Albo to, albo starszyzna, Zlepiona Łapo.
Liliowemu chyba zakręciło się w głowie.
Musiał zostać medykiem.
On.
< Ktoś z kk? Ostrzegam, Zlepuś nie w sosie >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz