Po tym, czego dowiedziała się od Fiołkowej Bryzy nie mogła trzymać łap przy sobie. Pogrywanie z nią to jedno, drobnostka, którą spokojnie przeboleje. Ale nikt. Nikt nie uderza do jej rodziny. Nów planowała zrobić temu czarnemu wypłoszowi z dupy jesień średniowiecza. Oj tak, jak z nim skończy, nie będzie wiedział, gdzie ma ogon, a gdzie czubek nosa. Jednak nie rzuciła się na niego od razu. Nie przy wszystkich. Musiała odczekać, aż będzie sam.
Teraz rolę się odwróciły. To ona śledziła jego. Obserwowała każdy jego krok, jej wzrok towarzyszył mu niczym cień, zawsze podążając śladami jego łap. W końcu, był zupełnie sam i mogła uderzyć. Skoczuła na (teraz już) wojownika Klanu Lisa, powalając go na ziemię. Ciekawe, czy Czereśnia obdarzyłaby go tym tytułem, wiedząc, co uczynił przed księżycami? Czy trzymałaby takie lisie łajno w klanie? Pozwoliłaby, aby skrzywdził kogoś jeszcze. Wbiła nienawistne spojrzenie w Owcę, którego początkowe zdziwienie zmieniło się w kpinę, narysowaną na pysku bardzo dokładnymi kreskami.
— Czego znowu chcesz? Znudziło ci się siedzenie z nosem w ziołach i wolisz powąchać kwiatki od spodu? — prychnął, spoglądając w dwukolorowe oczy. Był pewny, że szylkretowa tak naprawdę nie zrobi mu krzywdy, czego by nie gadała. Była zbyt miękka, już dawno zatraciła swoje dawno zdolności. Gdyby tylko wiedział, że asystentka wiedziała o nim więcej, niż się spodziewał.
— Zamknij pysk, krowi gnoju — syknęła, pochylając się nad jego uchem i mocniej uciskając jego szyję — wiem, co zrobiłeś. Nie ujdzie ci to na sucho.
Owca przewrócił oczami. Naprawdę nie miał czasu na te jej złości. Że też akurat jej się zebrało. Tyle za nią łaził, a dopiero teraz stwierdziła, że mu nakopie? Co za zrządzenie losu.
— Co ty gadasz, łysiejąca szczurzyco? Piski zagłuszają mi słowa — zakpił. Nów zdzieliła go łapą z wystającymi pazurami w pysk. Skóra pod jego sierścią rozcięła się, a z rany zaczęła wypływać krew. Nów chwyciła go za barki, blokując przy podłożu. Kopnęła go tylną łapą w brzuch, a ten jęknął głucho. Począł się wyrywać, jednak Nów nie zamierzała ustąpić. Nie teraz.
— Nów? Owca? Co wy wyprawiacie? — Obie głowy odwróciły się w kierunku biało-czarnej kocicy o pięknych, zielonych oczach. Czereśnia spoglądała na członków swojego klanu z nie lada zdumieniem.
— Już wyjaśniam... — zaczęła szylkretowa, wciąż przytrzymując gówniarza. Ten jednak urwał jej, zirytowany.
— Co? Co? Ta WARIATKA na mnie napadła. Jest niespełna rozumu i stanowi zagrożenie — zaczął mówić Owca, a Nów spojrzała na niego wilkiem.
— To prawda, Nów? — zapytała spokojnie liderka. Szylkretowa pokiwała głową.
— Owszem, zaatakowałam go. Jednak z dobrego powodu. Czereśnio, niniejszym cię zawiadamiam, że twój były uczeń podpalił moją siostrę — oznajmiła z grobową powagą, przygniatając kocura mocniej do ziemi. Poczuła, jak kocur wstrzymuje oddech, zdumiony tym, co właśnie usłyszał.
Ona. Wiedziała.
Podpalił. Jej. Siostrę.
— To pomówienia! — krzyknął, spoglądając na dawną mentorkę. Nów właściwie to nie obchodziło. Mógł sobie krzyczeć. Nawet, jeśli Czereśnia ją wyrzuci, ona i tak go dopadnie. Zresztą, czekoladowo-biała jest rozsądna. Wysłucha obu stron.
< Czerere? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz