Ciężko mu było to przyznać, ale rozmowa z Cętką mu pomogła.
Ostatni raz rozmawiał tak chyba z Wróblowym Śpiewem… Skrzywił się na to wspomnienie. Mimo wdzięczności za jej ciepło, kocur nie potrafił wybaczyć jej długiego języka. Nie potrafił już otworzyć się przed nią jak wcześniej, jego wizyty w legowisku starszyzny stały się dużo rzadsze. A później… Dalej nie pogodził się ze śmiercią Borsuczej Gwiazdy i wątpił, żeby kiedykolwiek miało to nastąpić. Może wtedy, gdy złoży na jego grobie łeb Lisiej Mendy. Ale i tego nie był pewien.
Cętka… Miał nadzieję, że skoro się przed nią otworzył bardziej niż zwykle, wszystko się nagle nie spieprzy. Jak zawsze. Wszyscy, którzy się do niego zbliżyli, cierpieli. Albo byli martwi. Naprawdę nie wiedział dlaczego kotka jeszcze z nim rozmawia po tym, co jej zrobił. I mimo wszystko wolał, żeby trzymała się z daleka. Dla swojego własnego dobra.
***
Polowanie się udało. Powoli odzyskiwał pełną sprawność, przynajmniej fizyczną. Dalej był osłabiony i szybciej się męczył, ale gdy spojrzał w swoje odbicie w wodzie, widział już kocura, nie ducha.
Musiał wziąć się w garść. Miał cel do osiągnięcia. I w końcu wymyśli, jak tego dokona.
Nie miał jeszcze ochoty wracać do obozu, więc wędrował bez celu. Nie zdziwiło go bardzo, gdy trafił na woń obcych kotów. Zdziwiło, że tak blisko granicy. Dla zasady podążył za zapachem.
- Nie powinnyśmy zawracać...? - usłyszał w oddali. Młody głos. Wytężył słuch i udało mu się wychwycić prychnięcie,zapewne będące odpowiedzią na pytanie.
Podszedł bliżej, ukrywając się w krzakach. Nie podobało mu się to, nawet bardzo. Przekroczenie granicy wyglądało jak głupia próba udowodnienia swojej wyższości, a na to miał uczulenie.
Dostrzegł, jak czarna kotka (to pewnie ona była właścicielką młodego głosu) dogania starszą burą, nonszalancko wkraczającą na teren Klanu Wilka. Nie było wyjścia.
Wyszedł zza krzaków, przyglądając im się uważniej. Kotki drgnęły, a na jego pysk mimowolnie wkradł się pełen politowania uśmiech. Bura szybko się otrząsnęła, widział, jak badawczo mu się przygląda. Aż parsknęła śmiechem.
- Ojeju, stary, mamusia cię poturbowała jak byłeś mały? - zadrwiła. - Bo wydaje mi się, że zgubiłeś trochę włosów.
Spojrzał w jej pomarańczowe oczy i dostrzegł w nich siebie. Drwiące spojrzenie, sarkastyczny uśmieszek…
- Ciekawe, kto skrzywdził ciebie - szepnął, zanim zdążył się powstrzymać. Nie miało to najmniejszego znaczenia. Była intruzem, którego musiał przepędzić. A coś mu mówiło, że ta kotka zna tylko jeden język. Do małych nie należał, ale i tak go przewyższała. Turkawie Skrzydło go zamorduje, gdy znowu wróci poraniony…
- Czyli tego uczy się w Klanie Nocy - powiedział już głośniej. - Naruszania terenów innego klanu. - Lekkie skrzywienie jej pyska powiedziało mu, że trafił. Była mentorką czarnej, stojącej parę kroków dalej.
- Masz coś do Klanu Nocy? - warknęła, spinając ciało. Poczuł, jak jego sierść na karku się jeży, ale z jakiegoś powodu nie chciał z nią walczyć. Zbyt przypominała mu siebie. Gdyby ją teraz zaatakował… To było właśnie to, czego chciała, prawda? Nie mógł dać się sprowokować.
- Ale tak właściwie to dlaczego? - odezwał się inny głos. - Rzuć się na nią, daj nauczkę! Pokaż, że Klan Wilka jest silny, że zmiażdży każdego, kto mu się przeciwstawi! Tego właśnie pragniesz, prawda?
Przed oczami stanął mu pysk Iglastego Krzewu, ofiary jego wściekłości. Zobaczył Cętkę, słuchającą tego, co opowiadał.
Jeżeli ta kotka chce się stać się taka jak Buck, proszę bardzo. Ale on nie ma zamiaru przykładać do tego łapy. Nie będzie z nią walczył.
- Odejdźcie stąd - jego głos był absolutnie chłodny.
<Pstrąg?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz