Spojrzała na kociaka. Ona też trochę go nie widziała. Co prawda, jego matka wyprawiła jej ostatnio reprymendę, jednak nie zauważyła go wtedy w kociarni. Może wyszedł na spacer? Zdziwił ją jednak widok kociaka w ich legowisku. Ona sama w jego wieku rzadko bałęsała się po obozie. Bardziej wymykała się poza jego granice, gdy nikt nie patrzył, za co oberwało jej się kilka razy. Właściwie, gdyby jej matka nie była biała, wysiwiałaby pewnie przez jej wybryki. Ciernista musiała jednak przyznać, że rudy kocurek także się zmienił. Pamiętała go, jako małą, popiskującą kuleczkę, a później troszkę większą, nie popiskującą, ale wciąż kuleczkę. Kiedy on i jego siostra się pojawili, nie pałała do nich zbytnią sympatią. Czuła, że zastąpili Burzę. Lubiła jednak ich matkę, więc nie do końca pewna była swojej opinii. Urocza Przepiórka rozweselała cały złobek, jak to dotychczas robił jej przyjaciel, a Błądzący... Błądzący zawsze był zagadką. Te czynniki sprawiły, że w kotce zgasła niechęć. Teraz tonkijczyk na pewno kuleczki nie przypominał. Był podobnej postury, co jej brat jeszcze kilka księżyców temu, chociaż była przekonana, że Ksiezycowa Łapa był troszeczkę wyższy. Mogło to być jednak spowodowane przez to, że niebieski kocurek zawsze był wyższy od niej, więc bura patrzyła na sprawę bardzo subiektywnie.
— Ty też podrosłeś — stwierdziła z uznaniem. Kotek uśmiechnął się, ale tylko delikatnie. — Co Cię tutaj sprowadza? — zapytała. Rdzawa dała jej dzień wolny, więc bura dopiero wstała. Nie zobaczyła jeszcze chłodnego pyszku, który powoli zaczynał pokrywać ich tereny, przedwcześnie.
— Chciałem się upewnić, że nie zamarzliście. — Ciernista nawet nie miała pojęcia, że jej wargi wydęły się w lekkim uśmiechu. To było urocze z jego strony, szczególnie, że faktycznie było dość zimno. — Wszędzie jest ten śnieg... — dodał cicho. Oczy kotki zabłysły, kiedy owa informacja znalzła mózg. Śnieg! To już?!
Nie kontrolując się, wyjrzała z legowiska, po czym uśmiechnęła się szeroko. Zaraz jednak się opanowała. Jeszcze uznają ją za wariatkę. Odwróciła się do swojego młodszego rozmówcy.
— Pierwszy raz widzę śnieg... — powiedziała, lekko zdumiona. Point spojrzał na nią, zdziwiony.
— Naprawdę? — zapytał. Bura potwierdziła skinięciem głowy.
— Urodziłam się w porze nowych liści — wyjaśniła, po czym jeszcze na moment spojrzała na zewnątrz. — Jest piękny... Ale też niebezpieczny. Mama mówiła mi, że wiele kotów w zimie traci życie, zamarzając — jej ton głosu spoważniał. Młodszy podszedł do niej.
— Jak wiele? — zapytał. Zupełnie zapomniała, że to jeszcze kocię i ta informacja mogła go trochę przestraszyć. Zwróciła główkę w jego kierunku.
— Głównie samotnicy, albo koty, które się zgubiły. Spokojnie, w obozie nic nam nie grozi — dodała cieplej. Nie do końca wiedziała, jak się rozmawia z młodszymi kotami. Zawsze to ona była traktowana, jak kocię, chociaż zdawała się już o wiele dojrzalsza.
<Błądzący?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz