- Borsuczy Gońcu! Różane Pole! Błotnisty Pysku! – Zaczęłam krzyczeć, choć wiedziałam, że ich tu niema. Gdy kocur to usłyszał, puścił kotkę i rozejrzał się nerwowo. Zaraz potem uciekł w krzaki.
- Nic ci nie jest?- Zapytałam kotki. Ona tylko się rozejrzała, wydawała się, być dziwne zaniepokojona.
- Gdzie oni są? – Zapytała podejrzliwie kotka i zaczęła się rozglądać.
-Jacy oni? – Zapytałam, nie do końca rozumiejąc pytanie nieznajomej.
- Koty, które wołałaś. – Odpowiedziała, w taki sposób, jakby było to oczywiste.
- Ach tak, nie ma ich tu, po prostu chciałam go spłoszyć. – Oznajmiłam kotce i usiadłam.
- Czemu nie atakowałaś? – Zapytała mnie i zaczęła wylizywać ranną łapę.
- Jestem medykiem, ja nie walczę, ja leczę. – Oznajmiłam, najspokojniej jak mogłam, choć byłam bardzo zdenerwowana. Nie byłam do końca pewna, co nieznajoma zamierza, bo na przykład ten rudy samotnik, chciał mnie zabić lub jeszcze coś innego…
- Jednego z klanów? – Zapytała mnie Biała kotka.
- Tak. – Odpowiedziałam krótko. – Nazywam się Burzowe Futro. – Przestawiłam się zielonookiej samotniczce.
- Jestem Orzeł. – Powiedziała równie krótko, jak ja.
<Orzeł???>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz